Masowa informacja wielu ludziom kojarzy się z manipulacją na
dużą skalę. Zmieniać psychikę człowieka, mentalność, rodzaj odczuwania
świata przez sterowaną, selekcjonowaną i zaprogramowaną informację
- to dążenie reżyserów nowego ładu światowego, którzy - mając w ręku
elektroniczne narzędzia informacyjnego obiegu - zamierzają powtórzyć
nieudaną (do końca) sowiecką "pieriekowkę duszy". Skraść ludzką duszę,
głęboko zaburzyć odczucie własnego człowieczeństwa, zniszczyć więź
z Bogiem - to cele kształtowania takiego, a nie innego obrazu świata
w mediach. Integralną częścią kosmosu mediów jest współczesna kultura.
Ta masowa, popularna, i ta uznawana przez funkcjonariuszy mediów
- krytyków i komentatorów sztuki - za kulturę elitarną. W tej zwłaszcza
dziedzinie obserwujemy w ciągu ostatnich lat gwałtowne narastanie
socjotechnicznych eksperymentów, które często są niczym innym, jak
bluźnierstwami dokonywanymi publicznie. Ich autorzy każą sobie za
nie słono płacić, zaś oszołomionej, zniesmaczonej, oburzonej publiczności
tłumaczy się, że jej reakcje są pomyłką, bowiem ma tu do czynienia
nie z żadnym bluźnierstwem, lecz ze sztuką. Tego rodzaju pomysły
mogą być realizowane tylko w świecie masowej informacji. Gdyby nie
istniała rządząca tym światem ideologia politycznej poprawności -
w myśl której chrześcijaństwo jest czystym anachronizmem, religią
zbrodniczą, religią nienawiści - nikt o zdrowych zmysłach nie pomyliłby
bluźnierczej wystawy, filmu czy spektaklu z wydarzeniem kulturalnym,
ze sztuką. W dobie politycznej poprawności dziennikarze, kierownicy
działów, redaktorzy głównych wydań dzienników stosują autocenzurę
- zatrzymują swoje normalne myśli, powściągają naturalne reakcje
- obrzydzenia, odrazy, wściekłości - dają wyraz tylko tym, które
są politycznie poprawne, które są czystym efektem "pieriekowki duszy",
produktem duszy podmienionej.
Jakiś czas temu Telewizja publiczna wyemitowała skandaliczny
film H. Whitney, pokazujący Jana Pawła II jako syna kraju antysemitów
i wroga kobiet. Anda Rottenberg, b. dyrektor "Zachęty", otworzyła
zaś tę Narodową Galerię dla bluźnierców z kręgu K. Kozyry - okrzyczanych
przez krytykę artystami - rywalizujących między sobą, kto z nich
wymyśli coś bardziej ohydnego, obrażającego godność ludzką, profanującego
religię katolicką. Do "Zachęty" trafił koszmarny i głupi kicz przedstawiający
Jana Pawła II przywalonego głazem. A. Rottenberg tłumaczyła, że autor
wystawy, Szwajcar, był zbyt wielkim geniuszem, że ona nie mogła wyjść
na zacofaną prowincjuszkę i wycofać rzeźby z Papieżem, nie mogła
się przecież ośmieszyć.
Dziś w stolicy Unii Europejskiej, w Brukseli, niejaki
Wodek Majewski - dyrektor galerii "Atelier 340" oraz Kazimierz Piotrowski
- kustosz Królikarni, Oddziału Muzeum Narodowego w Warszawie, urządzili
bluźnierczy pokaz, mający być prezentacją współczesnej sztuki polskiej,
pt. "Irreligia". Profanowane są tam Wizerunki Chrystusa i Matki Bożej
Częstochowskiej. "Twórczość" aO la szalet publiczny, sygnowana hasłem "
kultura polska", trafiła na europejskie salony. Wodek Majewski, zachwycony
swoim dziełem, czynił starania, by ekspozycja oficjalnie reprezentowała
nasz kraj w ramach odbywających się właśnie "Europaliów - Polska"
. Nie doszło to do skutku. Pieniądze na ekspozycję wyłożył Wydział
Kultury Urzędu Miasta Bruksela, Wspólnota Frankofońska oraz inne
oficjalne instytucje. Dlaczego? Ktoś - ukryty za entuzjastycznymi
komentarzami w stylu: "Znowu obalono kolejne tabu", "Sztuka awangardowa
nie ugnie się przed żadną świętością", "Liczy się tylko wolność!"
- wmówił im, że finansują sztukę. Podobny skandal miał miejsce w
październiku br. w Londynie. Arkadiusz Weremczuk, projektant mody,
zaprezentował najnowszą "kolekcję", której ideą było połączenie nagiego
ludzkiego ciała - ciała wystawionego jako towar - i najświętszych
dla Polaków symboli i wizerunków: korony cierniowej, krzyży, różańców,
obrazków Matki Bożej. Bluźnierstwo, perwersja, erotyka splecione
razem w odrażający "spektakl mody" zaprezentowano jako polską twórczość
w dziedzinie stroju. A. Weremczuk każe na siebie mówić "fashion artist",
zaś armia reporterów i krytyków jednogłośnym chórem uznała pokaz
za nowatorski, odważny i świeży.
Kultura, czy też raczej ta dziedzina publicznych pokazów
ludzkich dewiacji, schorzeń etycznych i estetycznych, która za nią
uchodzi - bowiem ogłaszane jest to z całą powagą w mediach - zastąpiła
wycofującą się z publicznej areny ideologię. Tępa, sztuczna, nadużywająca
wytartych formuł sprzecznych z logiką i ludzkim doświadczeniem ideologia
marksistowsko-leninowska, głosząca nienawiść człowieka do Boga i
człowieka do człowieka, ustępuje miejsca współczesnej kulturze i
sztuce. Ta z rzadka posługuje się frazeologią - częściej bardziej
uniwersalną mową obrazów, symboli, znaków, oddziałujących na świadomość
i podświadomość zarazem. Wszystko równie tandetne, równie łapciate,
śmierdzące dziegciem i machorką, zalatujące wonią, jak kiedyś, z
sołdackiej latryny. Dla tej nowej - wizualnej, plastycznej, czasem
literackiej, filmowej czy teatralnej - formy starej ateistycznej
ideologii jeden z poważnych socjologów i teoretyków kultury, prof.
A. Mencel, wynalazł termin prosty i trafny: kulturalizm. Jeśli chcesz,
polityku, przywódco, reżyserze ludzkich dusz, który dysponujesz mediami,
zmienić ludzi, z narodu uczynić mierzwę rechoczącą z prostackich
dowcipów, wyśmiewającą się ze swoich świętości - weź się za kulturę.
Nikt się nawet nie spostrzeże, kiedy wszyscy nagle zaczną zwijać
się ze śmiechu na widok księży w sutannach i naśladować w codziennym
życiu wulgarne zachowania "artystów". Śmierć religii, śmierć Bogu!
Osiągniesz to bez kilometrowych przemówień na wiecach i palenia książek
religijnych. Nie musisz już wsadzać biskupów do więzień, a księży
zabijać rękami "nieznanych sprawców". Niech artysta, postawiony na
największej estradzie, na najwyższym postumencie, zacznie wyśmiewać
się z krzyża, a krytycy niech klaszczą. To załatwi ci wszystko. Na
oczyszczone pole wejdziesz z nową kulturą.
Skąd wiadomo, że za bluźnierczą sztuką stoi polityka?
Można wziąć do ręki przemówienia przywódców Unii Europejskiej, a
można też postudiować sobie dokumenty. Na przykład ONZ-u. Jeden z
nich, sygnowany przez UNESCO, głosi: "Wypadnie więc rozróżnić między
wahaniem a obojętnością, między czasem potrzebnym do opanowania procesu
zmian w systemie wartości a z góry przewidzianym upadkiem moralności
i edukacji moralnej" (S. Rassekh, G. Vaideanu, Les contenus de l´education,
Paris, UNESCO, 1987). Jeśli ktoś z góry przewiduje upadek moralności,
to znaczy, że - tak naprawdę - nigdy nie utracił kontroli nad światem
albo nad znaczną jego częścią. Przewiduje także, że reakcja na barbarzyńskie
deptanie wartości nie będzie znacząca - w czasie, który służy "opanowaniu
procesu zmian w systemie wartości".
My, Polacy, nigdy dotąd nie godziliśmy się z barbarzyńcą.
Wcześniej czy później, ośmieszony, skompromitowany, sponiewierany,
musiał opuścić naszą ziemię. Ten najazd jest bardziej podstępny i
bardziej perfidny niż wszystkie dotąd. Barbarzyńca jest przebrany
w szaty dostojne: jest negocjatorem, jest wybitnym mężem stanu, jest
autorytetem moralnym, jest artystą. Można go ujrzeć na sali sejmowej
i w katedrze. Odbiera Order Orła Białego, przyznaje (i otrzymuje)
Literacką Nagrodę Nike, w tym roku za "powieść pijacką", czyli "prozę
alkoholową". W epoce kulturalizmu barbarzyńca nie ma dzikiego wzroku
i piany na ustach. Ubiera się elegancko i jest światowcem. Wszyscy
naokoło udają, że to nie jest dzikie zwierzę, że to potulne jagniątko,
które przyszło się popieścić. Kulturalizm ma na swoje usługi armię
dobrze wyszkolonych oficerów politycznych, którzy dziś nazywają się
krytykami sztuki. Ta dobrze płatna profesja z każdej kupy błota uczyni
dzieło na miarę Mony Lisy.
Jak się przed tym bronić? W Roku Kardynała Stefana Wyszyńskiego
powinniśmy usłyszeć, jak z murów wszystkich naszych klasztorów i
świątyń "larum grają". Jak wzywają nas święci, błogosławieni, męczennicy
do obrony naszych świętości, skarbu wiary, skarbu kultury katolickiej.
Jeśli tej obrony nie podejmiemy, wszystko, dosłownie
wszystko, czego się dotkniemy, rozpadnie się w pył i proch i nic
po nas nie zostanie. Polskę zaorają.
W Roku Kardynała Wyszyńskiego, patrona wielkiej sprawy
narodowej, autora Wielkiej Nowenny obchodów Milenium Chrztu Polski
- przepędźmy barbarzyńcę z naszych serc, myśli ulic, muzeów, teatrów.
Nie pozwólmy mu deptać świętości, deprawować dzieci, rozsiewać wszędzie
zapachu śmierci.
Pomóż w rozwoju naszego portalu



