Wojna, tocząca się za naszą wschodnią granicą, znowu może rozgorzeć.
Irina z Charkowa, zapytana przeze mnie o nastroje w obliczu grożącej wojny, uśmiecha się gorzko i odpowiada, że ona z dziećmi ma już wojnę od prawie ośmiu lat. Wtedy uciekła z Pierwomajska, teraz już leżącego na terenie tzw. Republiki Ługańskiej. Tam został jej dom i groby rodziców. Jeszcze nie straciła nadziei, że wróci, choć z roku na rok ma jej coraz mniej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wojna na co dzień
Irina z kilkoma koleżankami (niektóre też zbiegły z anektowanych terenów) jeszcze dwa miesiące temu odwiedzały Lublin. Szczególnie interesowały się Hospicjum im. Małego Księcia. Podobną placówkę, adresowaną głównie dla dzieci, prowadzą w Charkowie, skąd do granicy z Rosją jest tylko 45 km. W prognozach ewentualnej agresji ich miasto pojawia się często jako łakomy kąsek dla sąsiadów. Kobieta nie czuje lęku; to raczej bezradność, bo nic nie może zrobić. A jeśli już lęk, to z powodu pięknego dzieła, czyli hospicjum. Zwłaszcza, że w ubiegłym roku - dzięki pomocy lubelskiego wolontariatu - hospicjum mogło zakupić ambulans i odwiedzać nieuleczalnie chorych w domach.
Reklama
Ks. Siergiej Dmitriew, kapelan służący w jednostkach wojskowych przy granicy z Donbasem, do wojny już się przyzwyczaił. Odgłosy strzelaniny rozlegają się codziennie. Nawet ukraińskie media o tym już nie piszą, co dopiero polskie czy europejskie. Ks. Siergiej ma bliskich znajomych wśród polskich hierarchów, współpracuje także z lubelskim wolontariatem. Apeluje ciągle o każdą pomoc dla swoich żołnierzy. Ostatnio przywiózł z Polski opatrunki, lekarstwa i słodycze.
Agregat na prąd
Im dalej od granicy z Rosją, tym nastroje są mniej paniczne. Chociaż znana z lat 1980-81 w Polsce fraza „wejdą czy nie wejdą” i tam jest aktualna w odniesieniu do wojsk rosyjskich. W dawnym Stanisławowie, dziś Iwano Frankivsku, świetnie funkcjonuje inne hospicjum, prowadzone przez tamtejszą Caritas. Ks. Jarosław Rokhman, szefujący dziełu, mówi, że miał już wśród podopiecznych niemal śmiertelnie rannych żołnierzy z frontu. Przygotowują się na ewentualną powtórkę, zabezpieczają rezerwowe łóżka.
Z Caritas w Drohobyczu, współpracującej z lubelskim Kościołem i wolontariatem, przyszła ostatnio niezwykła prośba. Dotyczyła agregatu prądotwórczego, potrzebnego w ośrodku dla byłych więźniów, bezdomnych i alkoholików, w sumie ponad 100 osób. Ceny gazu w ciągu roku wzrosły tam ośmiokrotnie, prądu pięciokrotnie. Agregat pojechał już do Drohobycza; ofiarowało go lubelskie Centrum Wolontariatu.
Zmiany w biografiach
Wojna, która toczy się na Ukrainie już od ośmiu lat, a teraz może znowu rozgorzeć, wpływa w sposób zaskakujący na ludzkie życiorysy. Wiktoria Kondratiuk ukończyła psychologię na KUL, obecnie pracuje naukowo w odrodzonej niedawno, legendarnej Akademii Ostrogskiej na Wołyniu. Pasjonuje ją tematyka rodziny, dodatkowo prowadzi konsultacje indywidualne. Powiedziała, że trafia do niej coraz więcej osób ze stanami paniki i silnym lękiem.
Emilia jest utalentowaną skrzypaczką; ukończyła konserwatorium w Odessie, teraz studiuje na renomowanej Akademii Muzycznej w Kijowie. Marzy, aby wykonywać wielkie sonaty czy koncerty na swój ulubiony instrument. Cztery lata temu, już w Kijowie, wpadła na pomysł, jak może swoim darem służyć ojczyźnie. Namówiła koleżankę, pianistkę i złożyły w jednym z domów pogrzebowych smutną, ale i wzruszającą ofertę. Jeśli ginie kolejny żołnierz w Donbasie, a rodzina się zgadza, przychodzą na pogrzeb i wykonują nokturn Cis minor Chopina, głęboko oddający smutek i żal po kimś, kto odszedł. Ostatnio znowu zaczęły ćwiczyć intensywniej.