Reklama

Chłopiec z ulicy Kościelnej

Niedziela Ogólnopolska 21/2000

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wchodząc po krętych schodach na piętro, pan Karol dostawał lekkiej zadyszki. Starość nie radość - sam do siebie mawiał, choć do starości daleko mu było. Miesiąc temu skończył czterdzieści dwa lata i w mundurze oficera Wojska Polskiego prezentował się okazale. Był wysoki, postawny i po wojskowemu prosty jak trzcina. Czapka, szabla i rękawiczki dodawały mu szyku. Wąs i binokle - atrybuty powagi - nie umniejszały łagodności malującej się na jego twarzy. Dokładnie wytarł buty, mimo że było sucho, a naciskając mosiężną klamkę przy ciężkich drzwiach, strzepnął rękawiczkami odrobinę kurzu. Gdy wszedł do środka, drzwi nie zaskrzypiały. Musiały być dobrze naoliwione. Zdjął czapkę, odpasał szablę i wraz z rękawiczkami położył na miejscu. Po czym sięgnął do wiszącej przy drzwiach kropielnicy, a zamoczywszy dwa palce, przeżegnał się powoli i wyraźnie. Stał tak przez krótką chwilę, aż z sąsiedniego pokoju rozległo się wypowiedziane cichym głosem pytanie:
- Karolu, czy to ty?
- Tak - odparł również cicho.
Na palcach podszedł do progu i delikatnie odsunąwszy drzwi, spojrzał do środka. Jego żona stała pochylona nad łóżeczkiem, w którym leżało dziecko, roczny chłopczyk. Dzieciak miał regularne rysy, z buzi biło zdrowie, spał mocno i spokojnie. Na twarzy oficera pojawił się uśmiech. Matka odsunęła nieco kołderkę, odkrywając nóżki chłopca.
- Loluś przed chwilą zasnął - powiedziała półgłosem.
- To dobrze - odparł mąż. - Trzeba otworzyć okno. Parno dziś.
Żona wyprostowała się. Była szczupła, niewysoka, pogodna. Gdy spoglądała raz na męża, raz na dziecko jej oczy błyszczały.
- Jak ty o wszystkim myślisz, Karolu...
Oficer podszedł cicho do okna i otworzył je, wyjrzał na podwórko wąskie i mroczne niby wysoki tunel utworzony przez ściany sąsiadujących ze sobą kamienic. Tuż pod oknem ciągnął się krużganek, a z dachu opadała wąska rynna.
Zaciągnął firankę, aby muchy nie wlatywały do pokoju, i spojrzawszy raz jeszcze na śpiącego synka, wrócił do kuchni.
Żona krzątała się przy kaflowym piecu, nastawiając obiad. Oficer usiadł za stołem i zapytał:
- A gdzie Mundek?
- Ach, poszedł pograć z kolegami w piłkę...
- Czy zajmował się Lolusiem?
- Tak, z rana woził go w wózku koło kościoła. Potem zrobił zakupy.
- Znakomicie. A co dziś mamy na obiad?
- Zupę pomidorową i pierogi z jagodami, twoje ulubione potrawy.
- Dogadzasz mi... - rzekł, sięgając po gazetę.
Obiad jedli w trójkę, bowiem starszy syn, piętnastoletni Edmund, wrócił na czas. Był młodzieńcem dobrze zbudowanym, pogodnym i opanowanym. Z twarzy bardziej przypominał ojca.
Przed posiłkiem "pater familias" odmówił na głos krótką modlitwę. Jedli w milczeniu. W sąsiednim pokoju Loluś ciągle spał.
Po obiedzie, gdy wspólnie posprzątali i pozmywali naczynia, nastąpiła chwila błogiego odpoczynku. Pani domu usiadła z ręczną robótką na ganku, Mundek położył się z książką, zaś oficer, po krótkiej drzemce, najpierw zajrzał do śpiącego synka, a potem wszedł do ostatniego pokoju. Stanął przy oknie, które wychodziło wprost na południową ścianę kościoła parafialnego. Tylko wąska jezdnia dzieliła kościół od domu. Na ścianie świątyni znajdował się duży zegar słoneczny z napisem: "Czas ucieka, wieczność czeka". Po raz nie wiadomo który spojrzał na zegar i bezgłośnie powtórzył treść maksymy. Czas - to był punkt wyjścia do głębszych rozważań. Jako człowiek stateczny i głęboko religijny zdawał sobie sprawę z mądrości i ważności tych słów. Jednak nie analizował ich w sposób filozoficzny, bo nie miał do tego odpowiedniego przygotowania. Czuł po prostu wewnętrzną potrzebę myślenia o czasie, a nade wszystko o pożytecznym wykorzystywaniu go. Starał się nie marnować ani jednej chwili swego życia, a wszystko, co robił, pragnął robić dobrze. Taki już był. Od dzieciństwa nauczył się wymagać od siebie samego jak najwięcej. Czy mu się to udawało? Nie był pewien, bo podczas rachunku sumienia zawsze budziły się w nim nowe wątpliwości.
Środowisko wojskowe, w którym się obracał, nie było łatwe, zdarzały się konflikty, należało podejmować decyzje... Wprawdzie pracował w Rejonowej Komendzie Uzupełnień, ale wojsko to wojsko, na całym świecie jest jednakowe - na zewnątrz romantyczne, a w środku brutalne. Pan porucznik Karol Wojtyła był człowiekiem łagodnym i wrażliwym, nie bardzo pasującym do armii. Ale skoro trafił do wojska, już w nim pozostał. W młodości, w Lipniku, gdzie się urodził, uczono go na krawca. Armia, najpierw austriacka, a następnie polska, mimo wszystko dała mu szanse. Jako oficer, zarabiał nie najgorzej, zdołał utrzymać rodzinę na pewnym poziomie. Liczył się również w społeczności miasta Wadowic; był oficerem Wojska Polskiego, a więc kimś. Miał otwarty wstęp do "towarzystwa" i do lepszych domów, z którego to uprawnienia raczej nie korzystał. Skupiał się na swej pracy i życiu domowym. Jak tylko mógł, pomagał żonie, a synów postanowił wychować "na ludzi". Córeczkę, niestety, Bóg mu zabrał...
Porucznik Wojtyła spojrzał w górę, gdzie ponad zegarem słonecznym widniała kopulasta wieża kościoła ostro rysująca się na tle błękitnego nieba.
"Bóg dał, Bóg wziął..." - wyszeptał.
Po południu na ganku było jeszcze sporo słońca i pani Emilia Wojtyłowa przesunęła się wraz z krzesłem w cień. Od czasu do czasu zerkała przez uchylone okno do pokoju, w którym spał Loluś. Gdy zegar na wieży kościelnej wybił godzinę drugą, chłopczyk poruszył się, ale spał dalej. Pani Emilia odłożyła ręczną robótkę na kolana i również zamknęła oczy. Nawet się nie zdrzemnęła, tylko w takiej pozycji rozmyślała. Dobrze jej teraz było, najbliższych miała wokół siebie, polubiła też Wadowice, domy, sklepy, sąsiadki... W małym miasteczku żyło się łatwiej niż w Krakowie. Wszędzie było blisko, a zieleni, drzew i kwiatów nie brakowało. Pani Emilia kochała przyrodę; z wielką przyjemnością wraz z mężem i chłopcami chodziła na spacery po plantach rozciągających się poniżej kościoła i rynku albo w kierunku Skawy, dokąd szło się ulicą 3 Maja pośród majestatycznych, starych lip. Nieraz szli jeszcze dalej, najpierw ulicą Karmelicką, a potem Aleją Wolności do parku miejskiego, gdzie rosło tyle pięknych, egzotycznych drzew i krzewów. Każdy dłuższy spacer rekompensował jej surowość otoczenia na ulicy Kościelnej. Kamienica żydowskiej rodziny Bałamuthów, gdzie mieszkali, była raczej ponura. Mury, gzymsy i schody były ciężkie, a podwórko szczupłe i w dodatku ze śmietnikiem... Nic więc dziwnego, że pani Emilia starała się jak najwięcej obcować z przyrodą.
Często odwiedzała sąsiadkę mieszkającą naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy Kościelnej. Tam podwórko było większe, rosły drzewa, a na środku stała studnia szczelnie przykryta deskami. Obok tej studni chętnie siadała i rozmawiała z panią Heleną Szczepańską, nauczycielką z zawodu i powołania. Nieraz przychodziła druga sąsiadka, panna Janina Kuźniarowiczówna, i wtedy mogły pogawędzić sobie solidnie. Loluś w wózku przeważnie spał, a gdy się obudził, sąsiadki chętnie nosiły go na rękach. A pogadać było o czym. Rozmowna była zwłaszcza panna Janina, trzpiotowata, zielonooka szatynka. Pięknie opowiadała o amatorskich przedstawieniach wystawianych na scenach "Czytelni Mieszczańskiej& quot; i "Sokoła", w których także ona występowała.
- Z pani prawdziwa aktorka, pani Jasiu... - powiedziała raz pani Emilia, wysłuchawszy relacji o sztuce Ułani Księcia Józefa.
- Dziękuję za komplement, pani Emilio. To ładnie z pani strony.
- Państwo bywacie w teatrze? - zapytała pani Helena.
- Nieczęsto, czasu brak i w ogóle...
Z czasem może nie było tak kiepsko, ale pan Wojtyła należał do domatorów.
- Trzeba wybrać się na przedstawienie, pani Emilio - dodała panna Kuźniarowiczówna. - Mundzio popilnuje Lolusia. Może postaram się o bilety dla państwa.
- Bardzo dziękuję. Uzgodnię z mężem.
Wybrali się do "Czytelni Mieszczańskiej", kiedy teatr pana Kotlarczyka wystawiał Cud nad Wisłą. Przedstawienie było bardzo na czasie, bowiem wydarzenia sprzed roku wszyscy dobrze pamiętali. W straszliwej wojnie polsko-bolszewickiej brała udział także wadowicka & quot;dwunastka". Wielu chłopców zginęło. Niektórych pani Emilia znała osobiście, bywali u męża.
Państwo Wojtyłowie żyli w najlepszej zgodzie z wszystkimi sąsiadami. Na dole prowadził zakład introligatorski pan Adolf Zadora, człowiek niezwykle miły i uczynny. A jak pięknie oprawiał książki! Mąż dał do oprawy Biblię w tłumaczeniu ks. Wujka, prezent dla Mundka w dniu jego czternastych urodzin. Z egzemplarza będącego w nie najlepszym stanie mistrz Zadora zrobił małe arcydzieło bibliofilskie. Książkę oprawił w skórę i wygrawerował złote napisy. "Przetrwa sto albo dwieście lat" - powiedział. Syn introligatora, Franuś, też przychodził do Wojtyłów i bawił się z Lolusiem.
Fotograf, pan Franciszek Łopatecki, zrobił im kilka zdjęć rodzinnych, zaś Iser Lauber, właściciel sklepu bławatnego, zawsze grzecznie się kłaniał: "Moje uszanowanie, pani Wojtyłowa! Padam do nóżek, pani Wojtyłowa!...".
Chiel Bałamuth miał również sklep w swej kamienicy, ale od strony rynku. Sprzedawał radia, rowery, wieczne pióra, a nawet broń palną i naboje. Dla lokatorów był uprzejmy, byle tylko czynsz przekazywali regularnie.
W domu obok pani Szczepańskiej mieszkał na piętrze poważny prawnik, dr Jan Moskała, zaś na parterze prowadził jadłodajnię pan Alojzy Banaś.
Sprawunki pani Emilia załatwiała najczęściej w sklepach na Rynku. Handlem zajmowali się przeważnie Żydzi. Podobnie było na terenie parafii Biała, w jej rodzinnych stronach. Do Rynku miała zaledwie parę kroków, a odwiedzanie sklepów sprawiało jej przyjemność. Wszystko kupowała ostrożnie, z pełnym namysłem.
Nigdy nie pozwalała sobie na lekkomyślne wydawanie pieniędzy, tego nauczyli ją rodzice i mąż. Cięższe torby lub pakunki pomagał jej nosić Mundek, bo mężowi w oficerskim mundurze nie wypadało taszczyć zakupów. Zresztą Mundek miał krzepę. Pod tym względem wrodził się w przodków ojca pochodzących z Czańca, silnych, barczystych mężczyzn. Ciekawe, czy Loluś też będzie taki silny? Pani Emilia westchnęła. Pan Karol do atletów nie należał, a ona, mój Boże, była słabowita i wiotka jak osika drżąca na wietrze. Czasami miewała zawroty głowy i robiło jej się duszno. Wówczas modliła się serdecznie, by Bóg dodał jej sił, bo przecież musi jeszcze wiele lat swego życia poświęcić chłopcom, zwłaszcza Lolusiowi...

Fragment książki Romana Antoniego Gajczaka pt. "Chłopiec z ulicy Kościelnej i inne opowiadania", wydanej nakładem Michalineum, 1992 r.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Podziel się:

Oceń:

2000-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

Litania nie tylko na maj

Karol Porwich/Niedziela

Jak powstały i skąd pochodzą wezwania Litanii Loretańskiej? Niektóre z nich wydają się bardzo tajemnicze: „Wieżo z kości słoniowej”, „Arko przymierza”, „Gwiazdo zaranna”…

Więcej ...

Iran: Prezydent i szef MSZ zginęli w katastrofie śmigłowca

2024-05-20 08:18

PAP/EPA/Iranian state TV (IRIB)

Prezydent Iranu Ebrahim Raisi, szef MSZ Hossein Amirabdollahian i kilku innych wysokich rangą przedstawicieli irańskich władz zginęli w katastrofie śmigłowca w pobliżu Dżolfy w irańskiej prowincji Azerbejdżan Wschodni - poinformował w poniedziałek rano irański Czerwony Półksiężyc.

Więcej ...

Pierwszy laureat Nagrody św. Jana Pawła II: uczymy się od niego sprawiedliwości społecznej

2024-05-20 17:20

Karol Porwich/Niedziela

„Od św. Jana Pawła II uczymy się wdrażania w praktykę zasad sprawiedliwości społecznej” - mówi ks. Leonard Olobo kierujący Centrum Pokoju i Sprawiedliwości w stolicy Ugandy. To właśnie temu ośrodkowi Watykańska Fundacja Jana Pawła II przyznała pierwszą w historii nagrodę imienia swego świętego patrona. Ma być ona nadawana co dwa lata w celu promowania wiedzy na temat myśli i działalności św. Jana Pawła II oraz jego wpływu na życie Kościoła oraz świata. Jej pomysłodawcy wzorowali się na prestiżowej Nagrodzie Ratzingera.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Oświadczenie rzecznika KEP ws. opublikowanego przez...

Kościół

Oświadczenie rzecznika KEP ws. opublikowanego przez...

Maryja Matką Kościoła

Maryja Matką Kościoła

Proszę Cię, Panie, o łaskę bycia zawsze świadomym ceny...

Wiara

Proszę Cię, Panie, o łaskę bycia zawsze świadomym ceny...

#PodcastUmajony (odcinek 20.): Odkurzyłeś już?

Wiara

#PodcastUmajony (odcinek 20.): Odkurzyłeś już?

Nowenna do Ducha Świętego

Wiara

Nowenna do Ducha Świętego

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

Wiara

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

Hiobowe wieści dla katechetów

Wiadomości

Hiobowe wieści dla katechetów

10 mało znanych faktów o objawieniach w Fatimie

Wiara

10 mało znanych faktów o objawieniach w Fatimie

Moc Ducha w Kościele

Wiara

Moc Ducha w Kościele