Rozmawiali wieczorem o Nazareńczyku.
Mówili, że nadszedł czas prawdziwych połowów.
Rano obudziłem się: znikąd żadnych głosów.
Pełen niejasnych przeczuć biegłem do przystani.
Zastałem nad jeziorem opuszczone łodzie
i wiatrem poruszany ból rybackich sieci.
4 kwietnia 2000 r.
Pomóż w rozwoju naszego portalu