Walka o władzę nie jest wynalazkiem naszych czasów. Jest tak
dawna, jak dawna jest ludzka społeczność. Często źródła tej walki
tkwią w żądzy władzy i pragnieniu zysku. Jest to dziedzictwo grzechu
pierworodnego.
Nie każda jednak walka o władzę wypływa z pobudek egoistycznych.
Władza z natury jest instytucją służby i porządku społecznego. Walka
ze złym porządkiem czy walka, aby przywrócić władzę prawowitą i należytą,
jest wymogiem społecznym. Kto jak pojmuje władzę, nie wystarczy pytać.
Trzeba umieć oceniać. "Po owocach ich poznacie".
Od kilku dni jesteśmy świadkami rozpoczętej walki o prezydenturę.
Wystartował Aleksander Kwaśniewski. Przypominają się wybory sprzed
4 lat. Wtedy elementem gry wyborczej A. Kwaśniewskiego były obietnice.
Podwyżki dla budżetówki - 2 miliony obywateli. Podwyżki dla emerytów
i rencistów - 7 milionów obywateli. 9 milionów - to potęga wyborcza.
Na ile prezydent Kwaśniewski dotrzymał obietnicy? Praca dla bezrobotnych
- to samo hasło, co obecnie. Warto zapytać - jakie alternatywy dla
bezrobotnych stworzył lewicowy prezydent i jego lewicowi koledzy.
Mieli okazję i szanse. I mieszkania dla potrzebujących. Tak, będą!
Nikt nie pyta od kiedy. Nikt też nie pytał - czy są to realne obietnice.
Słabością ludzi jest to, że lubią zdania gładkie, pełne deklaracji
i obietnic. Przyjmują je wówczas jak "dobrą monetę", którą napełniają
swoje kieszenie. Jest to jednak moneta iluzji. Festiwal obietnic
jest grą socjotechniczną. Kto o tym pamięta? Kto w sytuacjach wyborczych
emocji stara się uruchomić zdrowy rozsądek? Kto pyta o dobro publiczne,
a nie prywatne? Wydaje się, że może warto właśnie przyjrzeć się tym,
którzy nie będą składać obietnic. A na pewno tym, którzy nie deklarują,
że są w stanie zmienić zupełnie obecną rzeczywistość od jutra czy
za rok. Idąc do wyborów, trzeba mieć świadomość, że wszystko jest
tak zaplanowane, aby zwyciężyła socjotechnika. Socjotechnika to nie
tylko przyciąganie wyborcy, ale wręcz usidlanie go. Dobrze zrobiony
obraz działa zniewalająco, zwłaszcza na człowieka, który kieruje
się emocjami, a nie racjami rozumu. Wiedzą o tym specjaliści.
W poprzednich wyborach A. Kwaśniewski jawił się jako
dobrze spreparowany produkt masowej kultury w otoczce disco polo.
Odrzucał przeszłość. Prezentował nijaki i nihilistyczny model świata.
Obecnie mówi o wyrzutach sumienia. Rzuca słowo - "przepraszam", ważne
i potrzebne. Nie mówi jednak, kogo z Polaków przeprasza i za co przeprasza,
co wyraźnie powiedział Żydom. Na forum międzynarodowym pokazuje siebie
od najlepszej strony (Charków). Powiedział nieprawdę i popełnił ogromny
nietakt wobec swojego kraju, którego jest konstytucyjnie najwyższym
reprezentantem (Tel Aviv). Media, zwłaszcza telewizja, przemilczają
negatywy, wyolbrzymiając rzekome zasługi. Są przecież lewicowe, a
nie obiektywne.
W kampanii wyborczej A. Kwaśniewski krytykuje cztery
wielkie reformy, które własnym podpisem poparł. Może mówić: założenia
były dobre, słaba realizacja, wiele błędów. Na pewno. Postawmy jednak
pytanie - dlaczego koniecznych reform nie wprowadzili polityczni
koledzy i zwolennicy A. Kwaśniewskiego? Pytanie następne - dlaczego
prezydent przed podpisaniem reform nie oparł się na negatywnych opiniach
lewicy, a czyni to w kampanii wyborczej? Odpowiedź łatwa. A. Kwaśniewski
nie chciał mieć w opinii zagranicznej wizerunku antyreformatora.
Komunizm to postawienie rzeczywistości "do góry nogami". To niszczenie tkanki społecznej, poczynając od rodziny. To niszczenie
kultury człowieka i narodu. To odcięcie od świata w imię ideologii.
Postkomunistyczne rządy - to "spokojna stabilizacja" w zrujnowanym
i walącym się ojczystym domu. Należy uświadomić wyborcom, że SLD
i A. Kwaśniewski korzystają z zasad demokracji, których nie stworzyli.
Teraz trzeba wszystko naprawiać, trzeba stworzyć organizację państwa
i funkcjonowanie społeczeństwa. Trzeba spłacać zaciągnięte przez
rządy komunistyczne ogromne, sięgające 20% budżetu, pożyczki. Naprawa
jest trudna. Nie obywa się bez błędów. Jest to też konsekwencja rozkładu
głosów wyborczych. Niestety, największą cenę płacą ci, którzy mają
najmniej. Płacą wiele, bo liczą każdą złotówkę. Wysoką cenę płaci
nasz chrześcijański elektorat, który żyje z ciężkiej pracy i wielkich
wysiłków. Nie odczuwają trudu ekonomicznego ci, którzy doszli do
posiadania często wielkich fortun przez "interesy i układy". A. Kwaśniewski
o pieniądze na kampanię wyborczą zabiegać nie musi. Jest w kręgu
tych, którzy posiadają bardzo wiele. Zawetował m.in. dwie ustawy
o posiadaniu narkotyków i pornografii. Z konieczności i interesu
będą wdzięczni posiadacze koncernów zła.
Do nas pytanie - czy mimo tylu przeszkód, braku mediów
i bogatych środków, które są po stronie lewicy - potrafimy obalić
mit Kwaśniewskiego? Zależy to w ogromnej mierze od naszego zaangażowania
i naszej woli zwycięstwa. Aby coś osiągnąć, trzeba wierzyć w zwycięstwo!
Pomóż w rozwoju naszego portalu