WIESŁAWA LEWANDOWSKA: Przed Polską otwierają się nowe horyzonty, jak po wyborze Papieża Polaka, jak po Sierpniu ’80 takie analogie snują politycy partii rządzącej po obdarzeniu polskiego premiera funkcją przewodniczącego Rady Europejskiej...
PROF. ZDZISŁAW KRASNODĘBSKI: No cóż... To po prostu śmieszne i godne pożałowania. Gdy Herman Van Rompuy został powołany na to samo stanowisko, nikt w Belgii nie używał nawet tego rodzaju określeń, że oto Belgia obejmuje przywództwo Europy, że otwiera się jakiś nowy etap w historii tego kraju i całej Europy.
Skąd zatem bierze się ta bezprzykładna polska euforia?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Z naszych polskich kompleksów, ale przede wszystkim mamy do czynienia z wykorzystywaniem tego faktu w celach propagandowo-wyborczych, ponieważ partia Donalda Tuska jest dziś w marnym stanie, a sondaże opinii publicznej pokazywały ostatnio coraz bardziej negatywne oceny samego premiera. Do podobnego podreperowania wizerunku już wcześniej PO wykorzystywała „niezwykle udaną polską prezydencję” oraz polsko-ukraińskie Euro 2012.
Dziś jesteśmy przekonywani, że Polska odniosła wielki sukces. Bezpodstawnie?
Reklama
Realnie rzecz biorąc, jest to osobisty sukces Donalda Tuska. Miałbym tu jednak pewne wątpliwości, ponieważ ani nie był on dobrym premierem, ani nie ma doświadczenia międzynarodowego, ani nie zna języków… Uważam więc, że nie jest to polski sukces, raczej kolejne zwycięstwo Niemiec. A także symboliczny gest Unii Europejskiej, przykrywający jej realną bierność wobec rosyjskiej agresji na Ukrainie; ma on wskazać na europejską jedność i docenienie Europy Środkowo-Wschodniej. W świadomości europejskiej ten symboliczny fakt ma zapewne jakieś znaczenie.
Ponoć wyszukiwano na to stanowisko człowieka kojarzonego z sukcesem, a Donaldowi Tuskowi jak podkreślano w uzasadnieniu wyboru udało się przeprowadzić Polskę przez kryzys, powtórnie wygrać wybory.
Warto tu przypomnieć, że Donalda Tuska typowano na europejskie salony już ponad pięć lat temu, jeszcze przed tymi sukcesami. Już wtedy doceniono jego zasługi w naprawianiu stosunków polsko-niemieckich. Natomiast co do polskiej „zielonej wyspy”, którą jakoby stworzył, to nie jest ona przecież zasługą Donalda Tuska, lecz wcześniejszych działań minister Zyty Gilowskiej, mniejszego powiązania polskiego systemu bankowego ze światowym, a także konsekwencją zachowania waluty narodowej, itd. Premier Tusk nie rozwiązał żadnych problemów strukturalnych Polski, zadłużył kraj, podniósł wiek emerytalny, zabrał pieniądze z OFE. Jako premier Polski zasługuje na jednoznacznie negatywną ocenę. Donald Tusk nie jest ani skutecznym politykiem, ani wizjonerem i moim zdaniem właśnie dlatego powierzono mu to wysokie stanowisko, a przede wszystkim dlatego, że jest zaufanym człowiekiem kanclerz Angeli Merkel.
W Polsce okrzyknięto już Donalda Tuska prezydentem Europy, królem, bez mała papieżem…
Reklama
W Polsce cieszymy się tak, jakby namaszczono właśnie „prezydenta Stanów Zjednoczonych Europy”. Tymczasem został wybrany tylko ważny urzędnik, jeden z kilku. Najważniejszą osobą podejmującą dziś decyzje w Europie to nie jest oczywiście zapisane w traktatach jest pani kanclerz Niemiec, a za nią dopiero prezydent Francji, premierzy Anglii i Włoch. Urząd przewodniczącego Rady Europejskiej w dzisiejszych realiach Unii Europejskiej w swej istocie sprowadza się do koordynowania prac Rady, czyli organizowania spotkań szefów rządów państw członkowskich. Wiadomo, że co najmniej równie silne pozycje mają także inne instytucje unijne oraz ich szefowie: Parlament Europejski z Martinem Schulzem, Komisja Europejska z Jean-Claude Junckerem, Europejski Bank Centralny z Mario Draghim.
W swoim „europejskim exposé” Donald Tusk przedstawił ambitne plany, godne męża opatrznościowego, uzdrowiciela Europy...
Potrafi czarować słowem, to trzeba mu przyznać. Ale obawiam się, że to znów tylko słowa, słowa, słowa… A sytuację w Europie mamy trudną: wojna na rubieżach wschodnich, kryzys gospodarczy wchodzi w następną fazę, kryzys w stosunkach francusko-niemieckich, niepewność Wielkiej Brytanii. Toczą się procesy polityczne i społeczne, trudne do opanowania.
Pojawiły się w Europie i takie komentarze, że Donald Tusk jest dobrym człowiekiem na trudne czasy.
My, Polacy, dobrze znamy jego bilans. Można by się więc raczej obawiać, że gdyby rzeczywiście mógł mieć na cośkolwiek realny wpływ z Europy zrobi wkrótce taką samą „zieloną wyspę”, jak z Polski. Choć wielu przedstawicieli polskiej elity popada dziś w europejski mesjanizm, to tym bardziej nie oczekujmy zbyt wiele. Uważam nawet, że Donald Tusk będzie gorszym przewodniczącym Rady niż jego mało rzucający się w oczy poprzednik.
W tym wyborze duże znaczenie ma wojna rosyjsko-ukraińska. Uzasadnienia są jednak sprzeczne: wybrano Donalda Tuska dlatego, że „nie jest polskim rusofobem”, czy dlatego, że ostatnio „prezentuje twarde stanowisko wobec Rosji”?
Reklama
W polityce czysto symbolicznej, z jaką tu mamy do czynienia, obydwa te wykluczające się uzasadnienia mają jednakowo nieistotną wartość. Istotne wydaje się tylko to, że w momencie, kiedy interwencja rosyjska na Ukrainie stała się jawna, chciano tym wyborem dać sygnał, że Europa jest jednością, że Zachód wspiera Europę Środkowo-Wschodnią. Ale jednocześnie oznajmiono, że sprawa sankcji wobec Rosji zostaje odłożona na następny tydzień… Nie było też deklaracji jakiegokolwiek wsparcia militarnego dla Ukrainy (w postaci broni lub choćby doradców wojskowych). Zamiast baz NATO na wschodzie Unii, mamy wciąż słowa, słowa, słowa...
Wybór polskiego premiera to tylko nieistotne, symboliczne pogrożenie Rosji?
Rosja ma bardzo realistyczne spojrzenie na UE i wie, kto w niej naprawdę rządzi. Kreml zakłada, że być może Unia nie przetrwa i ostatecznie się rozsypie. Widzieliśmy już, że negocjacje w sprawie Ukrainy toczą się w Berlinie i nie uczestniczy w nich żaden urzędowy przedstawiciel Unii. Nie sądzę więc, aby prezydent Władimir Putin bardzo się przejął wyborem Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej.
Być może nawet się ucieszył?
Nie jest to wykluczone. W końcu prezydent Putin dobrze zna elastyczność Donalda Tuska i wie, że ten wybór nie ma żadnego znaczenia, gdy chodzi o relacje Rosji z krajami Zachodu. Znaczna część społeczeństw oraz polityków zachodnioeuropejskich jest od dawna, i mimo wszystko, przyjaźnie nastawiona do Rosji. I jeżeli tylko najważniejsze kraje Europy uznają, że z Rosją należy się jednać, i ostatecznie odpuścić Ukrainę, to na pewno przewodniczący Tusk postara się nam, Polakom, znów ładnie uzasadnić, że dalsze ocieplanie stosunków rosyjsko-europejskich jest zgodne z polską racją stanu.
Polacy lubią ładne słowa…
Reklama
To prawda. Przyzwyczajony do szafowania nimi Donald Tusk może jednak napotkać kłopoty na europejskim forum. Ta jego gładkość może się okazać nieskuteczna za granicą, gdzie społeczeństwa są na ogół dojrzalsze politycznie niż nasze. Nawet mały Luksemburg nie wpadł w euforię z powodu wyboru Junckera na szefa Komisji Europejskiej. Nie zastanawiano się tam wcale, jak ten wysoki przedstawiciel małego państwa będzie mógł wpływać na interesy swych rodaków.
Interes polski będzie teraz w Europie mocniej reprezentowany zapewniają politycy PO ale tak, jak my go rozumiemy. Co to może znaczyć?
To znaczy, że będzie tak rozumiany, jak pojmuje go pani Angela Merkel. A Donald Tusk będzie musiał troszczyć się przede wszystkim o to, aby spotkania Rady przebiegały sprawnie i konstruktywnie. Może, co najwyżej, delikatnie wpływać na niektóre z rozpatrywanych tematów. Polskie interesy na forum Rady będzie reprezentował kolejny premier Polski.
Media już dworują sobie z ewentualności spotkania Kaczyński Tusk na forum Rady Europejskiej. Czy opuszczenie Polski przez premiera Tuska ułatwi opozycji drogę do rządzenia, czy raczej przeciwnie uratuje formację rządzącą? Na razie wydaje się, że istotnym celem awansu obecnego polskiego premiera na wysoki europejski szczebel było przedłużenie rządów PO o trzecią kadencję...
Reklama
Ci, którzy zadecydowali o nominacji Donalda Tuska na to wysokie stanowisko czyli przede wszystkim nasi zachodni sąsiedzi, a osobiście głównie kanclerz Angela Merkel niewątpliwie zdają sobie sprawę z sytuacji Polski, z nastrojów panujących w społeczeństwie, ze spadających notowań partii rządzącej. Wspieranie tonącej PO w Polsce jest elementem polityki imperialnej, innej niż rosyjska, bo metodami „soft power”. Polacy dostali więc dużą marchewkę, mogą się cieszyć...
Choć na nią nie zasłużyli?
Polska jest ważnym krajem, dlatego dostała tę marchewkę. W tym sensie awans Tuska był po pierwsze podziękowaniem i nagrodą za jego dotychczasową lojalną współpracę, a po drugie właśnie próbą podtrzymania obecnie rządzącego w Polsce, życzliwego wobec Niemiec, układu politycznego. Zawsze będę to podkreślał, że dla Niemiec nigdy nikt lepszy niż Donald Tusk w Polsce zdarzyć się nie mógł. Dlatego zrobią wszystko, żeby ten układ podtrzymać; doskonale wiedzą, że w Europie byłaby zupełnie inna sytuacja, gdyby w Polsce rządził ktoś inny, bardziej samodzielny, próbujący prowadzić własną politykę w regionie środkowo-wschodniej Europy.
Jak Pan Profesor ocenia skuteczność podtrzymania rządów PO za pomocą sukcesu Donalda Tuska?
Obawiam się, że Polacy zbyt łatwo dają się przekupić słowami, obietnicami, pochlebstwami. Choć są bardzo przytłoczeni i zdegustowani kolejnymi aferami z politycznym podtekstem lub wprost politycznymi (jak afera podsłuchowa), kompromitującymi rządzących, to chętnie chwytają się jakichkolwiek sukcesów Polski, niczym koła ratunkowego, choćby domniemanych, i to na nich opierają sens swej codzienności. Myślę, że Platforma będzie się bardzo starała wykorzystać ten swój największy sukces.
Reklama
I stanie się kolejny cud mniemany, czyli kolejna wygrana PO?
Jeśli na fali europejskiej kariery Donalda Tuska sondaże opinii znów okażą się korzystne, to nie można wykluczyć dążenia PO do wcześniejszych wyborów. I wtedy znowu przez kolejne cztery lata jako państwo i społeczeństwo będziemy nadal dryfować.
Teraz zadowolenie i duma sięgają zenitu; politycy różnych opcji podkreślają, że ponownie bardzo zyska na tym wizerunek Polski.
To kolejne pustosłowie i wyraz bardzo głębokiego kompleksu; ta dzisiejsza rzekoma proeuropejskość części elit jest całkiem zgrzebną polskością, niepewną siebie, łasą na pochwały. Dlatego tak chętnie powielane są zwłaszcza przesadnie pochlebne opinie, np., że Tusk jest mężem stanu, mężem opatrznościowym Europy.
Wszyscy w Polsce się dziś radują, jeden tylko Jarosław Kaczyński co z satysfakcją podkreślają główne media składając gratulacje, zaciska zęby. Pan Profesor przyznaje bez ogródek, że wcale się nie cieszy z tego wielkiego polskiego sukcesu i gratulował nie będzie. Dlaczego, Panie Profesorze?
W partii opozycyjnej jest zwykle takie poczucie, że zawsze w imię racji stanu powinna popierać niektóre propozycje rządu; tak było na początku tego roku w sprawie Ukrainy. Dzisiaj pojawia się patriotyczno-polityczny wymóg wspólnego cieszenia się z sukcesu Donalda Tuska. Osobiście zdecydowanie odmawiam. Uważam, że Donald Tusk powinien stanąć przed Trybunałem Stanu za swą postawę w sprawie katastrofy smoleńskiej. Ponadto, pozostając w zgodzie z własnym sumieniem, nie mogę popierać takich polityków, którzy polskiemu narodowi wyrządzili ogromną krzywdę, sprowadzając go do poziomu „lemingowatości”. Tak więc uważam, że zamiast silić się na gratulacje, przyzwoiciej jest być merytorycznie krytycznym.
* * *
Prof. Zdzisław Krasnodębski
Socjolog, filozof społeczny, wykładowca Uniwersytetu w Bremie i Wyższej Szkoły Filozoficzno-Pedagogicznej „Ignatianum” w Krakowie, deputowany do Parlamentu Europejskiego