
Ludzie mówią, że coś jest po chrześcijańsku albo nie jest... Czyli - mówiąc prościej - coś jest lub nie w stylu Jezusa. I dobrze byłoby ten styl naśladować, bo jest on
- jak mawiają dzisiaj młodzi - cool... Czyli na czasie lub ponadczasowy... Styl to coś nieuchwytnego, coś, co stanowi mieszankę osoby, aury, którą roztacza, z dodatkiem odrobiny
czegoś tajemniczego, czegoś nieopisanego, czegoś, co czasem nazywane jest „iskrą Bożą”.
Ta kobiecina zdawała się nie posiadać ani owej iskry, ani aury, ani stylu. Stała sobie taka zwyczajna i jednowymiarowa na rogu ulicy. Nieporadna i dziecinna w wełnianej
kamizelce i filcowych kapciach. Wiał silny, północny wiatr. I ten wiatr robił coś zabawnego z jej włosami - stawiał na sztorc, wbrew prawom fizyki, jakby bawił się
tymi kilkoma siwymi pasemkami babcinych loków. Wyczekiwała. Ludzie stojący na rogach ulic, rozdrożach dróg, skrzyżowaniach tras szybkiego ruchu zawsze mają w sobie ten niepokój, niepewność,
jakąś z trudem skrywaną nerwowość. Czy przyjdzie ten ktoś... Ten, na kogo z taką nadzieją czekamy? Czy pozostaniemy wstydliwie i samotnie trochę odrzuceni, trochę zapomniani,
na jakimś skrzyżowaniu czy rozstaju?
Kobieta dreptała w miejscu, spoglądając to w górę, to w dół stromej ulicy. W niedzielny poranek, tak różny od poranków poniedziałkowych czy wtorkowych,
panował tu jednak dostojny świąteczny bezruch, rozleniwienie zwiastujące rozkosznie powolny i pełen wolnego czasu dzień. Nikogusieńko.
Wreszcie u wylotu ulicy pojawił się młody człowiek. Kroczył energicznie, jak czynią to osoby pewne swojej urody lub stanu konta, a najlepiej jednego i drugiego. Stąpał,
nie patrząc na boki, dumny, jasnowłosy, z władczo wysuniętą ku przodowi szczęką. Kobieta przesunęła stopy w filcowych kapciach ku niemu i, wyczekawszy odpowiedni moment, zagaiła:
- Przepraszam, mógłby mi pan pomóc? Zatrzasnęłam sobie drzwi do domu i nie mogę... - nie dokończyła.
- Spieszę się do kościoła - powiedział zdecydowanie młody człowiek, nawet nie zwalniając kroku.
Pomóż w rozwoju naszego portalu