Kanon 529 paragraf 1 kodeksu prawa kanonicznego mówi: "Pragnąc dobrze wypełnić funkcję pasterza, proboszcz powinien starać się poznać wiernych powierzonych jego pieczy. Winien zatem nawiedzać rodziny, uczestnicząc w troskach wiernych, zwłaszcza niepokojach i smutku, oraz umacniając ich w Panu, jak również - jeśli w czymś nie domagają - roztropnie ich korygując".
Ks. Andrzej Kitowicz w Opisie obyczajów i zwyczajów za czasów
Augusta III pisze: "Kolęda jest to zwyczaj kościelny zaczynający
się od Nowego Roku i trwający do Wielkiego Postu. Księża plebani
lub ich wikaryusze jeżdżą w tym czasie po dworach i wsiach, a w miasteczkach
chodzą po domach, ogłaszają w krótkiej przemowie przyjście na świat
słowa wcielonego, życzą błogosławieństw wszelkich niebieskich i ziemskich
i po skończonej perorze, egzaminują czeladź domową i służących z
katechizmu. Asystujący do tej kolędy organista z bakałarzem, gdzie
jest i kilku chłopców, śpiewają wchodząc i wychodząc jaką pieśń o
Bożym Narodzeniu".
Najbliższe opisanej wyżej wizycie duszpasterskiej z XVIII
w. są kolędy na terenach wiejskich, gdzie staropolskie "gość w dom,
Bóg w dom" nie straciło swego znaczenia.
Są rejony w Polsce, gdzie wysypuje się piaskiem ścieżki,
aby ksiądz bezpiecznie dotarł do celu. Sprzątane na błysk jest nie
tylko domostwo, ale całe obejście gospodarskie.
Ksiądz Robert, proboszcz wiejskiej parafii na wschodnich
terenach Polski, mówi, że toczą się prawdziwe negocjacje, jaka będzie
obowiązywać trasa marszruty po wiosce, kto podejmie księdza obiadem,
gdzie napije się kawy. Ta zewnętrzna otoczka jest świadectwem roli
kapłana w małych społecznościach, dowodem życzliwego traktowania,
szacunku, zaufania. Kolęda to nie tylko okazja do wspólnej modlitwy,
poświęcenia domu i obejścia, ale także do rozmowy. Okazja, by wyżalić
się, pochwalić, porozmawiać o życiu, wierze, nawet polityce. Ks.
Robert nazywa kolędę formą rewizyty kapłana u wiernych.
W parafiach miejskich tempo kolędowania odpowiada tempu życia.
Trzeba dostosować czas do miejsca. Znać rozkład zajęć mieszkańców
poszczególnych bloków, żeby np. nie okazało się, że w bloku odwiedzanym
wczesnym popołudniem nie zastanie się nikogo, bo wszyscy jeszcze
są w pracy. Takich "wpadek" w zasadzie nie ma, ale i tak księża ciągle
spotykają się z pretensjami, że zjawiają się nie w porę. Ks. Andrzej
twierdzi, że po paru latach proboszczowania można chodzić po kolędzie
z "zamkniętymi oczami". Drzwi od lat zamknięte przed księdzem pozostają
nadal zamknięte. Czasem zdarza się cud i za takimi drzwiami nagle
odnajdujemy kogoś poszukującego sensu życia, czekającego na rozmowę,
bo jeszcze mu za daleko do kościoła, ale odważył się na ten pierwszy
krok...
Kolęda może stać się dla kapłana zderzeniem wyobrażeń
o parafii z rzeczywistością. W praktyce właśnie wtedy, chodząc od
domu do domu, widzi się, jakie spustoszenia czynią sekty, alkoholizm
i bieda. Członkowie sekt bywają agresywni i gwałtowni wobec kapłanów.
Na ulicach, gdzie większość mieszkańców to tzw. margines, księża
odbywają kolędę za dnia, by zmniejszyć ryzyko napadu. Wizyta duszpasterska
daje też szansę na zlokalizowanie rodzin, które wymagają różnego
rodzaju pomocy - od finansowej po załatwienie np. skierowania do
kliniki czy wyjaśnienia, że nie ma przeszkód do zawarcia sakramentu
małżeństwa.
Zapytaliśmy zaprzyjaźnionych z redakcją kapłanów, o czym najczęściej
rozmawia się w czasie wizyt duszpasterskich. Odpowiadali, że głównie
o pracy, a raczej o jej braku. To oczywiste, gdy weźmie się pod uwagę
skalę bezrobocia w kraju. Nie sposób więc uniknąć tego tematu i dramatów
rodzących się z biedy i braku nadziei. Jeden z księży powiedział,
że w czasie kolędy widzi się krajobraz po bitwie o kapitalizm i wolny
rynek. Zupełnie inaczej odbiera się informacje, że w jakimś mieście
czy regionie jest tylu a tylu bezrobotnych, a zupełnie inaczej, gdy
w każdym odwiedzanym domu wszyscy mieszkańcy są bez pracy. Oczywiście,
widać i ostentacyjne bogactwo, a przy okazji i spustoszenia, jakie
czyni w duszach i umysłach nagła zasobność portfela.
Jest jednak i druga strona kolędy. Nasz, czyli świeckich,
stosunek do kapłana. Proboszcz młodej, budującej świątynię parafii,
skarżył się, że podczas wizyt duszpasterskich prawie nikt nie interesował
się stanem prac na budowie.
- Na palcach jednej ręki mógłbym policzyć - mówił rozżalony
kapłan - ludzi, którzy deklarowali pomoc na budowie, przy załatwieniu
spraw urzędowych. Pozostali raczej nie interesowali się losem własnego
kościoła. Odnosiłem nawet wrażenie, że unikają tego tematu jak ognia.
Starsi, bardziej doświadczeni kapłani przyznają, że z
radością witają każde zainteresowanie sprawami parafialnymi, ponieważ
jest ono niezwykle rzadkie i dotyczy stale tej samej grupy ludzi.
Kolędowy rachunek sumienia wymaga postawienia sobie pytania, ile
razy i kiedy pytaliśmy swojego duszpasterza, czy nie potrzebuje naszego
wsparcia, rady, pomocy w różnej formie, nie tylko materialnej.
O tym, jak dzielone są ofiary z kolędy, decyduje zazwyczaj
specjalny dekret biskupa, w którym zaleca się, by część pieniędzy
z kolędy przeznaczana była na konkretnie wskazany cel. Na samej górze
listy znajduje się zazwyczaj utrzymanie miejscowego seminarium duchownego,
nazywanego sercem diecezji, oraz inne priorytetowe dla diecezji cele,
wymieniane w niektórych diecezjach w odpowiednim dokumencie, np.
w ubiegłym roku taką sprawą były przygotowania do wizyty papieskiej.
Coraz częściej praktykowane jest rozciągnięcie trwania
kolędy na dłuższy czas. Wielu proboszczów dzieli parafię na rejony
przypisane konkretnym kapłanom, którzy mają obowiązek "obejść" swój
teren i poznać dokładnie jego mieszańców, zaprzyjaźnić się, zaproponować
różne formy uczestniczenia w życiu parafii. W ten sposób kolęda przestaje
być związana bezpośrednio ze świętami Bożego Narodzenia, a staje
się formą długofalowej pracy duszpasterskiej. Być może w tym właśnie
kierunku rozwijać się będzie wizyta duszpasterska w trzecim tysiącleciu?
Pomóż w rozwoju naszego portalu