Zbliżają się wybory samorządowe. Kto wie, czy z punktu widzenia
mieszkańców gmin, powiatów i województw nie są one ważniejsze od
wyborów prezydenckich i parlamentarnych. Dotyczą bowiem osób, które
będą podejmować decyzje najbliżej nas, w naszych małych ojczyznach.
Nikt rozsądny nie kwestionuje dzisiaj idei samorządności.
Mało tego, mówi się nawet, że pierwsza reforma samorządowa (wprowadzająca
samorządowe gminy) była najbardziej udaną reformą III Rzeczypospolitej.
Upodmiotowiła społeczeństwo, bo to od jego wyborów, a nie od woli
jakiejkolwiek partii zaczął zależeć skład rady tej czy innej gminy.
Ideałem byłoby, gdyby do organów władzy samorządowej wchodzili tylko
ludzie kompetentni, uczciwi i bezinteresowni. Ale i tak dobro, które
dokonało się poprzez dotychczasowe działanie samorządów gminnych (
miejskich i wiejskich) jest nie do przecenienia.
Pamiętamy, jakie kontrowersje budziło 4 lata temu wprowadzenie
kolejnych szczebli samorządu - powiatowego i wojewódzkiego. Można
powiedzieć tak - idea była dobra, gorzej z jej realizacją. A wpłynęły
na to dwa, wiążące się ze sobą czynniki: mieszanie się polityki do
spraw samorządowych i przekonanie polityków o omnipotencji państwa.
Upolitycznienie samorządów (myślę o samorządowych powiatach i województwach)
spowodowało, że już u początków ich funkcjonowania stały się one
areną ostrych sporów, które nic nie miały wspólnego z ideą służby
samorządowej. Nacisk tzw. wielkiej polityki nasilił się po ostatnich
wyborach parlamentarnych, kiedy to zwycięskie ugrupowanie - SLD - "
nabrało apetytu" na pełnię władzy. Najpierw wybory samorządowe miały
być przyśpieszone (wbrew Konstytucji, ale kto by się tam takimi szczegółami
przejmował). Gdy to się nie udało, postanowiono "pomajstrować" przy
ordynacji wyborczej. Najważniejszy miał być postulat bezpośrednich
wyborów wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Większość społeczeństwa
jest za takim rozwiązaniem. Jednak to co proponuje lewica, grozi
chaosem i paraliżem samorządów, a w konsekwencji ich ubezwłasnowolnieniem
i powrotem do centralizmu państwowego. Ale może właśnie o to chodzi?
Demokracja samorządowa jeszcze u nas nie okrzepła. Jeszcze
nie ma nawyku myślenia, że o wielkich sprawach - obronności i bezpieczeństwa
narodowego, sojuszy i współpracy międzynarodowej, podatków - decyduje,
owszem, państwo, ale o reszcie chcemy decydować sami, poprzez naszych,
wyposażonych w odpowiednie kompetencje przedstawicieli w gminach,
powiatach, najwyżej w województwach. Wmawia się nam, że przecież "
państwo wie lepiej". Ta omnipotencja państwa najbardziej była i jest
widoczna w sposobie finansowania samorządów. Wystarczy spojrzeć na
proporcje składników tworzących ich dochody; na przygniatającą przewagę
subwencji i dotacji z budżetu państwa, by zrozumieć, że w gruncie
rzeczy władza centralna trzyma samorządy "na uwięzi", a tę zawsze
można ukrócić (lub dołożyć samorządom zadań, nie dając pieniędzy)
. Szkoda, że z przekonania o omnipotencji państwa nie potrafiła zrezygnować
poprzednia ekipa rządowa. Ale teraz trzeba już bić na alarm, bo centralizm
państwowy "made in SLD" wdziera się w różne sfery życia społecznego
niczym lawa.
Szanujmy państwo, ale nie rezygnujmy z budowy społeczeństwa
obywatelskiego. Społeczeństwo - odpowiedzialne, aktywne, świadome
swoich praw i obowiązków - jest dla państwa bezcennym skarbem, od
którego zależy pomyślność nas wszystkich.
Pomóż w rozwoju naszego portalu