W roku 1951, jesienią, wstąpiłem do Seminarium Duchownego w Białymstoku. Jak wiemy, każdy alumn powinien wybrać sobie spowiednika, tj. kierownika duchowego, na czas studiów seminaryjnych. Zwykle było kilku kapłanów, którzy usługiwali alumnom w sprawach życia duchowego. Do nich należał w tutejszym Seminarium ks. prof. Michał Sopoćko. Od początku stałem się jego penitentem i pozostałem nim do końca Seminarium. Starsi koledzy przestrzegali mnie przed tym wyborem. Mówili, że ks. prof. Sopoćko jest bardzo surowym i wymagającym spowiednikiem i zdarzało się, że niektórym doradzał opuszczenie Seminarium. Ja jednak pozostałem wierny swemu kierownikowi duchowemu aż do kapłaństwa.
Księdza Profesora widzieliśmy na co dzień, a więc nie tylko na wykładach, ale również przy ołtarzu podczas Mszy św. i podczas jego prywatnej modlitwy. Uderzało mnie zawsze jego wielkie skupienie już od wyjścia do ołtarza, a potem podczas Mszy św. coś, co wskazywało, że słowa liturgii zamieniały się w rozmowę z Chrystusem, tak jak się rozmawia z kimś bliskim i serdecznym. Nieraz, służąc do Mszy św. ks. Michałowi, odczuwałem, że świętość ofiary Chrystusa w Eucharystii przenika bezpośrednio do osoby kapłana, który ją sprawuje. Dziś myślę, że więcej o kapłaństwie powiedziała mi jego postawa niż obowiązujące wykłady i lektury. Zwykle po obiedzie zachodziliśmy na krótką modlitwę do kaplicy. Tu prawie codziennie widziałem ks. Sopoćkę modlącego się przed ołtarzem i codziennie odprawiającego Drogę Krzyżową.
Z wykładów Księdza Profesora najbardziej pozostały mi w pamięci homiletyka, tj. nauka o wygłaszaniu kazań, i teologia pastoralna. Ale i tutaj żywy przykład tego Kapłana bardziej utkwił mi w pamięci niż wykłady i literatura na ten temat. Ks. Sopoćko, którego widzieliśmy na ulicy czy gdzieś w drodze, trochę przygarbiony, z pochyloną głową, zmieniał się na ambonie. W jego postawie wyprostowanej, z podniesioną głową, nieraz w geście rąk, widać było autentycznego głosiciela Słowa Bożego i proroka. Mówił zawsze z pamięci, a treść jego przemówień wypływała z głębokiego przeżycia podanych prawd i z gorącego serca. W tym czasie nie mieliśmy dostępnych magnetofonów czy też kamer filmowych, tak jak jest dzisiaj, nie wiem więc, czy są jakieś nagrania przemówień ks. Michała. Najbardziej jednak żałuję, że nie zostało utrwalone kazanie, które wygłosił podczas mojej Mszy św. prymicyjnej - 29 czerwca 1967 r. w katedrze białostockiej.
Chociaż jako młodzi ludzie w latach 50. nie mieliśmy dużego rozeznania w sytuacji Kościoła, czy to lokalnego, czy powszechnego, jednak dobrze wiedzieliśmy, kim jest ks. prof. Sopoćko. Wiedzieliśmy o jego działalności na terenie diecezji, Polski i w świecie. Ks. Sopoćko - spowiednik i kierownik duchowy św. s. Faustyny, był całkowicie oddany szerzeniu kultu Jezusa Miłosiernego. Docierały do nas jego pisma i wydawnictwa zagraniczne, w których przedstawiał ten kult jako zgodny z Pismem Świętym i teologią katolicką. Niektórzy koledzy powielali w dużych ilościach obrazek Jezusa Miłosiernego z napisem: „Jezu, ufam Tobie”, aby go rozprowadzać. Ksiądz Profesor, pytany przez nas na wykładach, opowiadał chętnie, a nawet z radością, nie tyle o swojej działalności, ile o tym, jak wielka jest sprawa kultu Bożego Miłosierdzia i jak rozwija się na świecie.
Pewnego razu jednak dotarła do nas wieść, że zarządzeniem najwyższych władz Kościoła publiczny kult i nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego zostały zabronione. Nakazano również usunąć z kościołów obraz Jezusa Miłosiernego. Od tego czasu widziałem zmianę w Księdzu Profesorze. Był bardziej zamknięty w sobie, przygnębiony i smutny. Jednocześnie uderzała w nim wielka pokora wobec takich planów Bożych. Pragnę tu przytoczyć słowa św. s. Faustyny z jej „Dzienniczka”: „W pewnej chwili, kiedy rozmawiałam z kierownikiem mojej duszy, ujrzałam wewnętrznie, szybciej niż lotem błyskawicy, duszę jego w wielkim cierpieniu, w takiej męce, że niewiele dusz Bóg dotyka tym ogniem. Cierpienie to wypływa z tego dzieła. Będzie chwila, w której dzieło to, które tak Bóg zaleca [okaże się] jakoby w zupełnym zniszczeniu (...). Jednak zniszczenie to jest tylko pozorne, ponieważ Bóg, co raz postanowił, nie zmienia; ale chociaż zniszczenie będzie pozorne, jednak cierpienie będzie rzeczywiste” (Dz. 378).
Na nasze pytania i usilne prośby, co będzie z tym dziełem, któremu tak się poświęca, ks. Sopoćko odpowiadał z wewnętrznym spokojem: - Ja już nie doczekam, ale wy zobaczycie, że kult Miłosierdzia Bożego będzie się rozszerzał na całym świecie, że będzie święto Miłosierdzia Bożego i obraz Jezusa Miłosiernego wróci do kościołów.
Jeszcze jedno jego „proroctwo” pragnę tu przytoczyć. Były to lata 50. i wiadomo było, jak potwornie byliśmy zniewoleni i bez nadziei na jakiekolwiek zmiany. Wówczas Ksiądz Profesor zaproponował, że sam podejmie się nauczania języka rosyjskiego w Seminarium. Twierdził mianowicie, że już teraz trzeba się przygotować, bo księża będą potrzebni na Wschodzie i wielu tam pojedzie.
Teraz, kiedy oczekujemy na beatyfikację sługi Bożego ks. Michała Sopoćki, która ma nastąpić 28 września 2008 r., pragnę jako naoczny świadek kilku lat jego życia potwierdzić - widziałem Świętego!
Pomóż w rozwoju naszego portalu