Cały świat w Rzymie
Reklama
Tradycyjnie w połowie sierpnia pusty Rzym, tym razem, w tym
Jubileuszowym Roku, jest pełny, przepełniony. Nie tylko nieprzeliczoną
rzeszą młodych ludzi, ale morzem szczęścia, spokoju, radości i światła.
Świeci potęgą swojego żaru, sięgającego zenitu lata, ale równie silnie
pali się świętym żarem przyjaźni z Bogiem tej młodzieży krążącej
po głównych arteriach (via della Conciliazione, piazza Venezia, via
del Corso), ale i po zacienionych, bo ciasnych, uliczkach i po niezliczonych
rzymskich kościołach. Młodzieży zamyślonej, spokojnej, radosnej,
ale przede wszystkim - co było widać - przenikniętej Bogiem; zafascynowanej
Chrystusem, dumnej ze swojego Kościoła, ale i urzeczonej osobą niemłodego
już przecież, ale rozumiejącego ją jak nikt inny i autentycznie liczącego
na nią w gospodarzeniu rozpoczynającym się Trzecim Tysiącleciem Papieża. "
Widziałem go na własne oczy", "dotknąłem jego dłoni", "wiem, że jest
jak nikt po naszej stronie" - oto wyznania, które stanowią koła napędowe
tego jedynego w swoim rodzaju klimatu, jaki przenika wnętrze tego
dyskretnie rozradowanego żywiołu.
Zostawmy jednak specjalistom od epiki dokładniejszy opis
tego całego świata, który w swoich przedstawicielach zbiegł się do
Rzymu. Zostawmy im cyfry, bogactwo ubiorów i kolory skóry, zostawmy
im tajemnice zabiegów, jakie Rzym i ltalia podjęli, aby przyjąć i
pomieścić swoich młodych gości. A powiedzmy o tym, co tkwi głębiej,
co sprawiło, że nie był to światowy mityng młodzieżowy ani tym bardziej
napawające lękiem obłędne zbiegowisko międzynarodowych imprez sportowych,
a przeciwnie, że to był najprawdziwszy czas Pana.
Jubileusz
Reklama
Pierwszym z czynników, który to XV Spotkanie Młodych czynił
innym, był jego swoisty jubileuszowy charakter. Już gruntowne przygotowanie
wyjazdu miało przekonać udających się w drogę do Rzymu, że tym razem
to podróżowanie ma szczególny rys. Jego kresem było przejście przez
otwarte bramy odpustowe rzymskich bazylik, przejście prowadzące na
spotkanie z Chrystusem, Jedynym Zbawicielem człowieka "dzisiaj, jutro
i zawsze". A miało to być spotkanie totalne, całą głębią ludzkiej
istoty - przez oczyszczenie duszy, trud pielgrzymowania i zdecydowaną
wolę
kroczenia śladami wyznaczonej przez niego drogi życia.
To tak zorientowane przygotowanie było kontynuowane w czasie różnie
przebiegającej drogi, a potem - zwłaszcza po przybyciu do Rzymu czy
w jego pobliżu - przez prowadzone katechezy, setki katechez, ukazujące
najgłębszy sens, także i pokutny tego pielgrzymowania. A ten jego
sens posiadał swoje zwieńczenie w tym po raz pierwszy tak wyeksponowanym
misterium sakramentu pokuty, którego scenerię stanowiły Circo Massimo
z jego historycznym wymiarem miejsca, gdzie ongiś przelewano krew
męczenników, a dzisiaj, na początku trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa
- miejsca z 300 konfesjonałami, ze świętą cierpliwą ciżbą młodych,
o różnym kolorze skóry, pochodzących z różnych zakątków obecnego
świata, tego świata, w którym usiłuje się wyeliminować kategorię
moralnego zła, będącego najgłębszym źródłem bolesnej pustki ludzkich
sumień i budującego się na tej pustce porządku dzisiejszego i - nie
daj Boże - jutrzejszego ziemskiego globu. Zaiste te rzędy obleganych
konfesjonałów na Circo Massimo stanowią razem z jubileuszowym krzyżem
i imponującym ołtarzem na rozległym placu Tor Vergata coś na kształt
ognistych słupów, wyznaczających drogę błąkającej się po bezdrożach
życia ludzkości, słupów wołających o powrót na drogę prawdy, czystego
sumienia i konieczności troski o nie.
Swoje drugie przemówienie inauguracyjne na Placu św.
Piotra Papież rozpoczął od zaskakującego, ale jakżeż potrzebnego
i logicznego pytania: "Drodzy przyjaciele, którzy różnymi środkami
przebyliście tyle kilometrów, ażeby przybyć tu, do Rzymu, na groby
Apostołów, pozwólcie, że rozpocznę to moje przemówienie od postawienia
Wam jednego pytania - czegoście tu przyszli szukać?" Kapitalne pytanie
i niemniej kapitalna na nie odpowiedź-propozycja, stanowiąca treść
drugiej części inauguracyjnego przemówienia, ostatecznie sprowadzająca
się do wołania o przylgnięcie do Chrystusa bez reszty. I to ostatecznie
stanowi zasadniczą treść odbywanego jubileuszu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
"Będziecie mi świadkami...." "Idźcie na cały świat..., głoście Ewangelię..."
Zaakceptowanie Chrystusa i zanurzenie się w Nim w uroczystościach
Jubileuszu to tylko pierwszy krok pielgrzymowania do Wiecznego Miasta
w ramach XV Spotkania Młodych przybywających ze wszystkich krańców
świata, ze 163 krajów, wymienionych w przemówieniu. Tak jak Piotr
po daniu Chrystusowi odpowiedzi: "Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz,
że Cię miłuję" otrzymał zadanie wobec powierzonych mu owiec. Mają
więc i oni iść na cały świat, z którego przybyli, i mówić, co stało
się z nimi w trakcie Jubileuszu. Mają się stać Chrystusowymi świadkami,
kształtem głoszonej "wszystkim narodom", ale i praktykowanej Ewangelii.
A więc Światowe Spotkanie Młodzieży to już nie tylko własna sprawa
spotkania z Chrystusem, dzielenia się radością z tego spotkania ze
współuczestnikami, ale to odtąd misja, posłannictwo niesienia tajemnicy
Chrystusa, jedynego Zbawiciela, bo Boga w ludzkiej postaci - zadanie,
które biorą na swoje słabe barki, by je pełnić na rozstajach dróg
pogubionego, a często i wrogiego świata. Wiedzą oni dobrze o tym,
że ta misja często "krzyżami będzie się znaczyć", czego dowodem była
w 500-tysięcznym tłumie odprawiana Droga Krzyżowa do Koloseum, tym
razem prowadzona przez nich, z asystującym orszakiem kardynałów i
biskupów. A fundamentalna treść 14 stacji była dopełniana historią
martyrologii współczesnego Kościoła, której na różny sposób uczestnicy
XV Spotkania Młodych byli lub są świadkami. Przejmujący do głębi
był ten piątkowy wieczór, przechodzący w rozświetloną bladym blaskiem
księżyca noc.
Podczas tego pełnego zadumy i skupienia "mysterium crucis"
musiała kryć się obawa, czy w tym głoszeniu dzisiaj Ewangelii nie
znajdzie się także ich trudna do podjęcia cząstka, kto wie czy do
uniesienia. Obawę tę uprzedził Papież przy końcu swojego inaugurującego
przemówienia, przypominając tej nieprzeliczonej rzeszy przyszłych
świadków, że musi im towarzyszyć świadomość faktu, że "każdy (z nich)
jest cenny dla Chrystusa, jest Mu znany osobiście, jest przez Niego
umiłowany, nawet gdy nie zdaje sobie z tego sprawy".
A więc chciałoby się tu dopowiedzieć: "Nie bójcie się"... "On jest z nami po wszystkie dni", z naszym "ciężarem dnia i
spiekoty" w głoszeniu Jego Prawdy.
Dlaczego te tłumy ze 163 krajów?
Rzym w dniach od 15 do 20 sierpnia 2000 r. utonął w powodzi
młodych ludzi przybywających ze wszystkich zakątków świata. Od pierwszych
dni Plac św. Piotra i Brama Święta (na końcu dwie) roiły się od młodych
- ale jakich? Skupionych, cichych, zamodlonych, aż do leżenia krzyżem
w wielu kościołach. Zmęczonych nasilającym się upałem, ale radosnych,
pogodnych, przenikniętych duchem zbratania i pobożnej zadumy. Skąd
to wszystko się brało w tych wielotysięcznych tłumach, stale rosnących
i ciągle pogłębiających się, czego wymownymi symbolami stały się
oblężone konfesjonały w Circo Massimo, 500-tysięczna Droga Krzyżowa
do Koloseum. W tej sytuacji coraz natarczywiej drążyło pytanie: Dlaczego
jest ich aż tylu?
Wyjaśnienie przyszło w dwu ostatnich dniach: sobotniej
- wigilijnej - wieczornej modlitwie na legendarnym już dzisiaj placu
Tor Vergata i rannej, zamykającej XV Spotkanie Młodzieży Świata,
Mszy św. z czynnym udziałem Papieża w otoczeniu setek biskupów.
"Chrystus wczoraj, dziś i na zawsze". To tylko On, Bóg
obleczony w człowieczeństwo, mógł zgarnąć w Świętym Mieście na jubileuszowe
świętowanie to, co ludzkość ma najdroższego dzisiaj, a decydującego
o obliczu jutra, o obliczu trzeciego tysiąclecia. I to był główny
motyw obydwu potężnych papieskich przemówień, skoncentrowanych na
po raz pierwszy pojawiającej się w papieskim przepowiadaniu kategorii "
laboratorium wiary". To Chrystus ich zgromadził, jak gromadził tłumy
spragnione Jego nauki i Jego Samego, uzdrawiającego ich choroby i
rozdającego chleb. Teraz ogarnął ich swoją łaską i strumieniami Jego
własnego życia. Nie do streszczenia są te dwa natchnione przemówienia,
wypowiedziane z młodzieńczą energią swoiście odmłodzonego Papieża,
a zwieńczone owym po polsku odśpiewanym starożytnym hymnem:
"Dziękujemy Ci, Ojcze nasz, za święty winny szczep Dawida,
który nam poznać dałeś przez Jezusa Syna Twego. Tobie chwała na wieki!"
Czy dziwić się eksplozji oklasków, okrzyków niepohamowanego
szczęścia, tego nie do ogarnięcia okiem tłumu po tym finale papieskiego
przemówienia...?
Ale zostawmy na boku reporterskie pokusy, a idźmy w głąb
funkcjonowania tego "laboratorium wiary", które Ojciec Święty opisał
w swoich przemówieniach, od wypowiedzianego przy przejmującym milczeniu
tłumu własnego wyznania wiary, przez głęboki komentarz perypetii
św. Tomasza Apostoła z przyjęciem prawdy o Zmatwychwstałym Chrystusie,
aż po problem trudności, jakie napotyka wierzący dzisiaj w tak niebezpiecznie
nieprzyjaznym dla wiary świecie. "Bo w tej walce o głęboką wiarę
- wołał Papież - jest z Wami łaska i to, że nie jesteście sami. Iluż
tak jak Wy walczy o nią i z pomocą łaski Pana zwycięża?" Ale w tej
walce o pełną i konsekwentną wiarę, którą młodzi mają nieść na cały
świat, mają zagwarantowanego jednego Sojusznika, "dziś, jutro i na
zawsze". Ojciec Święty wyłożył im tę sekwencję w kolejnym komentarzu
końcowych słów 6. rozdziału Ewangelii św. Jana (63-67). Jeszcze raz
pojawia się motyw "laboratorium wiary", ale tym razem w innym odcieniu
- Chrystusa Boga Wcielonego, który w chlebie i winie, wpisany w tajemnice
Krzyża i Zmartwychwstania, chce być towarzyszem drogi każdego wierzącego
do ostatecznej głębi życia z Chrystusem i w Chrystusie, chce pokazywać
drogę i dawać siły do postępowania nią "na dziś, na jutro i na zawsze". Perspektywa zaskakująca, jak zaskakujące jest Wcielenie. Niesłychana
do tego stopnia, że w "laboratorium wiary" może zazgrzytać pokusą
niewiary, chęcią odejścia od Chrystusa. Lecz On jest realistą: wie,
jak wierzącemu do głębi jest potrzebny ze swoją zbawczą obecnością,
ale jest świadom, jak trudna jest ona do przyjęcia. Toteż nie dziwi
się tym, którzy nie są gotowi do jej zaakceptowania i odchodzą.
Ale tu następuje kapitalny zwrot, zwrot ku Dwunastu,
z dramatycznym pytaniem: "Czy wy chcecie odejść?" Nie, oni nie odejdą,
a tym, który uroczyście oświadczy, że nie odejdzie i logicznie to
motywuje jest Piotr, przeprowadzony przez "laboratorium wiary", ale
i wypalony w retorcie miłości. Oni, ale przede wszystkim on nie ma
wątpliwości co do prawdy o Tajemnicy, o Chrystusie - Wcielonym Bogu (por. Mt 16, 14 nn.), który może się stać chlebem na życie wieczne
i mocą do wierzenia "dziś, jutro i na zawsze".
I oni o tym wiedzieli, byli tego świadomi i dlatego przeszli
tyle dróg i przyszli, żeby Jego posłuchać, od Niego się dowiedzieć
tego, co trudne aż do nieprawdopodobieństwa, ale co jest prawdą,
jak Chrystus jest "drogą, prawdą i życiem". Oni chcieli się dowiedzieć
tego od Piotra naszych czasów, w którym widzą Ojca kochającego ich
jak dzieci i nie mylą się.
I tu wracamy do drugiego elementu odpowiedzi na postawione
w końcowym podtytule pytanie: "Dlaczego te tłumy ze 163 krajów?".
Stanowi go słowo i prymat Piotra, których nosicielem dziś, w tych
dziwnych czasach, jest Jan Paweł II.
Tak, naprzód i przede wszystkim przybyli, ażeby się spotkać
jak najpełniej z Chrystusem. I spotkali się, co było widać na twarzach,
w postawach i rozmodleniu. Ale pomógł im w tym spotkaniu, czego byli
świadomi, dzisiejszy Następca Piotra - Jan Paweł II. Im to nie przeszkadzało,
że taki kruchy, oni patrzyli głębiej, poza tę kruchość, widzieli
i widzą w nim Piotra, który głęboko wierzy w Chrystusa, a oni bezbłędnie
wyczuwają, że Go kocha, a w Nim i przez Niego ich, jutrzejszych gospodarzy
świata. I dlatego przybiegają zewsząd i chcą go widzieć i słyszeć,
bo go rozumieją, bo wiedzą, że on ich rozumie i autentycznie wprowadza
w całą tajemnicę Chrystusa Boga Wcielonego i jej Boże przedłużenie,
jakim jest tajemnica Eucharystii.
Chłodny le Monde nazwał to "niesłabnącym magnetyzmem
Jana Pawła II". Przy opiniach i żarze, z jakim wypowiadali się młodzi,
interpelowani "fachowcy" okazali się zażenowani swoją nieporadnością
w daniu sensownej odpowiedzi na zadane pytanie.
W sumie to, co przeżyły tłumy młodych w tym wyjątkowym
tygodniu w Świętym Mieście, to był nie tylko światowy ewenement młodych
ludzi, promieniujących nadprzyrodzoną gorącością, ale i rodzących
nadzieję dla pogubionego świata, że jego coraz to bardziej mrocznie
rysujące się jutro może stać się lepsze, bo zostanie przyjęte przez
ręce nieskalane złem i związaną z nim rozpaczą. A to oznacza, że
XV Światowy Dzień Młodzieży można określić jako źródło pokrzepiającej
nadziei dla świata dryfującego ku coraz bardziej budzącej lęk przyszłości.
I dlatego trzeba jeszcze raz sięgnąć po tamte, wypowiedziane na samym
początku słowa: "Nie bójcie się!"