Odcinek drogi z parkingu do katedry św. Jana, gdzie wystawiony był Całun, przeszłam z bijącym sercem. Z każdym krokiem uświadamiałam sobie, że spotyka mnie kolejna niezasłużona łaska Wielkiego Jubileuszu
- spotkanie ze świadkiem męki i zmartwychwstania naszego Zbawiciela! Z niemałym wzruszeniem weszłam w długi biały tunel prowadzący do katedry. Był to błogosławiony czas, przeznaczony na głęboką medytację
i modlitewne przygotowanie się do tego spotkania. Po drodze - w specjalnie do tego przeznaczonej sali kinowej - obejrzałam film omawiający poszczególne fragmenty Płótna. Największe wrażenie zrobił na
mnie negatyw tego filmu, gdyż wtedy można było wyraźnie dostrzec postać leżącego Chrystusa. Widoczne liczne ślady krwi na płótnie były przejmującym świadectwem, jak straszliwą mękę i okrutne tortury przeszło
Jego Ciało!... Poruszona do głębi, weszłam następnie do kolejnego tunelu, tym razem w kolorze fioletowym, który prowadził prosto do Całunu.
I oto nadeszła chwila, a właściwie długie pół godziny, gdy mogłam - po raz pierwszy i zapewne po raz ostatni w życiu - na własne oczy zobaczyć święte płótno Całunu. Klęcząc tak blisko dowodu męki
i zmartwychwstania Chrystusa, wpatrywałam się głównie w Jego twarz, odmawiając podarowany mi przed pielgrzymką tekst modlitwy.
Cicha, spokojna muzyka potęgowała nastrój i pełen Bożego pokoju majestat śmierci bijący od całunowego wizerunku. Liczne rany - a jest ich podobno ok. 600 - nie wywarły wpływu na wyraz Chrystusowego
oblicza. Byłam przekonana, że w ten sposób mógł znosić cierpienia tylko On. Znał przecież ich głęboki sens i widział przyszłość - Zmartwychwstanie!
Bądź pozdrowione,
Najświętsze Oblicze Pana mego,
oświecone blaskiem
Ducha Świętego.
Przed męką w dłoniach
Jezusa ukryte...
Ty, któreś było oplute i zranione,
męką krzyżową zmęczone...
Po śmierci Pana
białą chustą nakryte,
na Całunie dla nas zostawione,
przemienione i uwielbione...
Bądź pozdrowione,
Najświętsze Oblicze Pana mego,
w moim sercu utworzone,
w moim sercu odnowione...
W moim sercu na zawsze żyjące!
Kontemplacja Jego udręczonego Ciała pomogła mi raz na zawsze utwierdzić w sobie wiarę w Boga-Miłość. Miałam wrażenie, że za tym cichym przesłaniem Całunu kryje się sam Bóg i Jego słowa: Uwierz w Moją
miłość i więcej nie grzesz! Klęcząc przed Całunem, zrozumiałam, że każde trudne doświadczenie życiowe należy przeżywać z głęboką i żywą wiarą. Miłosierna miłość Pana Boga zwycięży bowiem wszelką pokusę
rozpaczy oraz braku nadziei. Jak bardzo to doświadczenie przydało mi się w momencie, gdy mąż stracił w ubiegłym roku pracę, gdy znacznie pogorszyło się jego zdrowie...
Myślę, że każdy wrażliwy człowiek może w czasie spotkania z Całunem Turyńskim doznać wewnętrznego poruszenia. Po wyjściu z katedry ma się jedno wielkie pragnienie, aby odbyć spowiedź generalną z całego
życia. Ma się też ogromną radość i pokój w sercu, że to święte płótno Całunu nie otula już umęczonego Ciała Chrystusa. On z miłości do nas doskonale wypełnił wolę swego Ojca i Zmartwychwstał! Prawdziwie
Zmartwychwstał!
Pomóż w rozwoju naszego portalu