MAŁGORZATA GODZISZ: - Niepojęta jest miłość, która przychodzi, kiedy chce i gdzie chce. Ks. Piotrze, jak przygotować się na tę Bożą miłość, żeby nie zaspać?
Reklama
KS. PIOTR PAWLUKIEWICZ: - Miłość Boża przenika rzeczywiście całe stworzenie, ale na mocy swojej wolnej decyzji postanowiła utworzyć niezależną autonomię ludzkiego serca, gdzie i sam Bóg nie wchodzi bez zaproszenia. Jezus spojrzał z miłością na bogatego młodzieńca, ale ten nie otworzył mu drzwi swego świata. I Bóg był bezradny. Przynajmniej w tej sekundzie. Bo nigdzie nie jest napisane, że później Stwórca nie dostukał się do jego wnętrza. Co jednak mamy robić, by przyjąć tę najprawdziwszą miłość, która pochodzi od Boga, którą jest On sam? Trzeba się koniecznie wygłodzić i oczyścić organizm. Z wszelkich podróbek miłości, wyrobów miłościopodobnych. Tyle się dzisiaj o miłości mówi. Jakiś piosenkarz krzyczy do młodzieży: kocham was! Co to znaczy? Cieszy się, że tak wielu jego fanów przyszło na koncert. Jest mu przyjemnie, że z entuzjazmem przyjmują jego twórczość. Serce mu rośnie, gdy pomyśli o honorarium za swój występ. Ale dlaczego on krzyczy „kocham was”? Mistrzu, mistrzu do miłości to jeszcze trochę. Chłopak idzie z dziewczyną do łóżka. W ogromie przypadków nie potrafią już opanować swego pożądania. Jest im oczywiście bardzo przyjemnie ze sobą. I mówią potem: „kochaliśmy się”. Zaraz, zaraz. W wielu przypadkach zwłaszcza dziewczyna, ale bywa, że i chłopak, nazwą kiedyś to zbliżenie największym przekleństwem swego życia. Przykłady można by mnożyć. Reasumując, należy powiedzieć, że miłość ta w formie damsko-męskiej, to dużo więcej niż sytuacja, kiedy dziewczynie i chłopakowi jest ze sobą bardzo dobrze, super się im rozmawia ze sobą, pragną się fizycznie, tęsknią za sobą w oddaleniu, będąc pod wypływem emocji, chęci pokazania się, zachwycenia drugiej osoby są gotowi nawet na wielkie poświęcenia. To jest zakochanie, fascynacja, to może być wstęp do miłości, ale to jeszcze nie ona.
- Te słowa padły z ust Księdza: Miłość to wybór. Dosyć trudny. A więc jednak nie romantyczny poryw serca?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Oczywiście, nie chcę powiedzieć, że w miłości uczucia nie mają nic do powiedzenia. Nie wyobrażam sobie, by młodzi szli do ołtarza tylko z wyboru, tylko z rozsądku, bez tego ognika, który grzeje ich serca, gdy patrzą sobie w oczy. Ten płomyk emocji w małżeństwie będzie znikał, pojawiał się, ale najczęściej go nie będzie. Będzie za to proza życia. Często na miejscu narzeczeńskiego ognia uczuć pojawi się sopel niezgody, zacięcia, złośliwości. Naiwni ci, którzy myślą, że to ich nigdy nie spotka. Na to się trzeba przygotować, by móc sobie z tym poradzić. Ludzie idąc w wysokie góry zabierają ze sobą apteczkę. Jadąc w daleką podróż samochodem wykupują dodatkowe ubezpieczenia. Ilu narzeczonych szykuje sobie taki zestaw pomocy, na przyszłe trudne dni? Co to by miało być? Numer telefonu do znajomego księdza, psychoterapeuty, przyjaciela. Książki, które kiedyś wywarły wpływ na relację z Bogiem. Nagrania konferencji, homilii, które kiedyś poruszyły serce. To naprawdę może być bardzo konkretna apteczka duchowa. Wielu ludzi jej nie przygotowało i gdy nadchodzi pierwszy kryzys małżeński od razu strzelają do siebie ze słów „koniec” i „rozwód”.
Wrócę jednak do Pani pytania. Rzeczywiście, miłość to w istocie wybór i wierność temu wyborowi. Wybór największego Dobra, jakie istnieje, a więc Boga i Jego życia. Dla siebie i dla tych, których miłuję. Cokolwiek, choćby nie wiem jak słodkie czy kolorowe, co do Boga by nie prowadziło, jest niestety trucizną. To nie jest tak, że coś we mnie trafiło. Szedłem ulicą, jak to panowie często mówią, zobaczyłem dziewczynę i zakochałem się do szaleństwa. Miłość nigdy nie prowadzi do szaleństwa. Ja oczywiście wiem, że to są tylko pewne skróty myślowe. JA - to nie są moje uczucia. JA - to jest moja decyzja. Ja mogę mieć wielką niechęć w sercu do jakiegoś człowieka, ale wiem, że to także ktoś zasługujący na szacunek. I ja mu ten szacunek okażę. Mimo wewnętrznego, emocjonalnego oporu, JA tego człowieka kocham. To nie jest „popchnięcie” emocjonalne. To jest kurs pod emocjonalny prąd. To dotyczy nie tylko relacji damsko-męskich. To dotyczy rodziców i dzieci, dziadków i wnuczków. To dotyczy relacji koleżeńskich. Wszędzie tam pojawiają się sytuacje, kiedy trzeba pójść pod prąd emocjom, by uratować postawę miłości. By nie skrzywdzić drugiego. Ileż mam, babć, mówiąc kocham, kocham, kocham, wpędzało swe dziecko czy wnuka w wielki dramat niedojrzałości czy nieodpowiedzialności, który rozegrał się po latach.
- Miłością nazywa się to, co miłością nie jest. To tak, jakby życie porównać ze śmiercią. Skąd pochodzi to kłamstwo i dlaczego wciąż tak mocno funkcjonuje?
- Miłość jest trudna. Bardzo trudna. Pokazał to przede wszystkim Chrystus na Golgocie. A człowiek ma tendencje do ułatwiania sobie życia. I dlatego lubuje się w podróbkach miłości. Kłamie i pozbawia miłość wymiaru krzyża. Taka imitacja miłości prędzej czy później zawiedzie. Wystarczy popatrzeć dokoła.
- Bóg nas kocha. Bóg jest Miłością i pragnie tego, żeby każdy z nas był do Niego podobny. Gdzie szukać potwierdzenia?
Reklama
- Bóg to jest Miłość - o ile można tak powiedzieć - na niesamowitym poziomie. Ja zawsze mówię: - możemy sobie słuchać disco polo, a możemy słuchać Beethovena. Jedno i drugie to muzyka, ale jak inna. My często miłością nazywamy stany, kiedy komuś jest miło, doznaje jakiegoś przyjemnego porywu emocjonalnego przy drugiej osobie i w związku z drugą osobą. Otóż miłość bywa miła i przyjemna, ale często miłość prowadzi do krzyża. O tym mówi Kościół. I chyba każda mama, która dobrze wychowała swojego syna i córkę mogłaby opowiedzieć, ile w tym procesie wzrastania dziecka było trudu i samozaparcia. Nie zawsze było miło i przyjemnie. Nie raz było trudno i trzeba było się poświęcić. Pan Bóg daje nam miłość najprawdziwszą, a więc nie zawsze kolorową i bajecznie słodką. Porównuję to do poddania się pod opiekę lekarza. Idziemy do słynnego profesora, który mówi: - Muszę pana zoperować, rozciąć brzuch, wyjąć jakieś wnętrzności, pozszywać. To wszystko już po narkozie będzie bolało i to mocno. A człowiek na to: - Hurra, zajął się mną ten słynny lekarz i będzie mnie operował. Ktoś powie: ależ on ci zada ból. - To nic, ale dzięki temu zabiegowi będę żył. Pan Bóg - nasz najlepszy Lekarz - też przychodzi i mówi do nas: - Poprowadzę was drogą krzyża, to was będzie kosztowało, ale będziecie żyli, a ludzie mówią: - Nie chcę takiego życia. Ja wolę, żeby mi było przyjemnie cały czas. Miłość nierozłącznie na ziemi wiąże się z krzyżem, ponieważ jest to droga pod wiatr. Wiatr świata wieje w stronę egoizmu, pychy, zarozumiałości, wygodnictwa, hedonizmu, a miłość idzie w drugą stronę, dlatego tak trudno idzie się drogą miłości.
- Zabija ją grzech i to nie jeden. Każdy z nas jest osobą grzeszną. Jak wyjść i uleczyć swoje serce ze zranionej miłości?
- Rzeczywiście, albo kocham, miłuję, spełniam wolę Bożą albo nie kocham i wtedy grzeszę. Każdy grzech jest nie-miłowaniem. Każde nie-miłowanie jest grzechem. Nie jest miłością, bo robi szkodę temu, kto grzeszy, wyrządza szkodę otoczeniu, innym ludziom i obraża majestat Boga. Niektórzy powiedzą, że jak ja grzeszę sam, w domu czy w zamkniętym pokoju, to jest to moja sprawa i innych nie dotyczy. Nie ma prywatnych grzechów. Jeśli ja - ksiądz - nie odmówię brewiarza i zgrzeszę, to jutro lub pojutrze w stu procentach odbije się to w moim duszpasterzowaniu. Na dłuższą metę to się na pewno odbije na moim życiu. Jak leczyć grzech? Uzdrawiającą, ożywiającą Krwią Chrystusa. Ona obmywa wszystkie grzechy i wszelką nie-miłość. „Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, nad śnieg wybieleją”. Wszystkie nasze grzechy trzeba wyrzucać w ocean Bożej miłości.
- Tęsknimy za miłością. Każdy chce kochać i chce być kochany. Jak ta tęsknota wyraża się w Księdza życiu?
Reklama
- Jak Pani mówi, że tęsknimy za miłością, to mi się wydaje, że ma Pani na myśli pojęcie miłości właśnie takiej sielankowej. A ta prawdziwa miłość może oznaczać coś tak trudnego, że będziemy od niej uciekali. Na przykład ktoś zdaje sobie sprawę, że musi odbyć trudną rozmowę. Mój kolega mówił mi kiedyś: - Rok szykowałem się na rozmowę z bratem ciotecznym, bo kiedyś się posprzeczaliśmy. Bałem się, unikałem go, gdy go spotykałem to uśmiechałem się głupio, aż w końcu po roku powiedziałem z duszą na ramieniu: - Siadaj, Włodek, musimy pogadać! To była strasznie trudna rozmowa, ale to była miłość. Dopóki się do siebie uśmiechali fałszywie, to był grzech, egoizm, płycizna. Nie raz miłość dużo kosztuje. A w życiu księdza? Odpada miłość małżeńska, rodzicielska, ale za to jest dużo tej miłości pasterskiej. Także w tej uroczej miłej formie. Kiedyś szedłem rano o siódmej Starym Miastem w Warszawie. Wszędzie jeszcze pusto, ale widzę, że jakaś pani biegnie w moją stronę. Podbiega i dyszącą mówi: - Niech mnie ojciec pobłogosławi! Pomyślałem sobie, która córka wychodząc do pracy mówi: - Tato, pobłogosław mnie? A ja to mam. Jeszcze jedną rzecz opowiem. Na jedynej mojej parafii w Otwocku codziennie chodziłem po kolędzie. Pewnego dnia po powrocie na plebanię zauważyłem, że przy kurtce zerwał mi się pasek na rękawie. Wiedziałem, że trzeba by go było przyszyć, ale dla faceta szycie to jest metafizyczna sprawa. I tak z tym rozdarciem chodziłem przez kolejne dni. Któregoś dnia przyszedłem z kolędy, patrzę, a ten pasek jest idealnie przyszyty. Jakaś parafianka ulitowała się nade mną i jak powiesiłem w jej przedpokoju kurtkę i poszedłem obchodzić całą klatkę schodową, to mi ten defekt naprawiła. I od tamtego czasu zrozumiałem, że i ja mam na parafii rodzinę. I mamę, i braci, i siostry. Jezus to mówił, że jak się zostawi tu, na ziemi tych, których On chce, żebyśmy zostawili, to nam stokrotnie to odda tutaj, w tym życiu. To są takie miłe przejawy miłości w życiu kapłańskim. Ale miłość to godziny spędzone w konfesjonale, na katechezie. To może być miłość, to powinna być miłość i oby była.
- Ks. Piotr Pawlukiewicz też wybrał miłość. To świadoma decyzja. Jak ta miłość zmieniła Księdza życie, co z nim zrobiła i co dalej robi?
- Na pewno nie mogę powiedzieć, że w moim życiu nie ma miłości. Miłość czyni człowieka dojrzałym. Kto nie kocha, pozostanie w sferze zabawy. Przeczytałem kiedyś w jednym z tygodników, że naczelną formą aktywności młodzieży jest zabawa, ale i starzy chcą się bawić. Miłość w przypadku mężczyzn to wzięcie odpowiedzialności za kobietę i za dzieci. Kto nie miłuje, jest egoistą. Będzie ciągle dużym dzieciakiem. Popatrzmy na Jana Pawła II. On się lubił śmiać i to bardzo, ale jak wielką ten człowiek ponosił odpowiedzialność za cały Kościół, za te dziesięciolecia pasterzowania, kiedy był papieżem. Miłość czyni człowieka pięknym.
- Jest Ksiądz nauczycielem młodych. Uczy o miłości. Jak przez te lata odbiera Ksiądz kontakty z drugim człowiekiem, który wątpi, zamyka swoje serce na Bożą miłość. Coś trzeba jeszcze zmienić, udoskonalić?
Reklama
- Miłość jest źródłem życia. Naprawdę żyje ten, kto miłuje, kto nie miłuje, ten wegetuje. Dzisiaj mamy tyle podróbek życia. Obgadane do znudzenia media, alkohol, narkotyki. Ludzie to łykają i wydaje im się, że żyją, bo dostają jakąś chemiczną energię. Natomiast prawdziwym życiem jest miłość, ta, którą jest Bóg w Trójcy Świętej Jedyny. On się nam udziela. On nam daje prawdziwe życie. Kto prawdziwie miłuje, prawdziwie żyje. Kto nieprawdziwie miłuje, udaje życie. Cóż ma Kościół do zaoferowania ludziom? Najprawdziwsze, wieczne, pełne życie.
- Na koniec poproszę Księdza o wskazówkę dla młodych. Jak wygrać miłość, żeby jej nie przegrać?
- Trzeba powiedzieć, że jakiś duży procent ludzi nie wyniosło z domu sztuki miłości. Nie trzeba się tym załamywać, że miałem tak toksycznych rodziców, tato się mną nie zajmował, mama mówiła tylko o pieniądzach. Trzeba się zapisać do szkoły miłości Pana Jezusa. Pokornie odrabiać codziennie lekcje. Dostaniemy nieraz dwójkę ze sprawdzianu. Nie załamywać się. Miłości trzeba się uczyć. Ja z podziwem patrzę, jak ludzie uczą się komputerów, jazdy samochodem, a miłości nie chcą się uczyć. Pojmują jako miłość te skróty emocjonalne. Radzę się nie załamywać, a miłości, powtarzam jeszcze raz - od Chrystusa uczyć.