Deszczowym niebem Toruń witał w sobotni poranek uczestników
III Międzynarodowego Ekumenicznego Festiwalu Muzyki Chrześcijańskiej "
Song of Songs 2000". 1 lipca na małej scenie przy Bulwarze Filadelfijskim
już od rana jeden po drugim zmieniały się zespoły zakwalifikowane
jako amatorskie - choć równie, jak śpiewający na tej samej scenie
profesjonaliści, podobające się publiczności, która mimo deszczu
z podziwu godną wytrwałością trwała przed sceną.
Kiedy ze względów bezpieczeństwa (zamoknięte kable nie
wróżyły dobrze wykonawcom) organizatorzy przerwali koncert, umożliwiając
tym, którzy jeszcze nie zdążyli wystąpić, zagranie następnego dnia
w klubie "Koci Ogon", nic nie zapowiadało, że już za dwie godziny,
gdy ruszy duża scena, będzie bardziej sucho. "Módlcie się o pogodę"
- powtarzano, choć niektórym mogło się wydawać, że już na to za późno.
Wiara została jednak wynagrodzona: gdy o godz. 17.00 rozpoczął się
koncert na głównej scenie, Bóg rozpostarł nad widownią czysty błękit
nieba.
Oko Opatrzności (godło Festiwalu), spoglądające ze sceny
na śpiewający tłum, zdawało się porozumiewawczo uśmiechać... Czy
sprawiła to wiara przyjeżdżających z całej Polski fanów muzyki chrześcijańskiej,
czy dziecięce wprost zaufanie Mietka Szcześniaka, który tego dnia
obchodził swój jubileusz 15-lecia pracy artystycznej, trudno powiedzieć,
ważne, że nic nie przeszkadzało im w radosnym świętowaniu. A było
z kim świętować: wykonawcy i style muzyczne zmieniali się jak w kalejdoskopie: "
Fiat Singers" ze śpiewaną a cappella muzyką gospel, rockowa "Pneuma",
irlandzko-szkocka mieszanka "The Electrics", która na tyle zelektryzowała
publiczność, że na każde "zatańczycie" odpowiadała ochoczo "yes!",
znana już z ubiegłego roku Dorota Mielcarek i doskonale prezentujący
się na scenie Amerykanie z zespołu "220 V" prowadzili do punktu kulminacyjnego
tego wieczoru - koncertu Mietka Szcześniaka, który na swój jubileuszowy
występ zaprosił muzyków z "Chili My", "Deus Meus", "Trzeciej Godziny
Dnia" i zespołu Pawła Zareckiego. Zupełnie inny rodzaj muzyki zaprezentowała
trójka dzieci proboszcza miejscowej parafii prawosławnej, księdza
Mikołaja. Piękna harmonia głosów w prawosławnych pieśniach wyciszyła
publiczność. Nastrojowe ballady Rapha van Mannena, a po nim mieszanka
metalu i reggae w wykonaniu zespołów "Armia" "Houk" i "2 Tm 2,3"
do późnej nocy nie pozwoliły fanom odejść spod sceny.
"Song of Songs" jest festiwalem chrześcijańskim nie tylko
z nazwy czy ze względu na religijny charakter śpiewanych tekstów.
Dlatego nie dziwiło, że w niedzielę, podczas sprawowanej przez biskupa
toruńskiego Andrzeja Suskiego o godz. 16.00 Mszy św., katedra była
wypełniona po brzegi zarówno artystami, jak i uczestnikami Festiwalu.
Kiedy zaś o godz. 17.30 Monika Richardson i Darek Malejonek powitali
zgromadzonych na koncercie finałowym, niebo znów świeciło błękitem.
Popowo-rockowa słowacka grupa "Collegium SDS" z Popradu
i pełna mocy (zarówno tej płynącej z głośników, jak i z przesłania
tekstów) muzyka zespołu "Anastasis" doskonale przygotowały publiczność
do momentu, w którym pojawiła się najmniejsza, ale za to najgoręcej
witana gwiazda Festiwalu: "Arka Noego". Z tańczącymi na scenie dziećmi
tańczyli i śpiewali wszyscy: siedzące na barkach rodziców dzieci,
a także młodzież, dorośli, babcie i dziadkowie, zaś przed tłumem
popłynęła narysowana przez fanów na szarym papierze arka... Gorący
nastrój utrzymały znane już z wydanego kilka miesięcy temu albumu
piosenki grupy "Chili My", dynamiczne rytmy wrocławskiego zespołu "
Fruahstuack" z jego holenderskim liderem Martijnem Krale (byłym muzykiem
z "No Longer Music") oraz związanego z Fundacją "Młodzież dla Chrystusa"
Mate. O, czyli Mateusza Otręby.
Tradycją już stało się wręczanie podczas Festiwalu honorowego
wyróżnienia TUBA DEI. W tym roku w imieniu Stowarzyszenia DEOrecordings
odebrał je jego prezes Henryk Król. Tradycją stały się także słowa
pozdrowienia i znak pokoju, przekazywane z festiwalowej sceny przez
przedstawicieli głównych Kościołów chrześcijańskich. Ordynariusz
diecezji toruńskiej Kościoła rzymskokatolickiego nawiązał do nazwy
Festiwalu, pochodzącej od nazwy mówiącej o miłości ludzkiej i Boskiej
biblijnej księgi Pieśni nad Pieśniami, wskazując na Bożą miłość jako
siłę, która jedynie może jednoczyć ludzi - także ludzi różnych wyznań.
Słowa pozdrowienia skierowali także duchowni miejscowej wspólnoty
prawosławnej i ewangelicko-augsburskiej, po czym bp Andrzej Suski
zapowiedział zespół, który okazał się największym odkryciem tegorocznego "
Song of Songs": grupę "Win Znaye" ("On wie") z Ukrainy. Okazało się,
że większość festiwalowej publiczności nie ma problemów z rozumieniem
języka ukraińskiego, szybko więc nawiązał się dialog, a teksty utrzymanych
w rockowym klimacie piosenek znajdowały żywy oddźwięk. Gdzieś na
dnie duszy rodziło się zdziwienie: jak ci młodzi chłopcy mogą grać
takiego wspaniałego chrześcijańskiego rocka w kraju, gdzie tak niedawno
prowadzono otwartą walkę z każdą formą religijności?
Kiedy po Mietku Szcześniaku na scenie pojawił się Tomek
Kamiński z towarzyszącą mu Toruńską Orkiestrą Kameralną, szybko okazało
się, że jego przebój Ty tylko mnie poprowadź awansował do miana nieoficjalnego
hymnu tegorocznego "Song of Songs". Publiczność śpiewała go jeszcze
długo po zejściu muzyków ze sceny, nie zwracając uwagi na płynące
z głośników dźwięki następnych reklam...
Kolejna zmiana stylu nieco zaskoczyła fanów muzyki chrześcijańskiej:
nie było łatwo przestawić się na tak wymagający rodzaj muzyki, jak
nowoczesny jazz w wykonaniu Michała Urbaniaka, ale i ten egzamin
publiczność zdała na piątkę, nagradzając brawami kolejne partie solowe.
Podczas kolejnych występów "Armii", "Houka" i "2 Tm 2,3" widać było,
jak muzyka doskonale jednoczy ludzi: co chwilę ktoś z tłumu "żeglował"
nad głowami publiczności, unoszony rękami tych, którzy stali na ziemi...
Gorące afrykańskie rytmy w harmonii 120 głosów - to najkrótsze
streszczenie tego, co można było usłyszeć podczas występu międzynarodowego
chóru "Chemin Neuf". Zaskoczeniem dla publiczności było ponowne zaproszenie
na scenę Tomka Kamińskiego, który znów - tym razem z towarzyszeniem "
Chemin Neuf" (i, oczywiście, publiczności) zaśpiewał Ty tylko mnie
poprowadź.
Wspaniały nastrój uczestników Festiwalu udzielił się
także operatorom telewizyjnym, którzy podczas przygotowania do występu
największej gwiazdy Festiwalu, legendarnego Sala Solo, zaczęli bawić
się w pokazywanie na telebimie scenek rodzajowych, wyłuskując z tłumu
bardziej charakterystyczne osoby. Gromkie "po-każ cennik" skandowane
przez tłum skwitowało pojawienie się na ekranie pobliskiej budki
z hot dogami, zaś na wizerunek dziewczyny z kuflem piwa tłum zareagował
jednoznacznie: "wy-rzuć piwo"...
Kończący Festiwal koncert (a raczej multimedialne świadectwo
wiary) Sala Solo rozpoczęło przypomnienie nagrywania w Polsce San
Damiano - piosenki, która przyniosła mu sławę. Jeszcze tylko wspomnienie
momentu zwrotnego w życiu Sala, czyli jego nawrócenia się we Wrocławiu
w 1983 r. (i związanego z nim pożegnania z zespołem "Classic Nouveau"),
i już przed publicznością pojawiło się to, co Sal Solo robi współcześnie:
zarówno telebim, jak i ogromny ekran ożyły zsynchronizowanymi z nastrojowymi
balladami barwnymi prezentacjami multimedialnymi, opowiadającymi
o stworzeniu świata, grzechu pierwszych rodziców, odkupieniu człowieka
przez Chrystusa, a wszystko to przeplatane świadectwem wiary artysty. "
I pray to You..." - śpiewali wraz z Salem Solo zgromadzeni na Bulwarze
Filadelfijskim, kończąc festiwalowe spotkanie wspólną modlitwą. Sal
Solo okazał się dobrym ewangelizatorem: zniknął dyskretnie, nie zasłaniając
sobą Tego, na którego chwałę śpiewały wszystkie zespoły. A zatem,
jak napisała w elektronicznej księdze pamiątkowej jedna z uczestniczek
Festiwalu: "Bogu niech będą dźwięki".
Pomóż w rozwoju naszego portalu