Nadawcy telewizyjni nie proponują telewidowni spektakli teatralnych,
koncertów symfonicznych, wycieczek na Akropol czy do Luwru, lecz
przekonują, że domaga się ona chamstwa, głupoty, golizny i okrucieństwa.
Wtórują im lewicowo-liberalni publicyści, uzasadniając, że skoro
jest wolność, to każdy ma prawo do rynsztokowej rozrywki, a skoro
jest konkurencja, to nadawcy muszą walczyć o tzw. oglądalność (kasę).
Tymczasem ustawa zabrania propagowania postaw i poglądów
sprzecznych z moralnością i dobrem społecznym, co więcej - między
godziną 6.00 a 23.00 nie wolno rozpowszechniać programów zagrażających
psychicznemu, uczuciowemu i fizycznemu zdrowiu dzieci i młodzieży.
I znów usłużni publicyści - zamiast domagać się przestrzegania prawa
bądź inicjować organizację stowarzyszeń, które w krajach rozwiniętej
demokracji skutecznie wpływają na ofertę programową - pospieszyli
z pomysłem znakowania produkcji telewizyjnej (w zależności od wieku
odbiorców). Ideologia lewicowo-liberalna uznaje bowiem istnienie
zła, które można wybierać lub nie, lecz nie można go zakazywać, bo
to ogranicza prawa człowieka do informacji i wolności.
W zamierzchłych czasach powstawania komunizmu, gdy bolszewicy
chcieli zjednać sobie aprobatę, a nawet przychylność światowej opinii
publicznej, towarzysz W. I. Lenin wymyślił instytucję pożytecznych
idiotów. Komuniści penetrowali środowiska opiniotwórcze w różnych
krajach, by wyłuskiwać jednostki, które - częściowo w dobrej wierze,
i nie bez "argumentów" pobytu w luksusowych warunkach w Związku Sowieckim
- stawały się orędownikami i propagatorami ustroju komunistycznego.
Byli tym cenniejsi, że pochodzili przecież z innego świata, z innego
obozu politycznego. Kapitalistyczny dziennikarz - na dodatek o głośnym
nazwisku - popierający komunizm to fenomen, który zmuszał do myślenia
i zjednywał sympatię dla nieludzkiego systemu.
Jak na razie, korzyści z ewentualnego wchłonięcia Polski
przez wspólnotę brukselską odnosi wyłącznie ta ostatnia, ale usłużni
polscy euroagitatorzy nie ustają w kreśleniu tęczowych perspektyw.
Publicystki-feministki obiecują kobietom, że będą mogły nawet wykonywać
męskie prace (obecnie zabronione ze względu na uciążliwość lub szkodliwość
dla zdrowia). Ideologia i biznes holocaustu wielokrotnie ukazywały
swe antypolskie oblicze, a mimo to polscy twórcy (również za pieniądze
polskich podatników) usiłują dołożyć swoją "cegiełkę" do ugruntowywania
w opinii światowej kłamliwego poglądu o tradycyjnym polskim antysemityzmie.
Cud purynowy I. Cywińskiej (produkcja TVP) nie zyskał jednak uznania
na festiwalu w Monte Carlo; podobnie Waiser W. Marczewskiego w Berlinie,
mimo że reżyser, wbrew literackiemu pierwowzorowi, dołożył antysemickie
sceny.
Zainicjowana przez międzynarodowe żydostwo nagonka przeprosinowa,
której hasłem wywoławczym było Jedwabne, wywołała skandaliczną sugestię
księdza odnośnie do zachowania Prymasa. Są również zjawiska groteskowe,
gdy tzw. miłośnicy praczłowieka domagają się liberalizacji kodyfikacji
karnych, zresztą wbrew zdrowemu rozsądkowi i odczuciom społecznym.
Nie mogą np. wyobrazić sobie, by można było karać za posiadanie narkotyków,
bo przecież narkomani to nie przestępcy. Już nowomowa tych "humanistów",
którzy narkomanię określają jako eksperymentowanie ze środkami zmieniającymi
świadomość, świadczy o ich podejściu do patologii społecznych. I
tak jak kiedyś PRL-owska cenzura puszczała filmy L. Bun]uela, bo
uważała je za antykościelne, tak teraz możność oglądania reality
show reklamuje się jako poszerzanie demokracji i wolności.
Pomóż w rozwoju naszego portalu



