Już w chwili pożegnania na lotnisku w Balicach Ojciec Święty dokonał retrospekcji tego, co dokonało się podczas IX pielgrzymki do Ojczyzny: "W chwili, w której przychodzi mi wracać do Watykanu, spoglądam raz jeszcze na Was wszystkich z wielką radością i dziękuję Bogu, że dane mi było znowu przebywać w Ojczyźnie...". Tym bardziej my powinniśmy tę pielgrzymkę przeżyć jeszcze raz, i jeszcze raz... i wiele razy. Nie wszyscy mogli zobaczyć Ojca Świętego bezpośrednio. Sam Papież był tego świadom, gdy mówił: "Tak wielu mnie oczekiwało, tak wielu pragnęło się ze mną spotkać. Nie wszystkim było to dane. Może następnym razem...". Mnie też nie było dane. Obowiązki duszpasterskie kazały trwać na posterunku w kościele parafialnym. Kiedy tylko to stało się możliwe, a było to w dzień po zakończeniu pielgrzymki, wyruszyłem w towarzystwie współpracownika na szlak IX pielgrzymki, aby modlić się w tych miejscach, w których modlił się Ojciec Święty i jeszcze raz usłyszeć jego słowa tam, gdzie były wypowiedziane. Wyruszyliśmy w tę podróż jeszcze z jednym zamiarem: by podzielić się spostrzeżeniami i refleksjami z tymi, którzy - podobnie jak my - nie mogli być w tych miejscach w dniach pobytu Ojca Świętego. Okazało się, że nie tylko my wpadliśmy na taki pomysł. We wszystkich miejscach: w Kalwarii, w Łagiewnikach, na Błoniach Krakowskich, a nawet w Tyńcu i na Bielanach u Kamedułów, pełno było pielgrzymów podążających śladami Ojca Świętego.
Kalwaria Zebrzydowska
Naszą pielgrzymkę śladami Papieża zaczynamy od końca. Najpierw
zatrzymujemy się w Wadowicach przy chrzcielnicy, w której był ochrzczony
i przy domu, w którym mieszkał.
Stamtąd do Kalwarii, w której Ojciec Święty był już w ostatnim
dniu swego pobytu w Ojczyźnie. W Kalwarii również idziemy jakby od
końca. Zaczynamy bowiem od dróżek Pana Jezusa i Matki Bożej, na których
Jan Paweł II nie był wprawdzie jako papież ani za pierwszym razem,
ani podczas ostatniego pobytu, ale za to tak często przemierzał te
ścieżki jako Karol Wojtyła: i wtedy gdy był ministrantem, i kapłanem,
i biskupem, i kardynałem.
W homilii wygłoszonej podczas uroczystości 400-lecia Kalwarii
Zebrzydowskiej Ojciec Święty widzi w obecności swojej i pielgrzymów
na "dróżkach" dowód na to, że Matka Syna Bożego zwraca swe miłosierne
oczy ku troskom człowieka strapionego... oraz dowód na potęgę i mądrość
Bożej Opatrzności. W innym wypadku "nie byłoby tu Was, Umiłowani,
którzy przemierzacie Kalwaryjskie Dróżki wiodące śladami krzyżowej
męki Chrystusa i szlakiem współcierpienia i chwały Jego Matki...".
Przed wyruszeniem na ten kalwaryjski szlak miałem obawy,
czy podołam stromiznom krzyżowej drogi po swojej wakacyjnej "przygodzie"
w szpitalu. Jeszcze bardziej obawiałem się tego, czy zdołam ogarnąć
myślą i sercem to wszystko, co jest do przyswojenia przy poszczególnych
stacjach, mając świadomość tego, kto przed nami szedł tą drogą.
Okazało się jednak szybko, że jeśli Bóg wzywa do dźwigania krzyża,
to jednocześnie daje siły: i fizyczne, i duchowe. Kiedy trudno jest
o jakieś wnikliwe medytacje podczas drogi, na której coraz szybciej
trzeba oddychać, by dostarczyć powietrza osłabionemu organizmowi,
kiedy pot zalewa oczy, a w uszach słychać pulsowanie własnego serca,
wtedy właśnie okazuje się, że kontemplacja jest tak bardzo prosta.
Właściwie nie potrzeba wielu myśli. Wystarczy tylko świadomość, że
nie idę sam. Obok mnie idzie Chrystus obarczony krzyżem, Jego współcierpiąca
Matka i wokoło - oprócz spotkanych pielgrzymów - ogromne rzesze tych,
którzy przez 400 lat na tej właśnie drodze szukali ratunku, opieki
i sensu swego życia. Wśród tak wielu w tych dniach łatwo też dostrzec
ślady Pielgrzyma, który i dzisiaj, wspierając się na lasce, potrafi
dotrzeć do Boga, prowadząc za sobą cały Kościół. Modlitwa na Kalwaryjskich
ścieżkach nie potrzebuje wzniosłych słów ani nawet przenikliwych
myśli. Wystarczy świadomość, że razem z Jezusem niosę Jego krzyż,
a On razem ze mną dźwiga mój.
W tej drodze mijamy wiele kaplic, zapełnionych różnymi
postaciami, które w tym dramacie miały do odegrania swoją rolę.
Tutaj człowiek zostaje ponaglony miłością, aby postawić się i na
miejscu Piłata, i Kajfasza, i oprawców, po to właśnie, aby jak najszybciej
zająć miejsce Szymona z Cyreny, Marii Magdaleny, Weroniki i stanąć
jak najbliżej Matki Bolesnej. Na Kalwaryjskich Dróżkach dokonuje
się jeszcze jedna przedziwna rzecz. Nie tylko w wyobraźni twórców
Kalwarii, ale i ludu pielgrzymującego tą drogą, również biblijne
postacie bardzo upodobniają się do nas. Nawet św. Weronika ma w ręku
różaniec. To nic, że wtedy jeszcze różańca nie było, ale czyż można
lepiej towarzyszyć Jezusowi w tajemnicach zbawienia, jak powtarzając
nieustannie skazanemu, ubiczowanemu, ukoronowanemu cierniem, dźwigającemu
krzyż i zmartwychwstałemu: " (...) i błogosławiony owoc żywota Twojego
Jezus"?
Obejście dróżek Pana Jezusa i Matki Bożej jest najlepszym
przygotowaniem do nawiedzenia świątyni, w której Ojciec Święty uświetnił
Jubileusz 400-lecia Kalwarii. Jak wszyscy pielgrzymi pierwsze kroki
kierujemy do Kaplicy Cudownego Obrazu Matki Bożej. Wszyscy pamiętamy
niezwykły moment osobistej modlitwy Papieża.
Do tej pory nie mieliśmy okazji widzieć Ojca Świętego podczas
jego "prywatnej modlitwy". W tej ostatniej pielgrzymce było nam jednak
dane aż dwa razy podglądać Ojca Świętego okiem kamery podczas jego
spotkania sam na sam z Panem Bogiem i z Matką Najświętszą. Pierwszy
raz - w niedzielę, późnym popołudniem - Ojciec Święty przed konfesją
św. Stanisława w Katedrze Wawelskiej odmawiał Nieszpory, i następnego
dnia - w poniedziałek rano - właśnie przed ołtarzem Matki Bożej
Kalwaryjskiej odmawiał Jutrznię. Każdy, kto towarzyszył za pośrednictwem
telewizji Ojcu Świętemu w tej modlitwie, wie, jak bardzo tu nie pasuje
słowo "odmawiał".
To były również najbardziej zadziwiające transmisje w historii
telewizji. Tylko obraz, cisza i brak komentarza. Ta cisza jednak
jest najbardziej wymowna i pouczająca. Te Nieszpory i ta Jutrznia
to wielka nauka dla wszystkich kapłanów i dla wszystkich osób zobowiązanych
do sprawowania Liturgii Godzin. Ale jest to również wielka zachęta
dla całego ludu Bożego do włączenia się w modlitwę Kościoła i Papieża.
Ta zachęta jest bardzo potrzebna, bo tak trudno jest wprowadzić w
naszych kościołach choćby niedzielne Nieszpory. Tym bardziej zachęcam
do uczestnictwa w codziennej Jutrzni i Nieszporach w kościele św.
Maksymiliana w Gnieźnie, czy to osobiście, czy za pośrednictwem transmisji
z naszej strony internetowej www.maksymilian.gniezno.opoka.org.pl
Cudownym osiągnięciem telewizji była jednak nie tylko
transmisja ukazująca to wydarzenie, lecz przekazanie widzom również
tej niezwykłej aury, która wytworzyła się podczas modlitwy Papieża.
Ale to już nie jest zasługa telewizji, lecz Białego Oranta. Tak łatwo
odczuć, że i naszej modlitwie udziela się ta aura, która jest na
każdym miejscu, gdzie Bóg chce rozmawiać z człowiekiem, a gdzie człowiek
chce Boga słuchać i odpowiedzieć mu najprościej i najszczerzej.
Przy wyjściu z kaplicy widzimy ołtarz, przy którym Ojciec
Święty sprawował Najświętszą Ofiarę i tron papieski, z którego głosił
swą naukę. Widać też wielu, którzy trwają przed papieskim ołtarzem
i przed wejściem do kaplicy w skupieniu i w modlitwie. Z tego ołtarza
umieszczonego na wysokiej górze trzeba zobaczyć wraz z Janem Pawłem
II cały kraj i usłyszeć wezwanie do modlitwy za Ojczyznę. Cytując
Albina Dunajewskiego, który podczas koronacji obrazu modlił się,
aby Polacy w dobie rozbiorów byli jedno z Nią i ze sobą, Ojciec Święty
dodaje: "Dziś, gdy (Polska) stanowi terytorialną i narodową jedność,
słowa te nie tracą na swej aktualności, choć nabierają nowego znaczenia.
Trzeba je dziś powtarzać, prosząc Maryję, by wypraszała jedność wiary,
jedność ducha i myśli, jedność rodzin i jedność społeczną".
W tym świętym miejscu tak łatwo się modlić, a dzięki
Janowi Pawłowi II wiemy, o co się modlić:
- za lud, który od wieków pozostawał wierny Maryi i Jej
Synowi,
- za naród, który zawsze pokładał nadzieję w Jej matczynej
miłości,
- za ubogich i cierpiących, aby otwarły się dla nich serca
zamożnych,
- za bezrobotnych, aby spotkali pracodawcę,
- za bezdomnych, aby znaleźli dach nad głową,
- za rodziny, aby wzrastały w miłości,
- za dzieci, aby uchronić je przed zgorszeniem,
- za wspólnoty zakonne, aby ożywiała je wiara, nadzieja
i miłość,
- za kapłanów, aby co dnia oddawali swe życie za owce,
- za biskupów, aby Kościół prowadzili jedną prostą drogą.
Najżarliwiej łączymy naszą modlitwę z tymi słowami modlitwy
Ojca Świętego:
Matko Najświętsza, Pani Kalwaryjska, wypraszaj także i mnie
siły ciała i ducha, abym wypełnił do końca misję, którą mi zlecił
Zmartwychwstały. Tobie oddaję wszystkie owoce mego życia i posługi;
Tobie zawierzam losy Kościoła; Tobie polecam mój naród; Tobie ufam
i Tobie jeszcze raz wyznaję: Totus Tuus, Maria! Totus Tuus. Amen.
cdn.
Pomóż w rozwoju naszego portalu



