Czy ktoś jest w stanie wyobrazić sobie dużą imprezę plenerową,
spotkanie setek osób, pełne muzyki, pięknych dekoracji, nie widywanych
na co dzień, niezwykle barwnych regionalnych strojów - bez żadnej
reklamy? I żeby jeszcze wszystko tonęło w kwiatach, w kunsztownie
sporządzonych wieńcach, najdrobniejszymi ziarenkami kasz, zbóż i
maku wykładanych, wstęgami, kwiatami i owocami ozdobionych? Żeby
stoły uginały się pod ciężarem wszelkich darów pól, lasów, smakowitego
jadła - z największą starannością ułożonego i przystrojonego zielenią.
Żeby ludzie, odświętni i uroczyści, uśmiechali się do siebie, cieszyli
się sobą, z godnością sobie nawzajem usługiwali. I żeby nikt na tym
nie zarobił ani grosza? Żeby wszystko to było darem całkowitej bezinteresowności?
Darem dla Boga. Bo tym są Dożynki w odwiecznej tradycji polskiej
wsi.
Tak właśnie było w roztoczańskiej parafii Łosiniec, w
miejscowości Ulów, położonej wśród bujnych, pachnących lasów, między
Tomaszowem Lubelskim a Suścem, 16 września tego roku, gdzie świętowano
Dożynki Dekanatu i Gminy Tomaszów. Ktoś, kto patrzyłby na tę uroczystość
z zewnątrz, dostrzegłby przede wszystkim estetyczny przepych, nawałnicę
kolorów, odurzyłyby go zapachy lasu pomieszane z wonią ziół i owoców.
Ktoś, kto spojrzałby bardziej wnikliwie, okiem duchowym, dojrzałby
to, co można w tych zmaterializowanych czasach zobaczyć tylko na
wsi - podziękowanie Bogu za płodność ziemi, za pogodę, za siły do
pracy.
Czy ktoś jeszcze - oprócz ludzi wsi - potrafi dziękować
Bogu za to wszystko? Za to, że Bóg karmi nas, poi, pozwala cieszyć
się cudem życia, pięknem świata, zmiennością pór roku?
W homilii, jaką wygłosił w czasie Mszy św. dożynkowej
ksiądz dziekan Jan Krawczyk, znalazło się nawiązanie do jeszcze jednego
wspaniałego Bożego daru, jaki posiada polska wieś: do daru rodziny.
Wiejskie rodziny są zdrowe, a to oznacza, że szanuje się w nich świętość
małżeństwa i dar potomstwa. W czasach, gdy rządząca w Polsce partia
rozważa na serio możliwość udzielania przez państwowe urzędy "ślubów"
ludziom czyniącym sztandar polityczny ze swoich dewiacji seksualnych,
to zdrowie wiejskich rodzin, gdzie trzy pokolenia tak często żyją
razem, gdzie wspólnie pracuje się, gdzie małżonkowie budują sakramentalną
wspólnotę, jest nadzieją Polski.
Nie są to wcale słowa zbyt wielkie. Realizm nakazuje
dostrzegać nadzieję właśnie na wsi, gdzie ludzie, choć spychani w
ubóstwo tendencyjną i małoduszną polityką gospodarczą, są jeszcze
wolni. Tę wolność daje im własność ziemi i unikalna już w naszym
świecie zdolność dziękowania Bogu za wszystko. "Kościół i naród musi
mocno trzymać się ziemi" - tę myśl Prymasa Tysiąclecia wypisano w
Ulowie na dożynkowej bramie na ścianie kościoła
Proboszcz parafii Łosiniec - ks. Piotr Podborny przybył
tu dwa lata temu w warunki bardzo ciężkie. Przez ponad dwadzieścia
lat parafią kierował człowiek, którego nazwać można by, eufemistycznie, "
patriotą inaczej". Nie sposób zbagatelizować problem, jaki stworzyli
w takich niewielkich miejscowościach ludzie tego pokroju, świadomie
wiążący się z władzami PRL. Zostawiali po sobie "spaloną ziemię",
umierające parafie, składające się w wielkiej części z ludzi źle
nastawionych do Kościoła, bo wiara ich została wystawiona na wielką
próbę; często jej nie sprostali. Dożynki zostały więc zorganizowane
w miejscowości sąsiedniej, gdzie stoi nieduży kościół filialny; we
wsi parafialnej jest jeszcze czas odbudowywania ze zgliszcz normalnego
życia religijnego.
Ks. Piotr w Ulowie i w okolicznych wioskach: Łasochach,
Kunkach, Paarach, Dąbrowie Tarnawackiej, nie tylko znalazł bez trudu
rolników, którzy włączyli się do zorganizowania święta dziękczynienia
za plony, ale wyszukał tam ludowych artystów i przedstawicieli zanikających
już rzemiosł, żeby wystąpili na placu przed kościołem. Wystąpili
- to może słowo zbyt szumne. Przybyli, by na oczach zgromadzonych
prząść nici lniane, tkać na krosnach, haftować, lepić gliniane dzbany,
pokazywać dzieło kowalskie, pleść koszyki i kobiałki, robić masło
w maselnicach, prezentować ozdobne ciasta strzelające w niebo misternymi
gałązkami - korowaje i sztukę pszczelarską. Całe to bogactwo rękodzielnicze
wsi zebrane razem na niewielkiej polanie, wśród lasu, robiło wrażenie
niezwykłego piękna, stateczności, dostojeństwa nawet. Prządki, choć
już niemłode, świeżymi głosami śpiewały pieśni - pieśni prababek,
trochę nostalgiczne, trochę zadziorne. Garncarz z Dąbrowy Tarnawackiej
zadziwiał niebywałą zręcznością jednoczesnego połączenia dwóch ruchów:
lepienia rękami garnków, mis i dzbanuszków i obracania nogami koła
garncarskiego. Tkaczka staruszka cieszyła oko prezentowaniem cudownie
kolorowych chodników i niebywałej machiny, nadzwyczaj zmyślnej i
precyzyjnej, jaką jest ręcznie wykonany drewniany warsztat tkacki.
Grała kapela z Tomaszowa Lubelskiego. Przybyli też leśnicy w mundurach
z Nadleśnictwa Tomaszów, bo to także - jak zauważył ks. Piotr Podborny
- ich święto; las obdarza właśnie w tę jesienną porę największym
bogactwem jego gospodarzy i opiekunów. Przybyli z sadzonkami derenia,
kaliny, jałowców i innych urodziwych, wypielęgnowanych w szkółkach
krzewów i drzew.
Wszyscy spotkali się, ku swej radości, dumie, żeby się
poznać, żeby poczuć się znów razem wspólnotą wiary, sąsiedzkiego
życia, pracy, oryginalnej, samorodnej twórczości. Żeby pojąć, że
ta wspólnota nie zaczęła się wczoraj, że ma tradycje sięgające wielu
wieków, że jest silna tą właśnie siłą trwania przez dzieje, niepoddawania
się największym przeciwnościom. Bycia nawet - w jakiś sposób - wspólnotą
samowystarczalną, bo oprócz zakorzenienia w wierze ma zdolność tworzenia
własnej unikalnej kultury i potrafi korzystać z bogactwa ziemi.
Te wszystkie umiejętności nie są w cenie w dobie fabryk
żywności i telewizyjnej strawy, którą wytwarzają specjaliści od czynienia
naszego myślenia stadnym, a naszej kultury - płaską, jałową, pogańską.
A jednak Kościół idzie pod prąd tym tendencjom. Kościół dostrzega
bogactwo tam, gdzie inni widzą zacofanie, ciemnotę, "cywilizacyjną
zapaść". Ks. Piotr Podborny biegał z mikrofonem od prząśniczki do
prząśniczki, od pszczelarzy do garncarza, od autorek bajecznie kolorowych
makatek do pięknie ubranego w najlepszy garnitur, skromnego wyplatacza
koszy na ziemniaki, jakby chciał im wszystkim powiedzieć: "Patrzcie,
słuchajcie, chcę wam służyć, ale szanujcie się nawzajem, nie wstydźcie
się siebie. Macie się czym szczycić, macie się czym chwalić, pozostańcie
sobą, ocalcie swoją tożsamość. Daliście tyle tej ziemi, jesteśmy
wam wdzięczni. Jesteśmy wdzięczni Bogu za was".
Tak, tylko Kościół. Tylko ludzie Kościoła, mądrzy, zaangażowani
księża widzą w pobrużdżonych twarzach prządek "jak anioł dzieweczki",
widzą wartość w prostocie życia, widzą cudowne piękno, sztukę ludową
natchnioną Bożymi dziełami w zanikających rzemiosłach wsi. Tylko
oni, tak jak ks. Piotr, potrafią walczyć o tę wieś, walczyć o ludzi,
czule pielęgnować każdy talent, każdą tradycję - każdą niewygasłą
nutę żywej duchowej kultury tego narodu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu