Chciałabym poruszyć sprawę wychowania dzieci do wiary i przeżywania sakramentów. Jestem w tej kwestii coraz bardziej rozbita jako matka i jako chrześcijanka. Mam dwójkę dzieci, 14-letniego syna i 8-letnią córkę. Moje dzieci buntują się przeciwko chodzeniu do kościoła, a nawet jak pójdą, zachowują się w świątyni okropnie. Wybieram dla nich nabożeństwa dziecięce, czasem staram się być z nimi poza świątynią, żeby nie przeszkadzały innym. W ich wychowaniu popełniłam dużo błędów, byłam często za mało wymagająca. Dziś zadaję sobie pytanie, czy zostawić je w spokoju i nie wymagać, wierząc, że same do tego dorosną, czy też stawiać jasne warunki i żądać praktykowania wiary.
Irena
Zastanawiam się często, dlaczego w kościele najmniej jest ludzi młodych. Mamy całkiem sporą gromadkę przedstawicieli starszego pokolenia, mimo wszystko łatwiej jest też dotrzeć do maluchów, zwłaszcza gdy się z nimi poskacze i pośpiewa. Z młodymi jest o wiele trudniej. Dzieje się tak pewnie i dlatego, że młodość to czas poszukiwań i zmiany religijności dziecięcej w wiarę dojrzałą. Przyczyny są również po stronie duszpasterstwa, bo - niestety - coraz częściej w naszych parafiach nie ma Mszy św. dostosowanych do potrzeb i sposobu myślenia nastolatków czy starszej młodzieży. Do tego trzeba dodać świat mediów i rozrywki... i mamy już jakąś diagnozę sytuacji.
Swój problem stawiasz jednak w kontekście wychowania rodzinnego, i to wychowania do posłuszeństwa. Znając się trochę na pedagogice, ciągle przypominam, że do wychowywania dzieci trzeba mieć dużo odwagi. Ta odwaga potrzebna jest, aby od samego początku określać dzieciom jasne i mądre granice zachowań i w atmosferze miłości stawiać im wymagania. Dziś wielu rodziców wymaga od swoich dzieci chodzenia na lekcje muzyki, nauki obcych języków itd., ale gorzej jest z wymaganiami dotyczącymi kultury bycia, zachowania, a także z wymaganiami dotyczącymi praktykowania wiary. Mówi się już, że z powodu niestawiania dzieciom wymagań i niewychowywania ich do posłuszeństwa wyrosło całe pokolenie ludzi o zachowaniach autystycznych. Wiemy, że osoby dotknięte chorobą autystyczną tracą kontakt z otoczeniem i zamykają się we własnym świecie. Podobnie dzieci zdrowe, których rodzice nie wychowali do posłuszeństwa, tracą umiejętność słuchania kogokolwiek. Jest to bardzo trudne zjawisko w kontekście wychowania dzieci do wiary. Wiara rodzi się ze słuchania, wymaga posłuszeństwa wobec Pana Boga i Jego nauczania. Pokolenie „autystyczne” nie umie i nie lubi słuchać nikogo poza sobą samym. Taka postawa jest zresztą nie tylko cechą dzieci. Oczywiście, że na taki stan rzeczy nie można zareagować drugą skrajnością, czyli wprowadzaniem rygoru, zabijaniem samodzielnego myślenia czy spontaniczności. Warto więc nie rezygnować ze stawiania wymagań, ale trzeba to robić z miłością i w postawie szczerego dialogu.
Nie mam recept na skuteczne wychowanie dzieci do wiary, bo wychowanie nie jest ani matematyką, ani nawet samą psychologią. W Twoim dylemacie wymieniłaś dwie możliwości: albo postawić zdecydowane wymagania, albo pozwolić na zupełny luz. A może trzeba jeszcze poszukać trzeciej drogi, w której miłość, radość nie będą stały w sprzeczności z wymaganiami. Mówi się czasem w Kościele o miłości wychowującej, czyli takiej, która każe stawiać wymagania. Wierzę, że w Twojej sytuacji nie jest jeszcze za późno na wychowującą miłość. Walcz więc o wiarę swoich dzieci i módl się dużo za nie, bo często najlepszych podpowiedzi udziela sam Bóg - Doskonały Wychowawca człowieka.
Na listy odpowiada ks. dr Andrzej Przybylski, duszpasterz akademicki z Częstochowy. Zachęcamy naszych Czytelników do dzielenia się wątpliwościami i pytaniami dotyczącymi wiary. Na niektóre z nich postaramy się znaleźć odpowiedź. Można napisać w każdej sprawie:
Pomóż w rozwoju naszego portalu