Reklama

Pytania o wolność

Mateusz Wyrwich

Zdobywczyni kilkunastu nagród za reportaże radiowe i telewizyjne oraz za filmy dokumentalne i fabularne. Obrończyni polskiej racji stanu, domagająca się m.in. wyjaśnienia przyczyny śmierci w katastrofie smoleńskiej Prezydenta RP i osób mu towarzyszących

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Obrażana, wyszydzana niemal na każdym kroku przez premiera, prezydenta i posłów. Na równi - przez propagandystów lewicy piszących historię Polski widzianą oczami Kremla. Bezkompromisowa. Odważna. Delikatna. Nic w niej z feministek z różnorakich telewizji. Mimo swej subtelności ostro występuje w obronie praw obywatelskich. W obronie polskiego honoru. Jej pryncypialne przemówienie pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego podczas kwietniowego marszu w obronie Telewizji Trwam było przez kilka minut oklaskiwane, na YouTubie zaś ma tysiące odsłon. A mówiła wówczas m.in.: „Panie Premierze (…), to społeczeństwo, a przynajmniej większa jego część, nazywa Pana zdrajcą stanu. Solidarni 2010 już kilka dni po katastrofie smoleńskiej pytali: Czy to, co Pan robi, to amatorszczyzna, czy zdrada stanu? Stopniowo dowiadywaliśmy się o Pana roli w rozbiciu wizyty smoleńskiej, o dogadywaniu się z premierem Rosji ponad głową prezydenta polskiego państwa. Później o oddaniu śledztwa w ręce Rosjan. Złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przez Pana przestępstwa wobec polskiego społeczeństwa. (…) Panie Prezydencie (…), wstydzę się za Pana, ale nie dlatego, że w moich oczach jest Pan półanalfabetą, mającym problemy z polską ortografią na poziomie klasy czwartej szkoły podstawowej, ale za kompromitującą Pana złotą myśl, że «przyczyny katastrofy są arcyboleśnie proste». Jeszcze przed wynikiem śledztwa z góry żyrował Pan rosyjską wersję wydarzeń w ślad za KGB-owcem Putinem (…). Ani Pan, ani ja nie mamy dowodów; wszystkie dowody polskie władze oddały Rosji. Pozostaje opierać się na przesłankach, a one każą poważnie brać pod uwagę, że to był zamach. Rosja zaciera ślady na Pana oczach. (…) Na was, Panie Prezydencie i Panie Premierze, na was spoczywał obowiązek troski o bezpieczeństwo polskich obywateli, o państwo. Odpowiecie przed narodem za działanie na szkodę jego podstawowych interesów. Boicie się wolnego słowa, zadawania pytań (…). Nie mamy wyjścia, nie będziemy was pytać, czy możemy mieć wolność słowa. Tak jak nikogo człowiek nie pyta o to, czy może oddychać”.

Byliśmy dumni, że jesteśmy Polakami

Reklama

Współautorka głośnego filmu „Trzech kumpli” o przyjaźni studentów opozycjonistów: Stanisława Pyjasa, Lesława Maleszki, Bronisława Wildsteina. Pierwszy z nich został zamordowany. Drugi w PRL zrobił karierę kapusia. A w wolnej już Polsce został ważnym publicystą „Gazety Wyborczej” i jednym z liderów prowadzonej przez nią akcji przeciwko ujawnianiu tajnych współpracowników. Trzeci zaś ujawnił m.in. „listę kapusiów” i został wyrzucony z pracy. Nad filmem Ewa Stankiewicz - wraz z Anną Ferens - pracowała prawie dwa lata. Z entuzjazmem i częstym brakiem pieniędzy. Początkowo na wszystko - od kosztów samego filmu poczynając, po rachunki za mieszkanie, jedzenie. Jest pewna, że to Boża Opatrzność stawiała na ich drodze dobrych ludzi, którzy nieoczekiwanie usuwali kolejne trudności. Kiedy film był już gotów, zaczęto go obsypywać kolejnymi prestiżowymi nagrodami - zarówno w kraju, jak i za granicą. Jedni obraz nagradzali, inni jednak nienawidzili. Ewa Stankiewicz nie uważa się za rewolucjonistkę, jak niektórzy próbują jej wmawiać. Gdyż - co podkreśla - oprócz pracy zawodowej robi tylko to, co wydaje się oczywiste. - Domagam się tego, aby Polska była wolna i suwerenna - podkreśla reżyser.
Urodziła się we Wrocławiu na rok przed kolejną agresją „dyktatury ciemniaków”, kiedy to jej ojcu, wówczas pełniącemu obowiązki dyrektora w jednym z wrocławskich zakładów, nakazano zwolnić kilkunastu Żydów. Nie zwolnił. Ale, o dziwo, i jego nie wyrzucono z pracy. Nigdy jednak nie został mianowanym dyrektorem, gdyż nigdy nie zgodził się wstąpić do PZPR. „Wilczy bilet” dostał dopiero w czasie kolejnej agresji „ciemniaków”. Tym razem podczas dyktatury Jaruzelskiego w 1981 r. - za przewodniczenie samorządowi pracowniczemu w jednym z wrocławskich zakładów pracy.
Ewa Stankiewicz swoje dzieciństwo postrzega jako bardzo szczęśliwe. Także szkołę średnią, w której miała zarówno wspaniałych przyjaciół i kolegów, jak i znakomitych nauczycieli. Otoczona była ciepłem przez rodziców. Starszy brat jest dzisiaj cenionym jazzmanem. Uczyła się historii swojego kraju nie tylko w szkole, ale przede wszystkim w domu. - Walka z komuną była w rodzinie obecna na co dzień. Wyniosłam z domu bardzo piękny obraz Polski i Polaków. U nas nigdy się nie mówiło „w tym” kraju, ale „w naszym” kraju - wspomina Stankiewicz. - Zawsze reagowało się na lekceważące czy pogardliwe spojrzenie na Polskę. Byliśmy dumni z tego, że jesteśmy Polakami. Uważaliśmy, że Polacy są pięknymi, wspaniałymi ludźmi. Bardzo tolerancyjnymi, dzięki czemu np. Żydzi znaleźli w naszym kraju dom. Zresztą nie tylko oni. Właśnie ze względu na wyjątkową tolerancję. Rodzice słuchali RWE, tata też Radia France Internationale. Wiadomo było, że Polska nie jest suwerennym krajem, że żyjemy w jakiejś formie okupacji, że ustrój jest narzucony z zewnątrz. Jasne, że czekało się na to, kiedy komuna runie. I nie bezczynnie, bo rodzice działali w podziemiu.
Wielkich epizodów ze swego dziecięcego i młodzieńczego życia Ewa Stankiewicz nie pamięta. Historycznym wydarzeniem był dopiero wybuch stanu wojennego. Chodziła z mamą na Msze św. za ojczyznę. Mama brała udział w manifestacjach, nosiła w klapie popularny „opornik”. W domu czytało się prasę podziemną. Widziała, jak ciężko tę wojnę z narodem przeżywają rodzice. Czym było dla ojca wyrzucenie go z pracy w stanie wojennym i „wilczy bilet”, kilkuletni brak jakiejkolwiek pracy. Dopiero życzliwi ludzie pomogli mu w uzyskaniu wcześniejszej emerytury. Wszystkim tym trudnościom i ciężarom codzienności towarzyszyła jednak wierność chrześcijańskiemu systemowi wartości. Uczciwości i prawości. - Zawsze w domu panowała niezgoda na nachalną propagandę i komunistyczną ideologię. Na „dyktaturę ciemniaków”, którzy stanowili o tym, co się dzieje w kraju - opowiada Ewa Stankiewicz. - Tata był utalentowanym chemikiem, zajmującym się opracowywaniem linii technologicznych związanych z produkcją chemiczną. Kierował wielkimi zakładami produkcyjnymi. Nie bardzo jednak mógł normalnie pracować, bo jego szefowie zmieniali się jak w kalejdoskopie, co jeden - to lepszy: nierób, pijak, złodziej, nie mówiąc już o braku elementarnego wykształcenia i umiejętności. Ale tym, co promowało takiego nieroba na dyrektorskie stanowisko, była przynależność do PZPR. I to on ostatecznie decydował o tym, co się dzieje w zakładzie. Na szczęście, jak już za bardzo nabroił, dostawał „kopa w górę”. Tata miał swoją pasję: grał na pianinie - jazz. I to też był element niezależności. Była to przecież przez długie lata komunizmu muzyka nieprawomyślna.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wolność, radość

Reklama

Po wyborach 1989 r. Ewa cieszyła się z wolności Polski. Karierę dziennikarską rozpoczynała w Paryżu, w polskiej sekcji Radia Praw Człowieka, na początku lat 90. Była wtedy studentką polonistyki Uniwersytetu Wrocławskiego. W swoich reportażach opowiadała o nielekkich losach Polaków na obczyźnie. Realizowała też audycje o tym, co dzieje się w Polsce. I cieszyła się życiem. Po rocznym pobycie w Paryżu i obronie magisterium Ewa Stankiewicz rozpoczęła pracę jako reportażystka we wrocławskim oddziale Polskiego Radia. W Radiu spotkała dobrych ludzi, z talentem i pasją, wspaniałych fachowców, którzy wiele ją nauczyli. Lecz choć zdobywała nagrody, nie dawano jej etatu. Mimo krótkiego stażu zyskała już stempel „niezależnej”. Żeby móc spłacać rachunki za mieszkanie, mieć na ubezpieczenie, wystartowała w konkursie na stewardesy w renomowanej amerykańskiej linii lotniczej Delta Air Lines. I wygrała konkurs, pokonując setki rywalek. Przez rok pracowała więc jako stewardesa, oblatując cały świat. Przy okazji też realizowała reportaże.
Po pierwszych zachwytach wolnością w polskiej polityce wydarzyło się coś bardzo złego: obalenie rządu Jana Olszewskiego w ciągu jednej nocy. Pamięta związany z tym niepokój w jej rodzinnym domu. Ale wówczas jeszcze nie sądziła, że jest to pierwszy niepokojący sygnał odwrotu od demokracji. - Było to zamknięcie drogi do dekomunizacji i tak naprawdę zawrócenie Polski z drogi do zdrowego i demokratycznego państwa - mówi dziś Ewa Stankiewicz.
Mijały lata. Ewa Stankiewicz realizowała reportaż za reportażem, często otrzymując nagrody. W połowie lat 90. zainteresowała się dziennikarską pracą w telewizji. Za swój pierwszy reportaż, zrealizowany wespół z Grzegorzem Siedleckim, otrzymała nagrodę. Później za kolejny. Sukcesy w dziennikarstwie telewizyjnym sprawiły, że 1999 r. zdecydowała się zdawać do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i Filmowej w Łodzi na Wydział Reżyserii. - Ale uświadamiam sobie - opowiada - że właściwie moje pierwsze reportaże zaczęłam realizować jeszcze w dzieciństwie, kiedy mój brat wyjechał na studia muzyczne do Berkeley. - Przygotowywałam dla niego „reportaże” na „grundigu”, a później „kasprzaku”. O tym, co się dzieje w domu, mieście, okolicy. To jeszcze było w szkole podstawowej. Ten rodzaj opowieści był we mnie jako coś naturalnego. Szkoła filmowa zaś była konsekwencją tego, co robiłam już jako reportażystka.

Wielką szkodę wyrządzono naszemu narodowi

Ewa Stankiewicz do 2010 r. niewiele interesowała się polityką. Oddała ją w ręce ludzi, którym zaufała. Cieszyła się radością tworzenia. Robiła „swoje” rzeczy. Wierzyła, że pojawiające się niekiedy sygnały o niedemokratycznych zachowaniach koalicji rządzącej PO-PSL są chwilowe. Cezurą stał się 10 kwietnia 2010 r. - To była wielka odsłona matriksu. Nie wierzę w to, nie mogę w to uwierzyć do dzisiaj, że zginął prezydent Polski na terenie Rosji, kraju, który dokonuje zamachów terrorystycznych na oczach całego świata. I że polski premier zgadza się na to, by dysponentem śledztwa była Rosja. I na naszych oczach wmawia się ludziom w Polsce i na świecie, że samolot zawadził o brzozę, złamał skrzydło i upadł - mówi Ewa Stankiewicz. - Z domu wyniosłam szacunek dla drugiego człowieka, świadomość, że wyrośliśmy w cywilizacji chrześcijańskiej i utrzymaliśmy tożsamość przez lata niewoli… Dopiero po katastrofie smoleńskiej uprzytomniłam sobie, że to nie 10 mln ludzi walczyło o wolność. Owszem, byłam wychowana w kulcie społeczeństwa „Solidarności”. Ale z późniejszych rozmów z bohaterami „Solidarności” wiem, że ludzie walczący o demokrację często byli bardzo samotni. Wokół promowano szmaciarstwo moralne. Dzisiaj, niestety, powróciła „dyktatura ciemniaków”, choć w innym wydaniu. Jeśli Kiszczaka nazywa się „człowiekiem honoru”, to jest to amoralne. A jeśli Michnika, który próbuje zniszczyć wolność słowa, procesując się z pisarzami o odmienność poglądów, nadal uznaje się za autorytet, to jest już symptom chorobowy… I świadczy na pewno o zmanipulowaniu ludzi. Bo ludzie dobrowolnie nigdy nie wybierają niewoli. Ale ja nie umiem przejść do porządku dziennego nad tym, co się stało 10 kwietnia 2010 r. i nad zachowaniem premiera, i następcy prezydenta Kaczyńskiego. Po prostu nie umiem zaprzeczyć zdrowemu rozsądkowi. Będę robić swoje, bo wielką szkodę wyrządzono naszemu narodowi.

* * *

Ewa Stankiewicz - dziennikarka, scenarzystka, reżyser, założycielka i przewodnicząca Stowarzyszenia Solidarni 2010

Podziel się:

Oceń:

2012-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

Hiszpański Trybunał Konstytucyjny: męska wspólnota religijna musi przyjąć kobietę

2025-01-16 08:06

Adobe Stock

Hiszpański Trybunał Konstytucyjny orzekł, iż przepisy statutu katolickiej wspólnoty, na mocy których jej członkami mogą być tylko mężczyźni, mają charakter dyskryminacyjny i są niezgodne z tamtejszym prawem - informuje Ordo Iuris.

Więcej ...

Świadectwo: Z piekła, jakiego doświadczył przez uzależnienia, uratował go Jezus

2025-01-14 14:07

Niedziela Ogólnopolska 3/2025, str. 68-69

archiwum prywatne

Maciej wychowywał się bez ojca. Spełnienia i wolności poszukiwał w używkach. Chciał nawet popełnić samobójstwo. Z piekła, jakiego doświadczył przez uzależnienia, uratował go Jezus.

Więcej ...

Rzecznik Praw Dziecka poprze zażalenia na umorzenie śledztwa ws. nadzoru rodziny Kamilka

2025-01-16 12:43
Pogrzeb Kamilka, 13 maja 2023 r.

Karol Porwich/Niedziela

Pogrzeb Kamilka, 13 maja 2023 r.

Rzecznik Praw Dziecka Monika Horna-Cieślak zapowiedziała w czwartek, że poprze zażalenia pełnomocników na umorzenie śledztwa dotyczącego odpowiedzialności służb pomocowych w sprawie śmierci Kamila M. z Częstochowy.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Jezus chce dotrzeć dziś do tych, o których nikt nie...

Wiara

Jezus chce dotrzeć dziś do tych, o których nikt nie...

Lewicowi radni niszczą wieloletnią tradycję. Usunęli...

Wiadomości

Lewicowi radni niszczą wieloletnią tradycję. Usunęli...

Jakże bardzo potrzebujemy momentów zatrzymania się na...

Wiara

Jakże bardzo potrzebujemy momentów zatrzymania się na...

Rząd zapłaci mu nie 5, a 6 tys. zł miesięcznie za...

Wiadomości

Rząd zapłaci mu nie 5, a 6 tys. zł miesięcznie za...

Przerażające. Rewia drag queens w ramach 33. finału WOŚP

Wiadomości

Przerażające. Rewia drag queens w ramach 33. finału WOŚP

Wchodzą w życie zmiany w prawie oświatowym

Wiadomości

Wchodzą w życie zmiany w prawie oświatowym

Szwecja zamyka kościoły w ramach programu...

Wiadomości

Szwecja zamyka kościoły w ramach programu...

Pożary w Los Angeles: Nienaruszona figura Matki Bożej...

Wiara

Pożary w Los Angeles: Nienaruszona figura Matki Bożej...

Nowenna do Matki Bożej Rozwiązującej Węzły!

Wiara

Nowenna do Matki Bożej Rozwiązującej Węzły!