Spotkali się i poszli sobie, a nikt nie zapytał, co się wydarzyło…
- Kim jesteś? - pytają oczy pierwszy raz spotkanego człowieka, a to pytanie sięga głębiej niż to, jak mu się jawię, bo obraz może, a czasem chce zwodzić, oszukać. Kim jesteś, gdy nie musisz udawać, grać, pozować? Jakiego cię znają najbliżsi i najstarsi przyjaciele? Kim jesteś w instynktownych odruchach, które mówią o tobie więcej niż świadome postępki?
- Kim dla mnie jesteś? - pytają te oczy, czyli czego ode mnie oczekujesz i czego ja mogę oczekiwać od ciebie… Z czym do mnie przychodzisz - chcesz coś dać czy wziąć… Kim możemy stać się dla siebie przez to spotkanie?
- Kim się stanę po spotkaniu z tobą? - pytają w końcu te oczy, bo przecież z każdego spotkania odchodzi się trochę innym (chyba że spotkania nie było, że dwie kule odbiły się od siebie) - lepszym lub gorszym, mądrzejszym lub głupszym, uskrzydlonym czy obciążonym balastem, z nadzieją czy z rozpaczą…
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Lubię posłużyć się słowami Romana Brandstaettera:
Kim jestem,
Skoro człowiek jest tylko tym,
Co z siebie daje?
- Skałą, gdy rozdaje skałę?
- Sercem, gdy rozdaje serce?
- Czy trucizną, gdy rozdaje truciznę?.
Skała - obojętność, niewrażliwość, zamknięcie się, zatrzaśnięcie w sobie, nieczuła na nic ślepota, wewnętrzna i zewnętrzna twardość i ostrość, maska bez wyrazu, zawalidroga…
Serce - czułość na kształt sejsmografu, niepokój o to, czego się nie zrobiło, a co można było zrobić; współczucie tak wielkie, że można się utożsamić z czyimś bólem, smutkiem, tragedią, ale i czyimś szczęściem; otwartość na wszystkie sygnały od potrzebujących; wybieganie ku komuś, szybkość w gestach dobroci i serdeczności.
Trucizna - jadowitość słów, uśmieszków, pogardliwych spojrzeń; agresja wobec czyjejś dobroci; podejrzliwość wobec każdego gestu miłości, by ją posądzić o obłudę, interesowność, by ją zatruć, udaremnić, stłamsić, bo budzi jeszcze resztki sumienia i potrzeby dobrego o sobie myślenia; wrogość wobec potrzebujących pomocy i współczucia; zatruwanie tylko hiobowymi wieściami i czarnowidztwem.
Reklama
Do mędrca Sokratesa wpada znajomy i w drzwiach już mówi: „Słuchaj, Sokratesie, co ci opowiem!”. Ale Sokrates przerywa mu, mówiąc: „Przesiej jednak to przez trzy sita”. Tamten zdumiony pyta: „O jakich sitach myślisz?”. Na to mędrzec: „Pierwsze sito - czy to, co chcesz mi powiedzieć, jest dobre?”. Znajomy: „Ależ skąd, wręcz odwrotnie!”. Sokrates mówi dalej: „Drugie sito - czy ta wiadomość jest prawdziwa?”. Znajomy trochę zmieszany:
„Nooo..., nie zdążyłem sprawdzić, ale czy to takie ważne?”. Sokrates ciągnie dalej: „Czy koniecznie musisz mi to powiedzieć?”. Znajomy: „Nooo..., niekoniecznie, ale wszyscy już o tym mówią”. I wtedy Sokrates stwierdza: „Jeśli nie jest to dobre, prawdziwe i konieczne, to po co chcesz mi zatruwać tym myśli i serce?”.
Kiedyś o tych sitach opowiedziałem pewnej pani przy jej 7-letnim synku, który potem dość często przypominał o nich mamie… A trzeba byłoby je stosować przy licznych ustach, mikrofonach, ale również kamerach stosujących dziennikarską ponoć zasadę, że „zła wiadomość jest dobrą wiadomością”. O ileż mniej byłoby wtedy nieszczęść i krzywd wyrządzanych w ten sposób częstokroć Bogu ducha winnym „bohaterom” plotek, newsów, rewelacji. I o ileż więcej byłoby zaufania, otwartości serca w zwyczajnych spotkaniach i rozmowach.
Czy możliwe jest to, co napisała kiedyś Anna Kamieńska: Ktoś rzekł mi bądź/ odrzekłam bądź nawzajem/ więc odtąd co dzień siebie stwarzamy dla siebie/ Tak bardzo mnie stworzyłeś tak stworzyłam ciebie/ że nie umrzemy w sobie zaszczepieni.