Gdy Agnieszka patrzy na Anetę, widzi swą siostrę siedzącą na wózku
z nogami przypiętymi pasami do podnóżka. Kiedy Aneta patrzy na Agnieszkę,
widzi to samo. Tyle tylko, że jedna, szpotawa, wiecznie wykręcona
do środka stopa jej siostry spięta jest pasami inaczej.
Między wersalką a drzwiami, w maleńkim plastikowym foteliku
siedzi Jaś. Jest jak krasnoludek. Jego nogi nie muszą być krępowane.
Jaś i tak nie chodzi.
Gosia jest jak iskra. Drobna, radosna, ciemnooka sześciolatka.
Nauczycielka sióstr, ich masażystka, inicjatorka zabaw, znawczyni
kuchni (zwłaszcza galaretek). Uczennica zerówki. Jedyne w pełni sprawne
dziecko Krystyny i Kazimierza Porębskich.
Pani Krystyna mówi, że wypłakała wszystkie łzy. Ale nie
wypłakała.
- Nie ma we mnie buntu. One są. Moje dzieci! Na nie mam
się buntować?
- Proszę nie mówić o zakładzie. Nigdy ich nie oddam. Póki
żyję. One są podwójnie nieszczęśliwe, bo wszystko rozumieją.
Kazimierz Porębski rozumuje inaczej niż żona. On pyta: "
Dlaczego ja?", "Dlaczego mnie to spotkało?". Twierdzi, że nie przestanie
pytać.
Kasinę zasypało śniegiem. Wieś się skurczyła, Beskidy przybliżyły.
- Zima oznacza skazanie dziewcząt na pokój - mówi pani Krysia.
W lecie jest inaczej. Dziewczynki cały dzień siedzą na tarasie
albo w domku gospodarczym. Tata urządził tam salę lekcyjną z tablicą.
Jest dużo miejsca. Gosia może tańczyć. W zimie wózkiem inwalidzkim
nigdzie się nie dojedzie. Kasina to Kasina. Wieś.
Jeżeli w domu Porębskich wisi na drzwiach nitka, to znaczy,
że nitka jest potrzebna. Całą przestrzeń życiową rodziny stanowi
pokój i kuchnia. Pokój ma 3 m wszerz i 4 m wzdłuż. Kiedy na noc rozłoży
się wersalki i fotele, kończy się chodzenie. Nie widać podłogi.
Wszystko w tym domu jest takie mądre. Poukładane, po sto
razy naprawiane, przemyślane, zadbane, pocerowane i czyste. Zaoszczędzone
i użyteczne.
Narodziny
Dzieci rodziły się zdrowe. 16-letnia Agnieszka w chwili
przyjścia na świat otrzymała 9 punktów w skali ocen noworodków. Rozwijała
się normalnie. Po szczepieniu przeciwko chorobie Heinego-Medina dostała
ataków padaczkowych. W końcu drgała nieustannie. Choroba zaczęła
się między 7. a 8. miesiącem życia.
- Lekarka pediatra krzyczała na mnie: "Dlaczego pani ją
szczepiła? To jest porażenie mózgowe!" - mówi pani Krysia. - Jak
to, dlaczego szczepiłam? Z obowiązku.
Przed blisko 15 laty urodziła się Aneta i także otrzymała
9 punktów. Rozwijała się normalnie do czasu szczepienia. U niej zmiany
po porażeniu mózgowym następowały powoli. Obie dziewczynki wcześnie
zaczynały mówić. Dziś nie mówią.
Kiedy one okazały się takie chore, Kasina zamarła. Na dłuższą
chwilę, bo ludzie musieli pozbierać myśli. Wieś postawiła własną
diagnozę.
- Powiedzieli, że wszystkie moje córki będą upośledzone.
Tylko syna urodzę zdrowego.
Po 10 latach spodziewająca się kolejnego dziecka pani Krystyna
zażądała badań wczesnociążowych. Zażądała ich tym bardziej, że wcześniej
lekarze wykluczyli u niej obciążenia genetyczne. Specjaliści zapewnili,
że dziecko urodzi się zdrowe. Gosia po przyjściu na świat została
wszechstronnie zbadana (9 punktów) i... otrzymała zwolnienie z wszelkiego
typu szczepień.
Życie 3,5-letniego Jasia było kontrolowane przez lekarzy
niemal od chwili poczęcia. Ważący 4,2 kg mały, słodki ciężarek urodził
się zdrowy i zyskał najwyższą, 10-punktową notę. Przeszedł wszystkie
badania, w tym neurologiczne. W 7. miesiącu życia Jaś zaczął siadać.
Siadał i upadał. Nigdy nie został zaszczepiony. Nazwa jego schorzenia
brzmi niegroźnie: kręgosłupowe osłabienie mięśniowe, ale choroba
jest straszna. Jaś nie chodzi.
Przyjaźnie
Pani Krystyna nie jest twardą góralką. Jest krucha. Jeżeli
jest silna, to siłą, którą wyzwala cierpienie tych, których kocha.
- Kiedy zaczęły mnie kłuć plecy, przeraziłam się. Nie mam
czasu chorować. Pomogły ręce Gosi.
Gosia jeszcze przed momentem siedziała daleko. Raptem przysunęła
się o centymetr, potem o pół meterka i znów o centymetr. Człowiek
nawet nie spostrzega, że siedzi w fotelu razem z małą.
Agnieszka wie, że w swojej nękanej przykurczami dłoni może
niechcący zakleszczyć boleśnie czyjąś rękę. Pragnie jednak ciepła
człowieka. Jak może najczulej, choć ramię jej nie słucha, podaje
swoją biedną dłoń. Jeżeli przytulić tę rękę do policzka, jeżeli wciąż
delikatnie rozcierać, to można poczuć, jak ustępuje naprężenie mięśni.
Agnieszka mówi prawie "tak", prawie "nie" i jakby "hej". Wszystko
inne wyraża uśmiechem, oczami, ciałem. Bulgocze i pohukuje, ślini
się i pręży. Sobą wyraża to, co czuje.
- Jest w pobliżu taki chłopiec. Podoba jej się - mówi mama
szeptem, ze łzami.
Aneta nieźle włada prawą dłonią. Na "tak" dłoń jest w górze,
na "nie" grzmoci o poręcz wózka. Gdyby była chłopcem, byłaby mechanikiem.
Na razie wszystko psuje. Rozłoży na części pierwsze każdą rzecz.
Aneta najczęściej przebywa w swoim własnym świecie.
Jasia interesuje zamknięta w szufladzie czekolada i to,
żeby być jak najbliżej mamy. Chłopiec ma blok mowy. Zna jednak litery
i zaczyna czytać. Ma szansę, żeby chodzić, ale potrzebna jest pełna
rehabilitacja.
Nie trzeba wchodzić w świat chorych, niesprawnych dzieci.
Ale siostry siedzą przecież wciąż twarzami do siebie. Agnieszka widzi,
jak bezwładnie opada na piersi głowa Anety i z jakim mozołem ona
ją wciąż dźwiga. Widzi, kiedy bieleją palce u rąk siostry. Aneta
ma problemy z krążeniem. O czym one rozmawiają i czy rozmawiają?
Nie trzeba wchodzić w świat chorych dzieci. Gosia tańczy.
Masuje palce siostry. Potem może znowu zatańczy. Nie wie jeszcze,
że kiedyś od niej zależeć będzie los sióstr. W rodzinie nazywane
są "dziewczynami". Na znak równości.
Na zerówce skończyła się ich szkolna edukacja. Od 7 lat
do domu przyjeżdżają nauczycielki i uczą dziewczyny podstawowych
pojęć, znaków, symboli.
- Raz w tygodniu jedziemy wózkami na religię - pani Krysia
zamyśla się - ja nie mogłam nie uczyć ich Boga.
Przyjaźń dziewczynek z ks. Grzegorzem Kuflem trwa długo.
Kiedy postanowiono, że pójdą do Pierwszej Komunii Świętej, mama była
niespokojna. Agnieszka i Aneta boją się tłumu, szczypania w policzki,
grającej orkiestry. Ksiądz Grzegorz znalazł jednak sposób. Przyszedł
do dziewczyn z gitarą i począł grać na wszystkich strunach. Począł
śpiewać. A one? Były zachwycone.
- Zajmuje się nimi pedagog szkolny, pani Grażyna Gil. Jest
rzeczywiście opiekunką. Do niej i do księdza Grzegorza chodzi się
z problemami. A problemem jest czasem po prostu wypchnięcie wózka
z błota.
Dziewczyny mają lekcję w kuchni. Jaś dopadł do czekolady.
Oglądamy zdjęcia komunijne.
- Przyjdź jutro. Pokażę ci ząb, który mi wypadł - kusi szeptem
Gosia.
- Gosia, do szkoły!
Ten stary domek, łatany, ostukiwany i ocieplany ma własną
otulinę. Jeżeli dom może mieć serce, to ten dom ma serce.
Sami potrzebują pomocy. Potrzebują tej pomocy więcej niż
można sobie wyobrazić. Agnieszka robi się ciężka. Przenoszona sztywnieje
i jest podwójnie ciężka. Ramiona pani Krysi są coraz słabsze. W przyznanym
im przez PFRON (Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych)
przed 10 laty fiacie naprężone dziewczynki już się nie mieszczą.
O umieszczeniu w samochodzie wózków nie ma mowy. Nie ma mowy tym
samym o fachowych zabiegach potrzebnych Agnieszce i Anecie. Oczywiście,
masaże robią mama, tata i Gosia. Ale pani Krysia ma czworo dzieci,
gotowanie, sprzątanie, pranie dwa razy dziennie, dojazdy z Jasiem
na masaż wodny. Każdy posiłek karmionych dziewczyn trwa godzinę.
Tata jest nauczycielem i chwyta wszelką dodatkową pracę, jaka się
nadarzy.
- Gosia? Ona musi mieć kawałek swojego dzieciństwa.
Pani Krystyna nie umie wyciągać ręki. Rodzina ma miesięcznie
na osobę ok. 350 zł, razem z dodatkiem pielęgnacyjnym i rodzinnym.
Kupowane z "ulgą" pampersy dla dziewczyn kosztują 100 zł co miesiąc.
PFRON przyznał (niewystarczający) kredyt na nowy samochód.
20% potrzebnych pieniędzy trzeba jednak mieć własnych. To jest kwota
przekraczająca możliwości Porębskich. O takich pieniądzach w ogóle
się w domu nie rozmawia. Dla całej niepełnosprawnej trójki potrzebne
byłyby parapodia - przyjazne kalekiemu człowiekowi urządzenia, będące
połączeniem chodzika, stabilizatora, stymulatora oddychania i napinacza
mięśni.
Na wiosnę do budynku gospodarczego zostanie dobudowany pokój
i może łazienka. O rodzinie z Kasiny dowiedziało się Stowarzyszenie
Ludzi
Otwartych Serc "LOS" z Olsztyna k. Częstochowy. Ta skupiająca
osoby niepełnosprawne organizacja pragnie, choć w części, pomóc.
W nocy, gdy w pokoju nie widać już podłogi, Gosia płacze.
- Tylko Jasia kochasz. Mnie już wcale.
- Nieprawda. Twoja jest moja głowa. Agnieszki jedna noga,
Anety druga noga. Jasia ręka, taty druga ręka.
Gosię satysfakcjonuje ten podział. Kiedy ona zasypia, mama
też zasypia.
Fundacja Zdrowie Dziecka przy Szpitalu Dziecięcym św. Ludwika
w Krakowie założyła konto dla Agnieszki i Anety. Podajemy numer:
PBK SA, III Oddział Kraków, ul. Dunajewskiego 8, 11101330-605061-2750-3-82,
z dopiskiem: "Dla Bliźniaczek".
Pomóż w rozwoju naszego portalu