Jesteśmy solą zwietrzałą i bezużyteczną...
W klęskach naszych upatrujemy zwycięstwa,
w zwycięstwach nie widzimy znaków klęski,
w nonsensie upatrujemy sens,
a mowę,
ten przywilej i chlubę naszego wybraństwa,
uczyniliśmy narzędziem pustej paplaniny...
Boże nieskończonej mądrości,
daj nam mądrość oczyszczenia,
nam,
synom ziemi,
soli zwietrzałej i bezużytecznej.
(R. Brandstaetter, Litania)
Czas to Boży atleta. Takie skojarzenia nasuwa rzeczywistość
mijających wakacji. Jakby wczoraj składałem życzenia wakacyjne, gratulując
szkolnych sukcesów, a już wkrótce rozpoczniemy nowy wysiłek, który
zbliży jednych do kolejnych progów edukacyjnej drogi, dla wielu stanie
się ostatnim etapem w poszczególnych kategoriach szkół. Serdecznie
pragnę podziękować za tak liczne dowody pamięci, jakie napływały
z różnych miejsc dziecięcego i młodzieżowego wypoczynku. Należy się
szczere podziękowanie wszystkim, którzy poświęcili swój wolny czas
dla dzieci i młodzieży. Myślę tu o nauczycielach i wychowawcach różnorakich
kolonii. Słowa uznania i podziękowania kieruję w stronę księży, sióstr
zakonnych i katechetów świeckich, którzy podjęli wysiłek rekolekcji
wakacyjnych i kolonii organizowanych przez Kościół. W nadsyłanych
życzeniach ujawnia się to, jak wielkim darem dla wielu dzieci był
ten czas, łączący radość, wypoczynek, zwiedzanie ważnych historycznie
i kulturowo miejsc naszej Ojczyzny, z okazją do refleksji, modlitwy,
pochylenia się nad słowem Bożym.
Dzieci są bardzo otwarte na prawdy Boże i niekiedy lepiej
niż starsi potrafią w pięknie pokazywanego im świata dostrzec miłość
Boga. Opowiadano mi, że podczas spotkań z rodzicami, którzy zdecydowali
się wysłać dzieci na kolonię organizowaną przez parafię, ktoś wyraził
obawę, czy aby czasem nie za dużo będzie tam modlitwy. Okazało się,
jak wiem z relacji, że to często my, starsi, sami tworzymy niedobry
świat uprzedzeń dla naszych dzieci. Bo na tejże kolonii zdarzyło
się, że w piękny, słoneczny dzień dano dzieciom możliwość wyboru
pomiędzy skorzystaniem z plaży a uczestnictwem we Mszy św. Okazało
się, że wiele z nich wybrało Eucharystię. Musi wzruszać wyznanie
kilkunastoletniej uczestniczki wracającej z kościoła, która zapytana
przez księdza, czy nie lubi się opalać, odrzekła prostodusznie -
bardzo lubię, ale postanowiłam każdy dzień kolonii ofiarować w intencji
kogoś z mojej rodziny. Dzisiaj wypadło na babcię, dlatego nie mogłam
nie ofiarować jej Komunii św.
Bardzo potrzebny jest ten wysiłek bycia z młodymi, za
który dziękowałem przed chwilą. Wiem, że po miesiącach trudu dydaktycznego
każdy chciałby odpocząć. To naturalne prawo. Ale warto zdobyć się
na wysiłek, którego nagrodą jest uśmiech dziecka. Jakże mogą nie
wzruszać słowa uczestnika jednej z kolonii, zapisane w okolicznościowej
laurce - pozdrowieniach znad morza: "Dziękuję Panu Bogu za to, że
przez dziesięć dni mogłem jeść trzy razy dziennie". Te dziesięć dni
szczęścia biednego dziecka warte są u Boga całą wieczność.
W anonimowym wierszu, odnalezionym przez pewnego kapłana
w rzeczach po zmarłej matce, czytamy znamienne słowa:
Czas, co w przelocie
piramidy kruszy,
wszystko ci weźmie,
życie twoje strawi,
tylko co piękne
w twojej duszy,
to ci zostawi.
Dziękujmy za piękno dusz młodzieży i dzieci, rozwinięte
lub narodzone w czasie tych wakacji. Módlmy się jednocześnie, by
proces dydaktyczno-katechetyczny, który wkrótce się zacznie, pogłębiał
i utrwalał to dobro i piękno, jedyną wartość niezniszczalną, wartość
mającą swe eschatologiczne dopełnienie.
Ten poetycki czas, kruszący piramidy, dotknął w sposób
nie metaforyczny, ale dosłowny wiele miejscowości, tysiące ludzi.
To zniszczenie przyniosła kolejna fala powodzi. Zjawisko symptomatyczne.
Ostatnia powódź dotknęła nasz kraj w przededniu poprzednich wyborów
parlamentarnych, ta miała miejsce w podobnych okolicznościach. Nie
zamierzam tworzyć jakichś politycznych skojarzeń, jednak trudno obronić
się przed refleksją, że być może jest to znak czasu nakazujący nam,
Polakom, uwzględnić w przedwyborczych rozważaniach potrzebę budowania
demokracji i przyszłości na innych, mocniejszych niż dotychczasowe,
podstawach, w większej harmonii praw natury i uprawnień człowieka.
W liturgii słowa osiemnastej niedzieli zwykłej, a więc
tej, którą przeżywaliśmy, śledząc z niepokojem komunikaty o kolejnych,
zalewanych przez żywioł miejscowościach, czytaliśmy w Ewangelii słowa
przestrogi. Oto bogaty człowiek, zasobny w materialne dobra, postanowił
porzucić troskę o czynienie ziemi poddanej, a zaczął kalkulować,
w jaki sposób może dogodzić doczesnym pragnieniom. Jezus ostro skrytykował
taką postawę: "Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od
ciebie..." (por. Łk 12, 13-31).
Nie oznacza to bynajmniej, byśmy zaniechali troski o
budowanie dostatniej rzeczywistości ziemskiej. Każe nam jednak uwzględnić
poszanowanie praw Bożych i ludzkich. Wspomniałem o dziecku, które
dzięki kolonii cieszyło się z trzech posiłków dziennie. Jednocześnie
były tam dzieci, które dysponowały po 500, 600 zł kieszonkowego.
Ciekawe, czy ich zamożni rodzice złożyli choćby niewielki dar dla
dzieci biednych, dla powodzian czy na inne potrzeby charytatywne.
Kataklizm powodziowy ujawnił raz jeszcze zdolność do
międzyludzkiej solidarności. Ludzie nie czekali na apele. Tak się
złożyło, że w niektórych kościołach ogłoszono zbiórkę na powodzian
w niedzielny poranek, tuż po nocnej tragedii. Widać było, że ludzie
czuli, że tak będzie. Składki były naprawdę obfite. Kolejne dni to
wielkie akcje organizowane przez różne instytucje świeckie i kościelne.
Ta tragedia jeszcze raz potwierdziła, że tam, gdzie ludzki ból czeka
na ukojenie, gdzie ludzie przekonają się o zagrożeniu czy nieszczęściu,
możliwe jest współdziałanie wszystkich, którzy mają poczucie solidarności
z drugim człowiekiem. Niekiedy słyszy się oskarżenia, że Kościół
izoluje się od niektórych akcji dobroczynnych. Najczęściej zarzuty
te pojawiają się przy okazji tzw. świątecznej orkiestry Jerzego Owsiaka.
Można przy okazji zapytać - czy w sytuacji tak wielkiego nieszczęścia,
nie należało odwołać kosztowną i demoralizującą imprezę Woodstok?
Takich pytań nikt dziś nie stawia. A trzeba je postawić. Wspomniałem
o konieczności refleksji wobec każdego kataklizmu, także zagrożenia
moralnego. Czy taka refleksja nie byłaby potrzebna młodzieży w Żarach,
której oferuje się alkohol, narkotyki i muzykę, odbierające zdolność
oceny siebie i otaczającego świata?
Ludzkie nieszczęście można różnie wykorzystać. Niewiele
w mediach pokazywano tych ludzkich odruchów wielkiej solidarności.
Raczej sprawę wykorzystano politycznie i wytykano rządowi błędy,
brak przewidywania. Z dziwnie jednak wielką częstotliwością pokazywano
dar pana Owsiaka w postaci wozu strażackiego. Ile takich samochodów
można było kupić za pieniądze, które wyda się na demoralizującą imprezę?
Pamiętamy, jak przed czterema laty w podobnej sytuacji
SLD-owski premier buńczucznie ogłosił, że ci, którzy nie ubezpieczyli
mieszkań, muszą sobie sami radzić. Potem dla zatarcia tej pełnej
pogardy wypowiedzi zaoferowano jednak niektórym ludziom niezbyt przydatne
w naszym klimacie domki, które wkrótce zaczęły się walić. O tej rzekomej
wielkoduszności rządu było wówczas bardzo głośno. Dzisiaj nie docenia
się pełnych zrozumienia aktów pomocy premiera. A w tej sprawie nie
chodzi przecież ani o tamtego, ani o aktualnego premiera czy rząd,
ale o ludzi dotkniętych nieszczęściem, którym wszyscy powinni pomagać.
Tragedia taka jak ta ewidentnie pokazała, czyja jest telewizja i
jak ci, którzy mają na nią wpływ, wykorzystują ludzkie dramaty dla
wyborczej propagandy.
Powódź jeszcze raz każe wrócić do poważnego zastanowienia
się nad ekologią. Oto czytam w interesującym wywiadzie z Maciejem
Sadowskim, klimatologiem, jakie są rokowania na przyszłość. Oprócz
powodzi, które mogą pojawiać się w następnych latach, z powodu zniszczenia
naturalnych wylewisk, gdzie ongiś spływał nadmiar wód, teraz zagrażać
będzie ona ludzkim siedliskom. W takim właśnie miejscu we Wrocławiu
zbudowano ogromne osiedle mieszkaniowe. Powodzie są też jednym ze
zjawisk towarzyszących ocieplaniu się klimatu. To kolejne zagrożenie.
Jeśli wzrost temperatury postępować będzie w takim tempie jak dotąd,
pojawią się kataklizmy w świecie zwierząt. Wyginą foki, krokodyle.
W Polsce mogą z braku wilgoci w ziemi zginąć ziemniaki. Wreszcie
powstawać będą lokalne trąby powietrzne niszczące ludzki dorobek.
Możemy to wszystko skwitować stwierdzeniem, że nie mamy
na to wpływu, że od nas niewiele zależy. To tylko pozorna prawda.
Pisałem o tym wielokrotnie, a mimo to nadal widzę płonące połacie
słomy. Giną pszczoły, mrówki i inne drobne zwierzęta tak ważne dla
właściwej gospodarki na naszych polach. To zależy już od nas, nie
uczy się już dzieci i młodzieży szacunku i właściwych relacji do
darów otrzymanych od Boga.
W pierwszych dniach sierpnia minęła setna rocznica urodzin
Prymasa Tysiąclecia Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Ten wielki Polak
zmarł przed dwudziestu laty, ale ciągle wracamy do jego ponadczasowej
mądrości, którą służył Kościołowi i Ojczyźnie. W rodzinnej diecezji
urządzono kilkudniowe uroczystości Prymasowskie, które pokazały,
że ciągle najważniejsze są w naszym narodzie kołyski i serca matek,
które wydają wielkich ludzi, bo każde dziecko nosi w sobie wielkość
niezrównaną, nieporównywalną do żadnej innej. Wielkość urodziła się
w Zuzeli, w Wadowicach, a przede wszystkim w Betlejem. Dziękujmy
za nią Bogu, dziękujmy za każdą matkę i każde dziecko.
Zahaczyłem w tych dniach o Zuzelę, przejechałem przez
rodzinny Zambrów i kilka dni spędziłem w Studzienicznej, położonej
malowniczo wśród lasów i jezior, gdzie swoje ostatnie wakacje spędzał
Prymas Wyszyński. Do dzisiaj tam pełno Prymasa i Jana Pawła II, którego
pamiętają w niezliczonych miejscach, bo i on o nich pamięta i tak
wyrównują się rachunki serc. Byłem też na koronacji obrazu Matki
Bożej Bazylianki w Lipsku n. Biebrzą. Niewielkie to miasto, a ma
aż dwie błogosławione: Mariannę Biernacką, która oddała życie za
synową, i siostrę nazaretankę zamordowaną wraz z innymi w Nowogródku.
Słabe kobiety wykazały heroizm miłości bliźniego w okrutnym czasie
wojennej okupacji. Czasy trudne i trudne decyzje ujawniają ludzi
najlepszych i najgorszych. Warto o tym pamiętać w sierpniu - miesiącu
polskich pamięci i we wrześniu - miesiącu wyborów parlamentarnych.
Otrzymuję sporo listów od Czytelników Niedzieli, w których
dzielą się swoimi niepokojami związanymi z nadchodzącymi wyborami.
W wielu z nich pojawia się pytanie o konkretne sugestie ze strony
biskupów. Spotyka się opinie, że sondaże niekorzystne dla tzw. prawicy,
powodują milczenie Kościoła. Nie sądzę, by to była prawda. Minął
czas zniewolenia, rozpoczął się okres koniecznego dojrzewania społecznego
i politycznego. Powstały nowe możliwości działania dla różnych opcji,
które dysponują środkami medialnymi i innymi. Wprawdzie młode partie
mają mniejsze możliwości niż spadkobiercy komunistów, ale za to cieszą
się większym zaufaniem społecznym. Ujawniają się nowi politycy. Z
drugiej strony potrzebny jest wysiłek samych wyborców, nadszedł czas
egzaminowania wszystkich polityków i samodzielnych decyzji. Bo potem
znów zacznie się obciążać Kościół, że podał złe "namiary". A tu przecież
Kościół ma takie rozeznanie, jakie mają jego żywi ludzie. Ma także
te same wątpliwości wobec składanych po raz kolejny krytyk i obietnic.
Przydatne w ocenach są zawsze zasady i doświadczenia. Nie mogę głosować
na partię, która ma zamiar zwalczać religię, Kościół lub Boże przykazania,
która zamierza wprowadzać aborcję, eutanazję lub demoralizację w
wychowaniu szkolnym lub społecznym. Nawet gdyby na jej listach znalazł
się mój znajomy, krajan czy krewny - nie mogę obciążać sumienia poparciem
zła moralnego, któremu i on sam nie zdoła się oprzeć.
W roku poświęconym słudze Bożemu kard. Stefanowi Wyszyńskiemu,
w roku obchodów 50. rocznicy śmierci wielkiego kard. Adama Sapiehy
Kościół w Polsce nie musi udowadniać swojego trwania przy narodzie.
Nie może jednak odbierać narodowi prawa wolności wyboru. Ten, jak
wynika z sondaży, tych profesjonalnych i tych, które wyśpiewuje lud
garnący się na wyborczą grochówkę i piwo oferowane przez SLD, jest
jednoznaczny.
Wielu chce wybierać doraźne zaspokojenie cielesnych potrzeb
i nie można im tego zabronić. Trzeba jedynie zachować nadzieję na
mądrość narodu, że nie da się oszukać po raz kolejny. Uważna obserwacja
i lektura prasy ujawnia jednoznacznie, że popierane opcje nie mają
programu z perspektywą trwałych rozwiązań. Wykorzystują jedynie potknięcia,
nieudolność władzy. Czy to daje rękojmię poprawy sytuacji? Śmiem
wątpić.
Jeżeli 33-letni polityk ujawnia blisko 3-milionowy majątek
i jest kreowany jako wzór etyczności, bo zgromadził tę niebotyczną
dla przeciętnego Polaka sumę, grając na giełdzie, to powtarzam pytanie
już kiedyś postawione - skąd wziął ten pierwszy milion na giełdę
i antyki. Jeśli na listy wyborcze trafiają ludzie znikąd, którzy
pojawili się jak efemerydy w intelektualnie horrendalnych programach
telewizyjnych, to chyba nie trzeba wielkiej mądrości, aby przewidzieć,
że to nie oni będą autorami inicjatyw poprawy Rzeczypospolitej.
Nie ma gotowych recept. Konieczne jest uczciwe opowiedzenie
się po stronie trwałych wartości. Wbrew pozorom to nie pieniądze,
ale właśnie poczucie wartości decyduje o pomyślności społeczeństw.
Kto chce zliberalizowania ustawy aborcyjnej, wprowadzenia dostępności
narkotyków, dofinansowania środków antykoncepcyjnych, postępu demoralizacji
i liberalizowania prawa, czyli bezkarności przestępców, to wie, na
kogo głosować. Jeśli zaś jest to dla mnie nie do przyjęcia, to mogę
znaleźć ludzi, którzy dają rękojmię obrony tych wartości.
Przeżyliśmy już cud, który przed wiekami zdarzył się
przy zdobywaniu Jerycha. Jozue z ludem przez kolejne dni obchodził
z modlitwą mury bałwochwalczego miasta. Wreszcie te runęły. Pamiętamy
jeszcze naszą modlitwę, która też została wysłuchana. Teraz odnoszę
wrażenie, że bardzo chcemy z hasłami liberalizmu obalić mury, w których
chroni się resztki polskiej przyzwoitości. Cóż się zmieniło, że Ojciec
Święty prosił prezydenta Stanów Zjednoczonych o obronę godności ludzkiej?
Zaledwie w kilka dni po tej rozmowie zgodził się on na dofinansowanie
z budżetu federalnego badań z użyciem tzw. komórek macierzystych
z ludzkich embrionów. Uruchomił i zalegalizował proces niezwykle
niebezpieczny i nieetyczny.
Po Holandii parlamentarzyści Niemiec chcą dołączyć do
grona "postępowych" krajów, gdzie zabijać się będzie starców. Przed
wiekami robili to Spartanie. Cóż zostało z ich cywilizacji? Ale nam
ciągle się wydaje, że nas to nie dotknie, że ludzie nie doprowadzą
się do unicestwienia.
Każdy chrześcijanin zobowiązany jest do śledzenia znaków
czasu i umiejętnego ich rozpoznawania. Dokonuje się to nie na wielkich
mityngach, ale w ciszy modlitewnej refleksji. Zachęcam do niej w
tych tygodniach, tak ważnych dla naszego narodu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu



