Mówi abp Angelo Comastri - papieski wikariusz Państwa Watykańskiego i prezbiter Bazyliki św. Piotra
Jan Paweł II mianował mnie wikariuszem Państwa Watykańskiego i prezbiterem Bazyliki św. Piotra. Na stałe przybyłem do Watykanu z Loreto 31 marca 2005 r. i następnego dnia nosiłem się z zamiarem zatelefonowania do abp. Stanisława Dziwisza, aby wyznaczył mi audiencję u Papieża. Niespodziewanie, rankiem 1 kwietnia, otrzymałem telefon od Arcybiskupa Stanisława, który poinformował mnie, że Papież umiera. Następnie dodał: „Ksiądz Biskup tyle co przyjechał do Watykanu. Proszę przyjść chociaż po błogosławieństwo Ojca Świętego”. Wiadomość ta była dla mnie zaskoczeniem i sprawiła mi wielki ból. Z sercem w gardle pobiegłem do papieskiego apartamentu. Abp Dziwisz powitał mnie w drzwiach, a następnie zaprowadził do sypialni. Ojciec Święty leżał w łóżku z pochyloną głową. Opierał ją na prawym ramieniu. Lekarz trzymał rurkę, którą dostarczano tlen. Sekretarz podszedł do Papieża leżącego z przymkniętymi oczami, delikatnie dotknął Jego ramienia i szepnął Mu do ucha: „Ojcze Święty, jest tutaj Loreto”. Papież otworzył oczy, spojrzał na mnie i wyszeptał: „Nie, św. Piotr”. W tym momencie uzmysłowiłem sobie, że Papież jest całkiem świadomy i że zdaje sobie sprawę, że ja nie jestem już w Loreto, lecz w Watykanie. Ponieważ tego dnia mieliśmy odprawiać Mszę św. w intencji Ojca Świętego przy ołtarzu katedry św. Piotra, uklęknąłem przy łóżku i poprosiłem Go o błogosławieństwo. Pamiętam, że trzy razy próbował podnieść ramię, lecz Mu się nie udawało (Jego dłoń i ramię były bardzo opuchnięte). Zapłakałem wtedy i oparłem czoło o Jego dłoń. W tym momencie stanął mi przed oczyma obraz z papieskiej kaplicy w Wielki Piątek: Ojciec Święty ściskał krzyż z Chrystusem zwróconym ku sobie. Mówiłem do siebie wówczas: „Naprawdę jesteś Wikariuszem Chrystusa aż do końca. Jesteś nim także w chwili Pasji, którą przeżywasz”.
Tego samego wieczoru poinformowano mnie, że na Placu św. Piotra zbiera się rzesza ludzi, i zapytano, co należy zrobić w tej sytuacji. Prawie spontanicznie odpowiedziałem: „Będziemy odmawiać Różaniec”. Papież był tak oddany Matce Bożej, iż wydawało mi się, że najlepiej będzie czuwać przy Nim, odmawiając Różaniec. Poza tym Plac przed Bazyliką był świadkiem matczynego wstawiennictwa Maryi - tutaj dokonano zamachu, który miał być śmiertelny, lecz - jak to wyznał sam Ojciec Święty - „jedna dłoń strzelała, a druga dłoń - matczyna zmieniła kierunek pocisku”.
Gdy rozpoczynałem pracę w Watykanie, nigdy nie przyszło mi do głowy, że moim pierwszym zadaniem będzie zorganizowanie pogrzebu i przygotowanie grobu Jana Pawła II. Po śmierci Papieża Arcybiskup Stanisław powiedział mi: „Jeżeli chodzi o grób, zostawiam to Księdzu Arcybiskupowi” (gdy to usłyszałem, łzy stanęły mi w oczach), a następnie dodał, że miejscem pochówku mogłaby być kaplica, w której kiedyś znajdował się grobowiec bł. Jana XXIII. Cieszyłem się z wyboru tego miejsca i przygotowaliśmy wszystko, by umieścić trumnę bezpośrednio w ziemi Wzgórza Watykańskiego, tak jak wcześniej chciał być pochowany Paweł VI. Był to bardzo symboliczny gest, bo przesiąknięta krwią apostoła Piotra i pierwszych męczenników ziemia Wzgórza Watykańskiego jest miejscem pochówku św. Piotra i pierwszych papieży.
Po pogrzebie i wybudowaniu grobowca rozpoczęła się nieustanna pielgrzymka rzesz wiernych do Grot Watykańskich, której nikt nie przewidział. Liczba odwiedzających oraz wąskie schody powodowały, że powstawały kolejki, które ciągnęły się aż do obelisku na Placu św. Piotra. Musieliśmy więc znaleźć inne rozwiązanie. Zdecydowaliśmy się podzielić ludzi wchodzących do Bazyliki św. Piotra na dwie grupy. Tych, którzy szli do grobu Jana Pawła II w przedsionku Bazyliki kierowaliśmy na prawo, tzn. w stronę Kaplicy Sykstyńskiej, a następnie bezpośrednio do Grot; w ten sposób nie musieli oni wchodzić do Bazyliki. Pozostali zwiedzający udawali się do Bazyliki i tworzyli osobną kolejkę. Na początku do grobu przychodziło 20-25 tys. ludzi dziennie, teraz - w okresie zimowym - ok. 10-12 tys., chociaż w niektóre dni - środy i niedziele - jest ich znowu więcej.
Wierni, którzy pielgrzymują do grobu Jana Pawła II, często zostawiają na nim bileciki, które następnie zbieramy. Jest już 8 worków tych „listów do Papieża”, które chcemy przekazać postulatorowi procesu beatyfikacyjnego. Odzwierciedlają one całą różnorodność Kościoła i ludzkości. Zacytuję chociaż kilka z nich: „Chciałbym się nauczyć przebaczać, tak jak Ty”; „Pomóż wszystkim matkom, aby potrafiły kochać wszystkie dzieci, które Bóg im daje”; „Prowadź młodych, którzy nie wierzą w miłość i oddają się przelotnym pasjom pozbawionym sensu, wartości i prawdziwej miłości”; „Dziękuję, że mnie nawróciłeś”; „Spraw, abym był dobry, daj mi trochę radości, której tak pragnę, błogosław moją duszę. Ty wiesz, kim jestem i czego pragnę, bo jesteś święty”; „Dziękuję Ci, Janie Pawle II! Mój syn był bez pracy. Dużo się modliłam i prosiłam o Twoje wstawiennictwo. Następnego dnia syn zadzwonił do mnie, mówiąc, że znalazł dobrą pracę. Przyszłam, by Ci podziękować”.
Z większości tych zapisków wynika, że ludzie postrzegają Jana Pawła II głównie jako Papieża młodych i rodziny.
Ja również często chodzę na grób Papieża - jestem tam prawie codziennie - i odnoszę wrażenie, że odwiedzam krewnego, kogoś z rodziny. To Jan Paweł II 15 lat temu mianował mnie biskupem diecezji Massa Marittima-Piombino, następnie wysłał mnie do Loreto jako delegata papieskiego (gdy mnie widział, mówił zawsze: „Oto Loreto, oto Madonna”). W 2003 r. poprosił, bym głosił rekolekcje dla Kurii, a następnie wezwał mnie do pracy w Watykanie, toteż jestem z Nim związany w sposób szczególny. Gdy mam problemy, idę na grób i proszę: „Ojcze Święty, pomóż mi”, i mam wrażenie, że jest zawsze blisko mnie.
Wysłuchał: Włodzimierz Rędzioch
Pomóż w rozwoju naszego portalu



