Ania ze wzruszeniem spogląda na niewielki obraz Matki Bożej
Częstochowskiej zawieszony na ścianie jej nowojorskiego mieszkania.
Przywołuje on wiele różnych wspomnień, wśród których jest to najważniejsze
- pożegnanie z mamą sprzed kilkunastu lat. Wybierała się wtedy w
daleką podróż do Stanów Zjednoczonych. Było to bardzo trudne rozstanie.
Ania zdawała sobie sprawę, że nie będzie jej łatwo bez najbliższych,
a szczególnie bez mamy, którą darzyła szczególną miłością. Mama,
pomagając jej w pakowaniu, chciała włożyć jak najwięcej potrzebnych
rzeczy. A na koniec, gdy walizki były już zamknięte, zdjęła ze ściany
mały obraz Matki Bożej Częstochowskiej i wręczyła córce mówiąc: "
Weź ten obrazek ze sobą. Wiele razy modliłam się za was przed obliczem
Pani Jasnogórskiej. Niech ten obrazek przypomina ci moją bezgraniczną
miłość. Bądź pewna, że codziennie będzie ci towarzyszyć moja modlitwa.
Powierzam cię Matce Bożej i wiem, że Ona cię nie opuści. Ona będzie
ci wskazywać swojego Syna Jezusa. Ty także pamiętaj o Niej".
Przez długie godziny lotu Ania myślała o pożegnaniu z
domem, z mamą. Rozmyślania przerwała zapowiedź lądowania. A później
wszystko zaczęło się toczyć w innym rytmie. Kontrola na lotnisku.
Spotkanie z siostrą. Radość powitania. Pierwsze ekscytujące dni pobytu
w tak ogromnym mieście.
Wkrótce zaczęła pracować. W szarości dnia często wracała
myślami w rodzinne strony. Po pewnym czasie spotkała człowieka, z
którym związała się uczuciowo. Związek ten nie trwał długo. Nieuleczalna
choroba Marka, a później jego śmierć wpędziły Anię w stany lękowe
i depresyjne. Czuła się samotna i zagubiona, mimo że miała wokół
siebie życzliwych ludzi. Sięgnęła po alkohol. Przynosiło to chwilową
ulgę. Ale po otrzeźwieniu depresja wracała ze wzmożoną siłą. Zaniedbywała
się w pracy. Zerwała więzi z najbliższymi. Uważała, że są oni wrogo
do niej nastawieni. Mama nie wiedziała dokładnie, co się dzieje z
jej córką, ale zapewne matczyne serce przeczuwało, że jej dziecko
przeżywa trudne dni. Ania zapominała także o Kościele i - jak sama
mówi - "chciała się tylko upić, zapomnieć o wszystkim i umrzeć".
Alkoholizm coraz bardziej odsuwał ją od ludzi. Aż przyszła pamiętna
Wigilia. Nie skorzystała wtedy z żadnego zaproszenia do stołu wigilijnego.
Upiła się i została we własnym mieszkaniu. To było okropne. Sama
w pustym domu w wigilijną noc. Nagle jej ciało i duszę przeszył niespotykany
dotąd ogromny ból. W pijackim zamroczeniu spojrzała na obraz Matki
Bożej Częstochowskiej. Później wspomina, że to było olśnienie, to
był cud. W tym momencie zrozumiała swoją nędzę. Po raz pierwszy chciała
żyć, chciała zmienić swoje życie i poddać się kuracji.
Rodzina i przyjaciele pomogli jej powrócić do normalnego
życia. Z uśmiechem zadowolenia Ania mówi, że już od piętnastu miesięcy
nie miała w ustach kropli alkoholu. Jest szczęśliwa. Ma wielu przyjaciół
i w pracy układa się wszystko dobrze. Wierzy, że ten zwrot rozpoczął
się w wigilijny wieczór od spojrzenia na obraz Matki Bożej, który
kiedyś otrzymała od swojej mamy. Wierzy, że to wytrwała modlitwa
matki i wstawiennictwo Maryi dokonały cudu w jej życiu. Na nowo odnalazła
Chrystusa. Inaczej teraz przeżywa Mszę św. Jest to dla niej bardzo
ważny moment osobistego spotkania z Bogiem. Ofiarnie pomaga tym,
którzy, tak jak ona kiedyś, są zagubieni. Na twarzy widać uśmiech
szczęścia, gdy mówi o swoim zwycięstwie. Ostatnio w czasie rozmowy
telefonicznej z mamą usłyszała: "Aniu, jestem z ciebie dumna". Te
słowa brzmią dla niej jak przepiękna muzyka.
"Przyszłam do księdza porozmawiać, bo czuję taką wewnętrzną
radość, szczęście, że narodziłam się do nowego życia... Pomoc i modlitwa
bliskich, a szczególnie mamy, pomogły mi wyrwać się z nałogu i wrócić
do Boga" - dodaje na zakończenie. Przed wyjściem Ania zostawia w
kancelarii parafialnej specjalną kopertę na Dzień Matki z intencją
modlitwy za swoją mamę.
W tym roku Dzień Matki był obchodzony w Stanach Zjednoczonych
12 maja. Prawie we wszystkich amerykańskich kościołach odprawiane
są w tym czasie nowenny w intencji matek żyjących tu, na ziemi, jak
i tych żyjących w wieczności. Przez dziewięć kolejnych dni sprawowane
są w ich intencji Msze św. Oprócz modlitwy nie brakuje dziecięcych
wierszy, piosenek i serdeczności okazywanej mamom w czasie liturgii
mszalnej. W wielu kościołach na zakończenie Mszy św. dzieci podchodzą
do ołtarza, gdzie otrzymują od kapłana kwiaty, które wręczają swoim
mamom. Mamy z miłością tulą swoje pociechy, a wzruszenie udziela
się wszystkim obecnym w świątyni.
Jednak w emigracyjnej rzeczywistości nie wszyscy w tym
dniu mogą odwiedzić swoje mamy, ucałować, złożyć życzenia, wręczyć
kwiaty. Ogromne odległości, prawa emigracyjne stoją na przeszkodzie
tych spotkań. Zostaje wtedy telefon. Niektóre firmy telefoniczne
w Stanach Zjednoczonych obniżają w tym dniu opłaty za rozmowy z Polską
o połowę. (Nie wiem, czy polska Telekomunikacja ma także takie wyczucie
ważności tego dnia). Najwięcej jednak serdeczności, wdzięczności
i miłości płynie niewidzialnymi kanałami, które przybierają formę
modlitewnej pamięci. Tak wiele zawdzięczamy naszym matkom. One, darząc
nas bezgraniczną miłością, zdają sobie sprawę, że ich dzieci stają
wobec wyzwań przekraczających matczyne możliwości, dlatego kierują
uwagę swoich dzieci na inną Matkę, Maryję, która prowadzi do swojego
Syna Jezusa, otwierającego dla nas bramę do pełni życia. A w tej
pełni nawet śmierć nie jest w stanie oddzielić nas od miłości matczynej
i jej modlitewnego wstawiennictwa za nami przed Bogiem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu