19 czerwca 1999 r. Niebawem minie sześć lat od tamtego gorącego czerwca, którego ważne godziny śledziłem na włoskiej ziemi. Nieobecność i „emigracja” ostrzej pozwalały spojrzeć na te wydarzenia, w których znowu pragnienia „Boga w książce, w szkole, w troskach rodziców, w dziatek snach” wybrzmiewały jedynie ładnymi nutami. Pamiętam, jak żar czerwcowego dnia wyginał świece na ołtarzu, a Ojciec Święty powtarzał dobitnie, że tylko ludzie czystego serca mogą się uważać za szczęśliwych - „błogosławionych, bo oni Boga oglądać będą”. Kolejnym błogosławieństwem swojej pielgrzymki do Ojczyzny Ojciec Święty wpisywał w „żywą księgę wiary” wskazania na jutro, na pojutrze - dla mnie, dla Ciebie, dla nas. Katedra i stary dom Długosza, cień Mistrza Wincentego i jezuiccy wychowankowie Collegium Gostomianum patrzyli na niestrudzonego Pielgrzyma, który wcześniej, w innych miejscach swojej Ojczyzny, powtarzał z lekkim zdenerwowaniem, że „Papieża boli to, co się dzieje w Polsce”. Że to „musi zaboleć wszystkich, którzy chcą się poczuć odpowiedzialni za lepszy kształt polskiej rzeczywistości”.
Jakoś zlała mi się treść sandomierskiego błogosławieństwa z tamtym mocnym, lekko podniesionym głosem Ojca Świętego, kiedy niedawno spoglądałem na nowo na krzyż papieskiego ołtarza na sandomierskiej skarpie. „Potężni wiarą” - napis uderza w oczy nieco ironicznie, gdy przyłoży się go do codziennej rzeczywistości. Od tamtego czerwca pobrudziły się nam znowu serca, osłabliśmy w zapale, by być potężnymi wiarą - mimo że Sandomierz nadal jest „żywą księgą wiary”, której kolejne stronice po cichu piszą niezauważeni przez nikogo cisi, zwyczajni ludzie, dla których tamta data i tamto spotkanie, i żar deformujący świece na ołtarzu i opatrunek na czole Namiestnika Chrystusowego stają się „bólem prostującym kroki człowieka na drogach Bożych przykazań”.
Od tamtego dnia wody Wisły wiele przetoczyły wydarzeń: tych, za które trzeba się zawstydzić, i tych, które głowę dumnie do góry podnoszą. Raz po raz podejmuje się starania, by dziedzictwo W. Kadłubka i bł. Salomei, Męczenników sandomierskich i bł. Antoniego Rewery oczyszczać z tego, w co tak łatwo wierzyć nam przychodzi, gdy słyszymy, że to właśnie jest miarą postępowości człowieka i jego otwarcia się na świat. A przecież Ojciec Święty właśnie tutaj przypominał, że miarą rozwoju i postępu jest czyste ludzkie serce, które gdy potężnieje wiarą, uzyskuje moc wpisywania w karty dziejów zdarzeń i czynów, jakich wstydzić się nie można. Dzisiaj kir spowija miejsce papieskiego spotkania, na śladach, które pozostawił, palą się świece - a to przecież zobowiązuje, by „żywą księgę wiary” zapisywać na nowo kaligrafią czystych serc. Zapomnieć tego nie wolno! Bo inaczej - zaboli Go!
Pomóż w rozwoju naszego portalu