Magia nie tych świąt
Boże Narodzenie to dla wielu osób najpiękniejsze ze świąt, które obchodzimy. Ciepło rodzinnego stołu, choinka, prezenty… Wszystko to cudne, a jakże, i ja je lubię. Jest jednak taki czas, który uważam za ważniejszy. Zaczyna budzić się wiosna. Do życia wstają pierwsze kwiaty. Pojawiają się pierwsze, ciepłe promienie słońca. I w tym czasie Chrystus mówi do nas: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” (J 18, 37). W tym czasie Chrystus zbawia świat.
Czwartek. Rozpoczynam Triduum. Te trzy wyjątkowe dni. Dni, o których mogłabym napisać tak wiele. Co czuję, co dzieje się w moim sercu. Czwartek, Piątek i Sobota. Trzy dni. Każdy dzień inny, każdy dzień ważny. Jednocześnie nie da się przeżyć świąt Wielkiej Nocy pomijając któryś z nich. Wszystkie dni razem - TRIDUUM.
Pierwszego dnia, śpiewając „Chwała na wysokości” towarzyszy mi poczucie smutku i przygnębienia. Choć wiem, że inaczej nie wypełni się Boża Tajemnica, odprowadzam Jezusa do ciemnicy. Milkną dzwony. Ministrant stuka kołatką.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Piątek. Liturgia, ale najpierw Droga Krzyżowa. I cisza. Piękna, bolesna. On cierpi za nas rany… Idę i myślę o słowach księdza Twardowskiego:
Na Drodze Krzyżowej czasem przeszkadzają kazania, rozmyślania. Co pomaga?
Modlitwa, żal za grzechy, pieśń „Któryś za nas cierpiał rany...”, nawet mała roślina, hizop, która nadaje sens cierpieniu.
Najlepsza droga do Boga jest taka, na której najmniej ludzkich słów.
Sobota. To dzień, w którym, choć nadal pogrążona w milczeniu i smutku, dotykam radości przez symbole tych Świąt. Poświęcenie pokarmów, pytania księdza: „Co przynieśliście w koszyczkach?”. „Szynkę, kiełbaskę, jajeczka” - odpowiadają dzieci. A ja od dziecka gubię serwetkę przykrywającą pokarmy w koszyczku, który niosę do kościoła.
Niedziela. Dzień czwarty. Najważniejszy. 6 rano. Zawsze jest zimno - przyjemnie zimno. Wychodzę z kościoła. Biją dzwony. Dzwony ze wszystkich kościołów w mieście. Biją dzwonki niesione przez ministrantów.
„Wesoły nam dzień dziś nastał
Którego z nas każdy żądał:
Tego dnia Chrystus zmartwychwstał, Alleluja, Alleluja!”.
Mam ściśnięte gardło. Płaczę i nie mogę się powstrzymać.
I tak każdego roku.
Anna Pikuła
Ze śmierci do życia
Triduum Paschalne, przeżyte w formie rekolekcji ze wspólnotą Ruchu Światło-Życie, nauczyło mnie i pozwoliło poznać na nowo, jakie bogactwo płynie z tego świętego czasu. Przede wszystkim - dla mnie Triduum Paschalne to nie tylko wieczorne wyjście do kościoła. To całodzienne przeżywanie i uczestnictwo w męce i zmartwychwstaniu Jezusa. Zaczynając od Wielkiego Czwartku i rodzinnej kolacji. Zbyt wielkie zaangażowanie się w porządkowanie domu i przygotowanie potraw nieraz przysłania nam prawdziwy sens tego czasu. Wielki Piątek to adoracja krzyża, post, wspólna modlitwa oraz uczestnictwo w Drodze Krzyżowej. Tego dnia nie spędzam czasu przed komputerem czy telewizorem. Staram się, aby w domu panował spokój i wyciszenie. W Wielką Sobotę czuwam przy grobie Pańskim, święcę pokarmy. Natomiast Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego - to dzień pełen radości i wspólnego świętowania. Uroczyste śniadanie, uczestnictwo w Eucharystii. Staram się, by w czasie Triduum to Jezus był dla mnie najważniejszy, a nie „święconka”, „lany poniedziałek” czy obowiązki dnia codziennego. Dogłębne przeżycie tego czasu, pozwala mi spojrzeć w swoją duszę. Bóg pragnie, abym razem z Nim przeszła ze śmierci do życia w Jezusie Chrystusie. Pamiętam dobrze, kiedy w czasie rekolekcji w Wielką Sobotę uświadomiłam sobie, że Jezus pragnie, abym razem z Nim wydostała się z grobu lęków, uzależnień i tego wszystkiego, co odciąga mnie od Jego Miłości. Co nie pozwala mi pójść za Nim. On chce mnie chwycić za rękę i wyciągnąć ku zmartwychwstaniu, ku wolności i życiu w pełni. Tylko muszę tego zapragnąć, muszę zanieść pod krzyż swoje słabości i grzechy. Nigdy wcześniej nie czułam takiej radości. Poczułam w sercu, że Jezus naprawdę zmartwychwstał, że zmartwychwstał we mnie.
Estera