Sytuacja psychologiczna Polaków przed wyborami nie jest wesoła, choć bywa śmiesznie. Czy w nastrój melancholii wpędzają nas media, które rozpalają emocje i liczą, że decyzje podejmiemy „w afekcie”? Czy winni są kandydaci, którzy przyoblekają się, jak jeden mąż, w pozy pełne patetycznej powagi i filozoficznej zadumy? Czy wreszcie nadsyłane do nas, bliźniaczo podobne ulotki kandydatów, w których natarczywie domagają się oni od nas, byśmy zajęli „krytyczne stanowisko” wobec ich propozycji, które jest im akurat teraz niezbędnie potrzebne? W tym wszystkim gubimy się nieraz jako prawdziwy podmiot wyborów. Przecież to my, w poczuciu zaszczytnego obowiązku wobec Polski, mamy oddać cenny głos na osoby, które wybraliśmy. Tymczasem czujemy coraz częściej, że nie o nas tu chodzi. Przeszkadza nam to, że mamy oto kolejne wybory, w których widać, jak Polska - transponując powiedzenie św. Franciszka - jest mało kochana. Kochana jest władza, kochane jest rządzenie. Kochane są pieniądze dla partii politycznych, które będą się im należały jako rezultat otrzymania odpowiedniej porcji głosów. Kochana jest popularność w mediach i złudzenia z nią związane.
Polska nie jest kochana, bo politycy, którzy deklarują swoją odpowiedzialność za nią, przestali w swej większości - są na szczęście wyjątki - czuć i rozumieć, czym jest Polska. Przestali ich interesować ludzie, ziemia i jej historia. Przestali się chociażby zajmować - lub raczej nigdy tego nie czynili - historią gospodarczą Polski. A historia ta jest pouczająca. Polska ziemia jest bezcennym darem od Stwórcy. Urodzajna, żyzna i wspaniała. Ta ziemia inspirowała przez wieki jej gospodarzy, by zakładać tu gniazda rodzinne. By najczulej się nią opiekować, zgodnie ze wskazaniem Boga: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”. Czy może być bardziej zobowiązujące wezwanie? Ale czy dziś ktokolwiek jeszcze je słyszy - z wyjątkiem kurczącej się warstwy chłopskiej, i to tylko tej jej części, która próbuje gospodarować na ziemi, nie niszcząc jej, co staje się coraz większą sztuką? Czy słyszą je kandydaci do władzy? Ta ziemia mogłaby wyżywić Polskę i sporą część Europy. Ta ziemia, mądrze zagospodarowywana, mogłaby dać milionom ludzi szczęście i poczucie bezpieczeństwa, poczucie bycia „u siebie”. Bo to właśnie uczucie staje się udziałem ludzi, którzy troszczą się o swoją prywatną własność ziemską szczerze i z namysłem, współpracując w twórczości, jaką jest uprawianie ziemi, z Bogiem. I tak zawsze było w naszej historii. Tę ziemię, tak jeszcze przed wojną szanowaną, zamienia się dziś - zbyt często, zbyt lekkomyślnie - na „teren” pod inwestycje, które nie służą człowiekowi. Analogicznie - choć wychodząc z odmiennych założeń - jak w komunizmie, który zarzucił nasz kraj wielkim przemysłem, dewastując zdrowie ludzi i niszcząc ziemię. Przed wojną nowe zakłady przemysłowe powstawały wskutek wielkiego namysłu nad najlepszymi dla Polski kierunkami rozwoju, kierunkami, które uwzględnią - nade wszystko - ludzi, ich wolność i prawo do godziwego życia. Ale także usytuowanie geopolityczne kraju, bogactwa naturalne, piękno krajobrazu. Mechaniczne zestawianie tych czasów i rzeczywistości skoku cywilizacyjnego, z jakim dziś mamy do czynienia, nie ma sensu. Czy jednak zasady generalne nie są nadal aktualne? Czy o wszystkim decydować ma pieniądz? Czy ludzie mają być tylko środkiem, nie celem, a ziemia ma być łupem zdobytym przez kolonizatorów, którzy grabią i niszczą, nie rozumiejąc, na czym polega jej wartość, nie rozpoznając jej świętości? Dziś pojęcie inwestycji jako jałmużny dla Polaków staje się dominujące. Nikt nie przedstawia programu inwestycji, które szanowałyby polską ziemię.
Polacy są nieszczęśliwi, patrząc na taką Polskę. Nawet jeżeli nie uświadamiają sobie do końca przyczyn tego smutku. Szkoda, że żaden program polityczny licytujących się w patriotyzmie partii nie zawiera namysłu, co zrobić z polską ziemią, by odrodziła się na niej współpraca człowieka z Bogiem. Tylko ona może zapewnić pomyślność naszemu krajowi. Inwestycje zagraniczne - traktowane jako wór pieniędzy, które trzeba szybko przechwycić i jeszcze szybciej wydać - nie zbawią Polski. Polskę uratuje wiara i geniusz Polaków, którym - m.in. dzięki przemyślanej polityce podatkowej - otworzy się możliwość bycia twórczym w gospodarce i nauce. Mądra, dalekowzroczna współpraca z kapitałem zagranicznym będzie wielką pomocą. Na te tematy trzeba rozmawiać, potrzebna jest narodowa debata. Polacy jak każdy naród, nie lubią zmian. Zbyt gwałtowne, wyrzucają nas z orbity niezbędnego, by być twórczym, spokojnego namysłu. Jedyna zmiana, której się domagają, to zmiana systemu postkomunistycznego na system wolności intelektualnej i gospodarczej, w którym przewodzić będzie ktoś nie o cechach technokraty, ale ojca i gospodarza zarazem. 82 proc. Polaków jest niezadowolonych z sytuacji w kraju. Dlaczego? Oto pytanie, na które odpowiedzieć muszą sobie przyszli przywódcy polityczni - nie chowając głowy w piasek, nie marnując i nie zamieniając na wirtualne kapitały bogactw naturalnych, które otrzymaliśmy w darze. Nie lekceważąc rodaków. Polskę stać na to, by była krajem ludzi szczęśliwych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu