Nie milknie wrzawa po wypowiedzi prezydenta Lecha Kaczyńskiego dla „Dziennika” (1 lipca 2008 r.), że sprawa Traktatu Lizbońskiego jest bezprzedmiotowa i na razie go nie podpisze. Za niepoważne uznał on argumenty, że bez tego dokumentu Unia nie może dalej istnieć. Na pytanie, kiedy byłby skłonny zmienić zdanie i złożyć podpis pod Traktatem, Lech Kaczyński dał wyraźnie do zrozumienia, że dopiero wówczas, gdy zmieni się stanowisko Irlandii. „Ale musi to być decyzja suwerenna, a nie podjęta pod naciskiem innych członków UE. Jeżeli zasada jednomyślności raz zostanie złamana, to już jej nie będzie nigdy” - powiedział.
Wypowiedź prezydenta wywołała falę krytyki. Premier Donald Tusk wręcz oczekuje, aby prezydent Lech Kaczyński przemyślał swoją wypowiedź i zmienił zdanie, ponieważ podpisanie Traktatu Lizbońskiego leży w interesie Polski. Rzeczniczka Komisji Europejskiej Pia Ahrenkilde Hansen nawet upomniała prezydenta Polski, mówiąc, że „wnioski końcowe czerwcowego szczytu UE poświęcone Traktatowi z Lizbony są jasne i jednoznaczne: Traktat ratyfikowały dotąd parlamenty 19 krajów, a proces ratyfikacji trwa, mimo irlandzkiego «nie», i to odnosi się także do Polski”.
Francja, która przejęła przewodnictwo w UE w tym półroczu, zapowiedziała, że sprawa Traktatu nie jest zamknięta i będzie naciskać, by prezydent Kaczyński go podpisał. Prezydent Nicolas Sarkozy powiedział: „To nie premier Tusk, ale prezydent Kaczyński negocjował Traktat. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś, kto negocjował Traktat i podpisał się pod nim, zakwestionował własny podpis”. Jak dotąd, jedynie prezydent Czech, Vaclav Klaus, poparł prezydenta Lecha Kaczyńskiego, uważając jego opinię za bardzo sensowną i bardzo bliską swojej opinii.
Wrzawa, jaka wybuchła na Zachodzie po wypowiedzi naszego prezydenta, jest bardzo zastanawiająca. Teraz już nie Irlandia spędza sen z powiek unijnym politykom, ale Polska. To my, gdybyśmy ewentualnie nie ratyfikowali Traktatu, staniemy się przyczyną wszelkich nieszczęść, jakie mogą spaść na Europę. Widać z tego, że Irlandię postanowiono „po cichu” zmiękczyć, a z Polską tego nie udałoby się uczynić.
Tymczasem odważne słowa prezydenta nie były niczym nowym, bo faktycznie podpisywanie Traktatu w tej chwili jest bezprzedmiotowe. Tak było poprzednio, kiedy eurokonstytucję odrzuciły w referendum Francja i Holandia. Nie ma więc żadnego sensu, aby spieszyć się w tej sprawie, bo przepisy UE są jednoznaczne: zgoda wszystkich państw jest potrzebna dla ważności także tego Traktatu; Irlandczycy takiej zgody odmówili, dlatego ich głos zdecydował o losie tego dokumentu. Ale, co w tym wszystkim najbardziej interesujące, to sprawa Polski: otóż po niespełna roku „kłaniania się” Europie, uprawiania polityki uśmiechów, niezauważania nas, Polska wróciła na łamy zachodnich mediów. Ktoś powie: zaistnieliśmy znowu negatywnie, odpowiem - daliśmy sygnał, że jesteśmy państwem poważnym, solidarnym z Irlandią, a przede wszystkim kierującym się prawdą.
Przy okazji wypowiedzi L. Kaczyńskiego na temat Traktatu, media przywołują fakt, że mija akurat połowa jego kadencji. 22 czerwca pojawił się sondaż przeprowadzony przez SMG/KRC na zlecenie telewizji, według którego 59 proc. Polaków źle ocenia prezydenturę L. Kaczyńskiego. Dobrą notę wystawiło prezydentowi 39 proc. badanych. Podobnie kształtowały się proporcje odpowiedzi na pytanie, czy Lech Kaczyński ma szansę na reelekcję. Twierdząco odpowiedziało 36 proc. respondentów. 57 proc. pytanych uznało, że obecny prezydent nie ma szans na ponowny wybór. W innym sondażu, moim zdaniem nie najlepiej świadczącym o naszej pamięci i stanie umysłu, najlepszym z dotychczasowych prezydentów okazał się A. Kwaśniewski, potem L. Wałęsa i dopiero na trzecim miejscu L. Kaczyński.
Jakie są cele i kierunki obecnej prezydentury? Jednym z ważniejszych jest polska polityka zagraniczna. Była ona bardzo wyraźna w latach rządów PiS-u, obecnie nie jest kontynuowana. Prezydent jest z pewnością aktywny w pracach ustawodawczych, prowadzi bardzo wyraźną politykę historyczną, przywraca pamięć historyczną, nagradza bohaterów. Na pewno uczynił wiele w kwestiach związanych z bezpieczeństwem energetycznym Polski oraz UE. Oczywiście, krytycy nie szczędzą prezydentowi cierpkich uwag, że zamiast łączyć, dzieli Polaków, zarzuca mu się wyłącznie popieranie PiS-u, wytyka gafy i niezręczności, brak zdolności oratorskich.
Każdy z nas zapewne ma własne zdanie na ten temat, słuszne lub nie, faktem jest, że oczekiwano o wiele więcej od prezydenta, który wywodzi się z ideowego „projektu IV RP”. Zwłaszcza środowiska patriotyczno-katolickie oczekiwały bardziej zdecydowanych działań czy to lustracyjnych, dezubekizacyjnych, czy też jasnej postawy w ochronie życia oraz wartości etycznych.
Oceniając prezydenta, dobrze byłoby wszystkim politykom przypomnieć przemówienie sejmowe Jana Pawła II z 1999 r., że prawdziwe dobro wspólne Ojczyzny nie może być rozumiane i tworzone „niezależnie od zasad etycznych”. Papież ostrzegał, że obecnie neguje się prawa osoby ludzkiej do życia, pozbawia się ludzi trwałego, moralnego punktu odniesienia, co odbiera im zdolność rozpoznawania prawdy. „Jeśli bowiem nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm” (z „Veritatis splendor”, 101). Jeśli Polska ma być silna w Europie, to przede wszystkim powinna pozostać wierna wartościom, musi z odwagą głosić prawdę, bronić interesów narodowych.
Warszawa, 2 lipca 2008 r.
Pomóż w rozwoju naszego portalu