„Choć ciągle płynie, nie jest to rzeka, raz nam się wlecze, a raz ucieka, wolno przemienia nowe na stare, a zna go dobrze tylko zegarek” - zadaję czasem tę zagadkę dzieciom. Odgadują ją w mig, ale milkną bezradnie, gdy pytam: A co to jest CZAS?
I ja nie wiem. Mówi się, że to osnowa, materia, kanwa życia... A może to same krople życia biegnącego lub wlokącego się ku swemu spełnieniu? Dlatego może w tak przykry sposób doznaje się jałowo upływającego, marnowanego, czasu. Nieznośne jest również uczucie nieustannego nienadążania, łapczywego chwytania (połykania) sekund, chwil... Zabijanie czasu jest tępym i powolnym odbieraniem sobie tej cennej żywej materii, z której nie chce się tkać sobie wieczności. Nikt nikogo nie rozlicza z kradzieży czyjegoś czasu, choć dla wielu czas to pieniądz, a życie to skarb... Większość z nas postępuje ze swoim czasem tak, jakby mieli go jeszcze przed sobą morze. I choć zegarki są coraz doskonalsze, to tracenie czasu odbywa się wszędzie, jakby ich nie było...
Tymek ma słabość do zegarów. Ma ich w domu kilkanaście. I nie jest to bynajmniej kolekcja jakichś starych, pięknych czasomierzy. Zwyczajne zegary, zegarki widać prawie wszędzie. Ktoś pomyślałby, że to po to, by być punktualnym, oszczędzającym czas wręcz pedantycznie.
Nie! Tymek trwoni oceany czasu dosłownie na nic. A jednocześnie nie ma czasu na odpoczynek, na książki, których ma za dużo, na listy, na które zwykle odpisuje długo po czasie... Prawie nigdy nie wyjdzie z domu spokojnie, bo zawsze jest spóźniony, nerwowo zaśpieszony. Trudno mu się z kimś umówić, zagospodarować dobrze dzień, a co dopiero tydzień czy miesiąc. Ostatnio zachorował i znalazł się w szpitalu. I co ciekawe, choć sporo śpi, to ma czas na listy, książki, modlitwy, a przede wszystkim na rozmowy z kimś, kogo tak polubił, że zapomina zupełnie podczas tych rozmów o upływającym czasie. Ten ktoś mu zacytował z jakiegoś wiersza: „Jeżeli kochasz, czas zawsze odnajdziesz, nie mając nawet ani jednej chwili...”. Tymek dziwi się, że tak jest naprawdę, nigdy przedtem nie uwierzyłby w to.
Może więc czas lepiej mierzyć pośpiesznym sercem? Tam, gdzie się kocha, tam zawodzą zegarki. Sekundy przemieniają się w godziny, a podarowane komuś minuty są przez niego odczuwane jak długie kwadranse. Mówi się, że szczęśliwi czasu nie liczą, ale może jeszcze bardziej kochający, nie oszczędzający swojego czasu/życia dla kogoś i dziwiący się potem, że mimo to starcza im go na wszystko, co naprawdę ważne. A może im Bóg wtedy użycza okruchów wieczności? Daj Boże!
Pomóż w rozwoju naszego portalu