Milena Kindziuk: - Jaką wartość ma ujawniony przez prof. Paczkowskiego dokument?
Mec. Krzysztof Piesiewicz: - Na pewno wskazuje na jakiś tok postępowania, na kierunek dalszego śledztwa i możliwość zebrania nowych dowodów. Muszę jednak przyznać, że dla mnie ten wątek nie jest nowy. Na procesie toruńskim w toku postępowania dowodowego przewijały się już takie sugestie, również pochodzące z kręgów wysokopartyjnych. Ale oczywiście ten dokument ma swoje walory: po pierwsze ujawnia, na kogo wskazują osoby, które się narażają, a po drugie, pokazuje ich stosunek do całej sprawy.
Myślę, że na przestrzeni lat jeszcze będą się pojawiać bardzo różne, wciąż nowe dowody w sprawie zabójstwa ks. Popiełuszki. Będą pozostawione różne dokumenty, oświadczenia na piśmie. Obawiam się tylko, że często mogą one nas prowadzić tropem na ścianę.
- Z jednej strony wątek Milewskiego nie jest nowy, ale jednak wskazuje jakiś ślad?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Przede wszystkim rodzi pytanie, z jakich ośrodków, z jakich miejsc decyzja o tym morderstwie zapadła. Pamiętam wypowiedź jednego z oskarżonych na ten temat, który powiedział na procesie toruńskim: „działaliśmy jak automaty”. A ja wtedy zadałem pytanie: kto te automaty uruchomił? To właśnie jest pytanie zasadnicze. Dokument prof. Paczkowskiego wskazuje wprawdzie na ośrodek betonu partyjnego, który uosabia Milewski. Ale przecież Milewski zawsze kojarzył się z odniesieniem wschodnim. Ale czy jest to rewelacja? Nowe ważne zjawisko w całej sprawie? Wątpię.
- Mówi Pan o odniesieniu wschodnim. Mec. Olszewski także stwierdził ostatnio, że mocodawców mordu trzeba szukać w Moskwie. Czy tak rzeczywiście jest?
- Na pewno trzeba szukać nowych dokumentów, bo wiadomo, że przecież były to „naczynia połączone”, pewien układ. W mniejszym lub większym stopniu ówczesne władze w Polsce były mniej lub bardziej związane z bezpośrednimi poleceniami płynącymi z Moskwy. Wydaje mi się, że trop moskiewski zabójstwa ks. Popiełuszki jest dobry.
- A czy mogły być to również wewnętrzne rozgrywki ówczesnych władz? Wiadomo przecież, że Jaruzelski miał na pieńku z Milewskim.
- Oczywiście, że mogły być to wewnętrzne rozgrywki. Ale nie chciałbym w to wnikać. Chcę natomiast zwrócić uwagę na coś innego. Otóż, dla mnie oczywiste jest, że kogoś, kto podjął decyzję o zamordowaniu ks. Popiełuszki, biorąc pod uwagę cały kontekst ówczesnych realiów, cechował brak jakiegokolwiek wyczucia psychologicznego wspólnoty polskiej. Bo Polacy mogli wytłumaczyć sobie wiele rzeczy, nawet logiczność stanu wojennego, ale nie zabójstwo księdza. Jeśli ktoś tego nie był w stanie przewidzieć, musiał być albo potwornie nienawistny i żądny władzy albo kompletnie oderwany od naszej rzeczywistości, a więc ktoś spoza Polski.
- Czy - Pana zdaniem - prawda o zabójstwie Księdza Jerzego wyjdzie kiedyś na jaw?
- Myślę, że tak, choć pewnie już nie za mojego życia. Jest to sprawa mocno osadzona w historii Polski i w historii Kościoła. Ksiądz Jerzy to postać, która będzie żyła i to nie tylko w kontekście polskim, ale szerszym, także europejskim.
- Dziękuję za rozmowę.