Maria Fortuna-Sudor: - Proszę powiedzieć, w jakich okolicznościach został Ksiądz kapelanem podziemnej „Solidarności”?
Ks. Władysław Palmowski: -W czerwcu 1980 r. dekretem księdza biskupa zostałem przeniesiony z Trzebini do Arki Pana w Nowej Hucie, do ks. Franciszka Skupienia. Rozpocząłem pracę z młodzieżą. Ponadto pomagałem ks. Skupieniowi w spotkaniach, które prowadził z robotnikami mieszkającymi w hotelach robotniczych. W 1981, kiedy powstała „Solidarność”, nie miałem nic wspólnego z robotnikami. Dopiero w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r., gdy hutnicy zapukali do drzwi plebanii, okazało się, że szukają oni pomocy. Następnego dnia księża proboszczowie poszczególnych rejonów: Franciszek Skupień, Janusz Bielański, Jan Bielański, Stanisław Podziorny polecili mi zająć się potrzebującymi. Ludzie przychodzili do parafii, gdzie mieli nadzieję na uzyskanie wsparcia, pomocy.
- Znalazł się Ksiądz wśród kapłanów, którzy spotykali się z internowanymi w więzieniach, spowiadali ich, odprawiali Msze św. Jak wyglądał świat za więziennymi kratami?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Świat internowanych wyglądał inaczej w styczniu 1982, kiedy tragedia była świeża i mocno przeżywana. A już inaczej w Wielkim Poście, kiedy oni sami organizowali w więzieniach Drogę Krzyżową. Wtedy już wiedzieli, że nieszybko odzyskają wolność. Jeszcze inaczej było w czerwcu, kiedy zorganizowali głodówkę, do której przyłączyły się Mistrzejowice. To tworzyło niepowtarzalny klimat. W tych szczególnych chwilach, kiedy podeptano idee „Solidarności”, w więzieniach pojawili się kapłani. Uwięzionym, osamotnionym ludziom przynieśli Chrystusa, a z Nim nadzieję i miłość. Doświadczało się czegoś pięknego, kiedy spowiadało się człowieka i widziało, jak on uwalnia się z lęku i strachu, jak zaczyna żyć miłością i przebaczeniem. A już niezwykłe były chwile, kiedy internowani podchodzili w czasie Mszy św. do esbeków i przekazywali im znak pokoju. Kapłani dawali internowanym świadomość, że Kościół jest z nimi, że są z nimi koledzy z huty. Ta symboliczna paczka od Komitetu Pomocy Więźniom przy krakowskiej Kurii czy od nas z Nowej Huty, te wiadomości od hutników, od rodzin były dla internowanych potwierdzeniem, że nie są sami. I świadom jestem, że komuna przegrała walkę o internowanych z Kościołem, bo pozwoliła wejść do więzień kapłanom. Dzięki temu więźniowie nie pozostali sami ze swoimi problemami. Wiedzieli, że są tacy, którzy myślą o nich, o ich rodzinach.
- A jak ci prości działacze zaangażowani w działalność podziemną w stanie wojennym odnaleźli się w wolnej Polsce?
- Trzeba pamiętać, że oni, działając i pomagając innym, niejednokrotnie poświęcali swoją karierę, życie, rodzinę. W więzieniach utracili zdrowie. Zwalniani z pracy, miesiącami - a nawet i kilka lat - nie pracowali, bo nie wolno ich było zatrudniać. Dziś się o tym nie chce pamiętać i nic się nie robi, by im to wynagrodzić. Oni są starzy, chorzy, ale słyszą, że to, co robili, to był ich wybór. I to prawda, ale robili to z odpowiedzialności za drugich. Niektórzy mówią, że ci ludzie żyją przeszłością A ja się pytam, jaką mają teraźniejszość i przyszłość? Dziś niewielu potrafi ich zrozumieć, docenić, wesprzeć. Czy jednorazowe odszkodowania, o których się ostatnio mówi, załatwią sprawę? A co z tymi, którzy za swoją postawę pozostawali bez pracy? Z tymi, którzy byli przeniesieni na gorsze stanowisko? Oni utracili swoje pobory, a dziś do emerytury brakuje im lat pracy, bo wszystko się liczy!
Reklama
- W ostatnich latach coraz mniej mówi się również o roli Kościoła w tamtym okresie.
- To prawda. Prasa katolicka prawie nie podejmuje tematu. Dlaczego? Nie wiem. Kościół to wspólnota wiary i zbawienia, w której każdy ma swoje miejsce i zadania do spełnienia. Dlatego warto powiedzieć prawdę o tamtych czasach i o roli kapłanów. Nie mówmy tylko o jednostkach, bo one bez rzeszy innych nic by nie zrobiły. Wtedy było w Kościele, jak zawsze, wielu księży katechetów, którzy pracowali z młodzieżą, którzy starali się pomagać im budować fundament ich życia. Dalej - duszpasterze proboszczowie w kancelariach. To do nich w pierwszej kolejności trafiali ludzie potrzebujący wsparcia, pomocy, informujący o internowanych, o rodzinach pozostających bez środków do życia. I to właśnie ci kapłani przekazywali informacje dalej, do kapelanów ludzi pracy. Ale nie byłoby tych jednostek, gdyby nie ci proboszczowie i katecheci. Gdyby mnie nie zastąpił ksiądz, gdy musiałem w niedzielę wyjechać do internowanych, to przecież nic bym nie zrobił. A kapłani byli z ludźmi pokrzywdzonymi, cierpiącymi, bo takie było i jest ich zadanie. To nie polityka. To posłannnictwo Kościoła. I źle się dzieje, gdy ktoś próbuje wmawiać nam, że wtedy uprawialiśmy politykę. Nie, myśmy tym ludziom zanosili Chrystusa, nadzieję. Myśmy z nimi byli i wspieraliśmy ich, bo tego im było potrzeba.
Ks. Władysław Palmowski
to zasłużony kapelan nowohuckiej i małopolskiej „Solidarności”. Za tę działalność został uhonorowany Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Jest autorem książki „Był taki czas”, w której zebrał relacje ludzi mieszkających w latach 80. w Nowej Hucie i zaangażowanych w działalność podziemnej „Solidarności”. Obecnie ks. Władysław pełni funkcję proboszcza w parafii św. Bartłomieja w Morawicy