Od dawna byłem przekonany, że tak właśnie jest, ale brakowało mi dowodów. Teraz już je mam! Na pewno wielu czytelników nieraz zastanawiało się, dlaczego współczesny świat wariuje na punkcie tzw. miłości inaczej, dlaczego marginesowe problemy tzw. mniejszości seksualnych są nieustającym tematem mediów, dlaczego przez 24 godziny na dobę jesteśmy poddawani praniu mózgów, które ma nas przekonać, że pederaści i lesbijki to sól ziemi, to istota dzisiejszej, nowoczesnej ludzkości...
Od dawna byłem przekonany, że za tą nasilającą się akcją stoi wielki biznes. Wielkie pieniądze. To one nakręcają „gejowską” koniunkturę.
Postępowy aż do bólu pan Blair, premier Zjednoczonego Królestwa, wbrew znacznej części swego narodu, doprowadził do uchwalenia ustawy o równouprawnieniu homoseksualistów. Odtąd żaden hotel nie może odmówić noclegu homoseksualnej parze - choćby jego właściciel tego nie chciał - z przyczyn moralnych, religijnych czy jakichkolwiek innych. Odtąd żaden ośrodek opiekujący się dziećmi pozbawionymi rodziny nie może odmówić przekazania swych podopiecznych do adopcji parze homoseksualnej, jeżeli taka sobie tego zażyczy. Odtąd...
Biedna Wielka, lecz jakże już mała, Brytanio! Biedne inne kraje, które poszły, idą lub chcą pójść drogą Blaira! Kręcicie sobie powróz na własną szyję. Ale nie o tym chcę tu pisać. Otóż nowa superpostępowa ustawa została w Anglii oprotestowana... przez samych gejów. Bo dopiero teraz zacznie się sodoma i gomora: jak równouprawnienie, to równouprawnienie! Hotele dla homoseksualistów i sióstr Safony będą musiały przyjmować także pary heteroseksualne. Tfu! Falanga amerykańskich turystów, kochających inaczej, może w związku z tym zmniejszyć się, a nawet wyparować. Czytam w prasie, że „głośno protestuje gejowski przemysł (uważajcie Państwo? Przemysł! - przyp. K. B.) turystyczno-rozrywkowy (...), a obroty tego przemysłu są niebagatelne: szacunkowe dane mówią o ponad 3, 5 miliarda funtów rocznie...”. Chodzi tu, oczywiście, nie tylko o hotele, lecz o całą infrastrukturę „gejowskiego przemysłu”. O wielką produkcję wszelkich gadżetów, strojów, kosmetyków, książek, czasopism, filmów, nagrań itp., która przynosi krociowe dochody.
Tak jest w Zjednoczonym (nie wiem, jak długo jeszcze) Królestwie. A w innych ostojach zachodniej demokracji? Ten biznes obraca zapewne bilionami gejodolarów. Ale to wciąż za mało, chciwość nie zna granic, zatem trzeba zdobyć nowe rynki, na przykład Polskę... Wszystko jasne?
Pomóż w rozwoju naszego portalu