- Jak to było z księdza powołaniem? - Już nie pamiętam, jak wiele
razy odpowiadałem na to pytanie. I chociaż te wszystkie odpowiedzi
mogą się od siebie trochę różnić, to jednak zawsze staram się w nich
wskazywać na to samo echo, echo sekretu i dobroci Pana Jezusa. Odpowiadając
dzisiaj na to pytanie, wspomnę coś, co nie rozstrzygnęło wprost o
moim powołaniu, ale co niewątpliwie wpłynęło na nie i je umacniało.
Jest to również sekret, który tak głęboko trwa w moim życiu od trzydziestu
trzech lat.
Było to zimą 1976 r. Pojechałem wówczas z Reprezentacją
Polski Juniorów do lat 18 na turniej w hokeju na lodzie do Niemiec
Zachodnich. Było to dla mnie wielkie przeżycie. Po raz pierwszy miałem
zobaczyć "Zachód". Ale radość płynęła przede wszystkim z tego, że
zostałem reprezentantem naszego kraju. Turniej rozgrywaliśmy w pięknym
małym górskim miasteczku Fuassen. Jedno lodowisko - odkryte, wkomponowane
w skały, drugie zaś - bardzo współczesne, zadaszone drewniano-szklano-metalową
konstrukcją.
Po pierwszym treningu byłem bardzo szczęśliwy. Wszystko
jawiło mi się jako coś nowego. A mecz inauguracyjny z Niemcami wygraliśmy.
Pamiętam dobrze, jak w sobotę po tym meczu zaniepokoiłem się, jak
pójdę w niedzielę do kościoła na Mszę św. Zacząłem się dopytywać
o kościół katolicki. Z tym były trudności, bo nie umiałem wtedy mówić
po niemiecku. Jakiś nieznany lekarz powiedział mi, że kościół katolicki
jest niedaleko, za lodowiskiem, dziesięć minut drogi pieszo. Poszedłem
sprawdzić. Był już wieczór i było ciemno. Znalazłem ten kościół.
Msza św. niedzielna była o godz. 9.30. Ucieszyłem się i wróciłem
do swojej grupy.
Z dumą i wielkim zadowoleniem poinformowałem trenera i kierownika
reprezentacji, że Msza św. jest o godz. 9.30. Oni odpowiedzieli,
że to nie wchodzi w rachubę, bo mamy wtedy trening. Rzeczywiście,
trening ustalony był na godz. 10.00. Nie jesteśmy u siebie i nic
nie możemy zmienić - powiedzieli. Wówczas poczułem dziwny niepokój
i żal.
Poprosiłem kilku moich dobrych starszych kolegów z Nowego
Targu, żeby jutro - w niedzielę - poszli ze mną na Mszę św. Mówiłem
im: przecież jak się spóźnimy na ten trening, to nic się nie stanie.
Ale oni trochę się jednak wahali. Jeden z nich powiedział: "To jest
kadra, a nie klub ´Podhale´".
Długo nie mogłem zasnąć. Po raz pierwszy opuszczę Mszę św.
- tak sobie pomyślałem. Nie mogłem się z tym pogodzić. Rano po śniadaniu
zdecydowałem, że jednak pójdę na Mszę św. Pamiętam jak dziś, najmocniej
przeżyłem na niej przyjęcie Komunii św. Wszyscy bowiem wyciągali
dłoń po Ciało Pana Jezusa, a ja przecież nauczony byłem, że może
to czynić tylko kapłan. Kiedy ksiądz podszedł do mnie, czekał, abym
wyciągnął dłoń, a ja nie wiedziałem, co powiedzieć. Chciałem mu wyjaśnić,
że jestem z Polski, ale bez znajomości języka to było trudne, i to
jeszcze w takiej chwili. Wreszcie, patrząc prosto w oczy tego kapłana,
otworzyłem usta i przyjąłem Ciało Pana Jezusa. Wydawało mi się, że
cały Kościół patrzy na mnie jak na intruza. Po tej Mszy św. byłem
bardzo szczęśliwy.
Kiedy przyszedłem na lodowisko, koledzy kończyli trening.
Trener zaczął ze mną rozmowę. Trochę krzyczał, mówiąc, że gdyby wszyscy
tak robili jak ja, to do niczego byśmy nie doszli. Trening jest po
to, aby trenować. Tym bardziej, że jesteśmy na obczyźnie i trzeba
być zdyscyplinowanym. - Zobaczysz, Paweł - mówił - już nigdy nie
wyjedziesz za granicę. Daliśmy ci szansę, jesteś przecież najmłodszy
ze wszystkich. Mogłeś zrobić największą karierę w polskim hokeju.
Zabolało mnie to. Zapamiętałem te słowa. Miałem wtedy 14
lat.
Byłem smutny jeszcze z innego powodu. Ten trener był dla
mnie bardzo dobry. Wiedziałem, że chodzi do kościoła. A tu przy wszystkich
kolegach tak mnie zganił. Ale starsi koledzy byli dla mnie bardziej
życzliwi i wyrozumiali.
Po czterech latach, dzięki Bogu, tylko ja jeden z tej reprezentacyjnej
drużyny trafiłem do Kadry Olimpijskiej i wziąłem udział w Zimowych
Igrzyskach Olimpijskich w Lake Placid 1980.
Zaś po jedenastu latach od tamtego zdarzenia w Fuassen miałem
Mszę św. prymicyjną w Nowym Targu. Było
na niej wielu przyjaciół
i znajomych. Na samym przyjęciu spotkało się ponad 1100 osób. Wśród
nich był ów trener. Przy składaniu życzeń powiedział m.in.: - Pawełku,
ciągle modliłem się za ciebie i wiedziałem, że słusznie postąpiłeś
wtedy w Fuassen. Obyś był dobrym i wiernym kapłanem Pana Jezusa tak
jak tam, w Fuassen, w tamtą niedzielę.
Dziś, po dwudziestu czterech latach od tamtego wydarzenia,
jestem coraz mocniej przekonany, że moje powołanie do kapłaństwa
jest powołaniem eucharystycznym. Kiedy patrzę na moje dotychczasowe
życie jako dziecka, młodzieńca, sportowca, kapłana i przede wszystkim
człowieka, to w centrum tego życia jest właśnie Pan Jezus obecny
w Eucharystii. Bez tego Centrum nie byłbym tym, kim dzisiaj jestem.
Ks. Paweł Łukaszka pochodzi z Nowego Targu. Były hokeista, bramkarz "Podhala" Nowy Targ, wielokrotny reprezentant Polski w drużynie młodzieżowej i drużynie seniorów, bronił bramki polskiej reprezentacji na Zimowej Olimpiadzie w Lake Placid (USA) w 1980 r. Od 13 lat jest kapłanem archidiecezji krakowskiej. Oprócz zwykłej pracy kapłańskiej zajmuje się duszpasterstwem sportowców. Mieszka w Krakowie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu