Na parkingu, niedaleko od przystankowej wiaty, jeździł na górskim
rowerze mały chłopiec. Rozpędzał się gwałtownie, to znów ostro hamował.
Zręcznie niczym narciarz w slalomie mijał ustawione w rzędzie kamienie.
Potrafił nawet zatrzymać się i tkwić nieruchomo bez podpierania nogami.
Wiedząc, że jest obserwowany przez ludzi z przystanku, chłopak zaczął
popisywać się coraz bardziej wyszukanymi sztuczkami. W pewnym momencie
zaczął przeskakiwać rowerem nad kamieniami. Rower odbijał się sprężyście
niczym piłka. Prawdziwy wyczyn. Starsza pani w okularach zaklaskała
nawet z podziwu w dłonie.
- Brawo, chłopcze, brawo, jesteś mistrzem! - krzyknęła
do chłopca kobieta.
- Tylko nie zrób sobie krzywdy - dodała natychmiast,
jakby się przestraszyła, że zapomniała dodać czegoś ważnego.
W tym momencie chłopak przewrócił się i uderzył głową
o asfalt. Podniósł się obolały, złapał ręką za czoło, na którym wyczuł
dużego guza. Skrzywił się i syknął przeciągle.
- Musiała mi pani mówić, żebym się nie przewrócił? -
chłopak zwrócił się do kobiety z wyrzutem.
- Bałam się, że możesz sobie coś zrobić - powiedziała
kobieta z wyraźnym zadowoleniem w głosie.
- No i właśnie zrobiłem! - krzyknął chłopak.
- A nie mówiłam? - odparła kobieta. - Kto to słyszał,
żeby takie niebezpieczne ewolucje wykonywać? To jest piękne, ale
bardzo niebezpieczne - dodała kaznodziejskim tonem.
- Tak to jest, jak ktoś się chce na siłę innymi opiekować
- mówił chłopak, trzymając się za czoło. - Nic by mi się nie stało,
gdyby nie pani nadgorliwość.
- Mam wnuka w twoim wieku. Kiedy na ciebie patrzyłam,
to tak jakbym jego widziała. Nie mogłam pozwolić, żeby ci się stało
coś złego - tłumaczyła kobieta.
- No, ale przecież się stało - odparł chłopak.
- Bo mnie nie posłuchałeś odpowiednio wcześnie, tylko
jak już było za późno - kobieta nie dawała za wygraną.
- Jeździłbym do teraz najzupełniej bezpiecznie - chłopak
nie skrywał wzburzenia.
- Akurat, przecież się przewróciłeś, to jak byś mógł "
jeździć do teraz"? - przekonywała kobieta.
- Normalnie. Jak nikt mi nie mówi, żebym uważał, to nigdy
mi się nic nie dzieje, nawet wtedy, kiedy wykonuję najtrudniejsze
numery. A jak się znajdzie jakiś gorliwy opiekun, jak pani, to wtedy
wszystko mi się sypie. Jeszcze się kiedyś przez kogoś takiego zabiję.
Zobaczy pani - chłopak mówił tonem coraz bardziej zrezygnowanym.
- No to nie baw się tak niebezpiecznie. Nie możesz jeździć
normalnie, jak wszyscy ludzie? Musisz robić to jak szaleniec? - kobieta
była coraz bardziej natarczywa.
- Muszę. Nie wiem, czy pani to zrozumie, ale kiedy robię
na rowerze jakąś ewolucję, której nie zna żaden mój kumpel, a i ja
dopiero się jej nauczyłem, to wtedy czuję, jakbym leciał na tym rowerze,
a nie jechał. To wspaniałe uczucie być coraz lepszym - kiedy chłopak
mówił te słowa, w jego oczach znowu pojawił się błysk, podobny do
tego, który można było dojrzeć podczas rowerowych akrobacji.
- Żaden normalny człowiek nie naraża się na niebezpieczeństwo
dla jakiegoś uczucia - kobieta ledwo pozwoliła chłopcu dokończyć
zdanie. - A co ty myślisz, że ja nie mam ochoty tak jak ty na przyjemności?
Tylko życie to poważna sprawa i nie ma w nim miejsca na fanaberie.
Trzeba żyć normalnie.
Chłopak wsiadł z powrotem na rower i kiedy nacisnął nogami
na pedały, usłyszał mocny głos kobiety:
- Uważaj!
Nie zwrócił jednak na nią uwagi, tylko rozpędził się
z całych sił, zatoczył małe koło i nabrawszy sporej prędkości, skierował
się prosto w stronę kobiety. Zahamował tuż przed nią, stając dęba
na tylnym kole i robiąc błyskawiczny w tył zwrot.
- A to smarkacz - odezwał się stojący obok mężczyzna.
- Przecież mógł pani zrobić krzywdę.
- Ja to nic, ale żeby on sobie krzywdy nie zrobił - odparła
zatroskana kobieta.
- Sobie? Co też pani? Ja go tu widzę codziennie. Jest
coraz lepszy. Włos mu z głowy nie spadnie, zapewniam panią - zaśmiał
się mężczyzna.
- Jak pan może, przecież to dziecko. Co będzie, jak sobie
dzisiaj drugiego guza nabije? - kobieta miała łzy w oczach.
- A co ma być? - mówił mężczyzna. - Będzie miał dwa guzy.
Ale, zapewniam panią, prędzej pani potknie się na równej drodze,
niż on nabije sobie guza.
Chłopak wjechał z dużą prędkością na specjalnie przygotowaną
deskę, opartą jednym końcem o duży kamień. Wyleciał w powietrze jak
z procy i przefrunął niczym ptak nad łańcuchem okalającym parking.
Po kilku sekundach zniknął za najbliższym rogiem.
Kobieta jęknęła.
- A nie mówiłem? - mruknął z zadowoleniem mężczyzna.
Pomóż w rozwoju naszego portalu



