Zazwyczaj drwiłem z takich świąt jak Dzień Kobiet - przeszkadzał
mi nawet nie tyle komunistyczny rodowód tego dnia, ile masowość i
pewna sztuczność obchodów. Wydawało mi się, że przynajmniej moje
najbliższe kobiety wymagają znacznie bardziej indywidualnego podejścia.
I nie tylko raz w roku, lecz ustawicznie. Raziła mnie także losowa
podstawa świętowania - w końcu jak dotąd nikt nie ma wpływu na wybór
swojej płci... Przekora podpowiadała mi także, że jeśli jest równouprawnienie,
to gdzie świętowanie mężczyzn? Złośliwe koleżanki wskazywały wówczas
na Dzień Odlewnika (słowo honoru, było coś takiego), a nawet Święto...
Konia. Poważnie traktuję Dzień Matki - to przecież świętowanie pewnego
sposobu bycia kobietą. Macierzyństwo zresztą wcale nie musi wiązać
się z posiadaniem rodzonych dzieci, macierzyństwo to pewna postawa
wobec świata. Postawa, bez której ten świat nie ma prawa przetrwać.
Skoro zaś święto pozwala oderwać się od codzienności i dostrzec istotę
rzeczy - wobec tego świętujmy macierzyństwo.
Jest w kalendarzu także Dzień Ojca - właśnie teraz, 23
czerwca. Nie wiem kto i dlaczego umieścił to święto zaraz na początku
lata. Może to przypadek, a może nie... W ciągu roku rodzina zapracowanego
ojca prawie nie widuje, na wzajemne bliższe poznanie zostaje tylko
czas rekreacji. Jest zatem tak, że mama musi nadrabiać surowością,
kojarzy się z pracą i przykrymi obowiązkami, a ukochany tatuś pojawia
się w weekendy i wakacje, kojarzy się więc z odpoczynkiem i przyjemnościami.
Ale może jest inaczej: wakacje to dla wielu rodzin wędrówki w zupełnie
nowe miejsca. Może więc Dzień Ojca ma się kojarzyć z odkrywaniem
i zdobywaniem świata dla siebie?
Okropnie trudne są zadania ojca wobec dzieci. Musi dzieciom
zapewnić bezpieczeństwo, musi je ochraniać - ale nie może ograniczać
ich samodzielności. Musi stawiać twarde i wysokie wymagania - ale
tak, by dzieci zawsze widziały, że są kochane, nawet jeśli im się
nie uda tych wymagań spełnić. Musi nauczyć wybierać w każdej sytuacji
dobrą drogę - ale nie może narzucać własnych wyborów. Musi im przekazać
poczucie odpowiedzialności za świat - a zatem głębokie przekonanie,
że niczego nie można robić byle jak - ale zarazem musi pozwolić na
to, by tę odpowiedzialność realizowały po swojemu.
To ciekawe, że gdy odwołujemy się do ludzi, którzy rozpoczęli
trwałą i dobrą przemianę, wówczas chętnie używamy sformułowania "
ojcowie założyciele". I mówimy tak o ludziach, którzy mniej walczyli,
mniej niszczyli to, co było przed nimi, a jedynie uruchamiali proces,
który rozwijał się latami. Tych zaszczytnych tytułów nie nadaje się
raczej zwycięskim rewolucjonistom - ale otrzymują je ci, którzy budując
na dobrych tradycjach potrafią staremu dobru nadać nowe życie. Rewolucja
francuska i październikowa skoncentrowały się przede wszystkim na
niszczeniu starych reżimów - zdobycie Bastylii i Pałacu Zimowego,
gilotyna i nagan stały się ich symbolami. Twórcy Stanów Zjednoczonych
Ameryki, pomysłodawcy Zjednoczonej Europy oparli się na sprawdzonych
przez wieki wartościach chrześcijańskich - i odnieśli trwały sukces.
Są Ojcami Założycielami. I takich ojców potrzebują polskie rodziny,
potrzebuje Polska. Wiem, brzmi to nieznośnie pompatycznie - ale jak
to powiedzieć inaczej?
Pomóż w rozwoju naszego portalu