Szantaż Boga
Reklama
Głogowskie duszpasterstwo osób niesakramentalnych ma swoją dwuletnią historię. To żadna historia wobec czasu, którego nie sposób przewidzieć dalej. Z wszystkimi zachwytami, euforiami, ale też potencjalnymi
kryzysami, pokusami rezygnacji czy braku sensu trwania. W czasie spotkania w Paradyżu z pionierem duszpasterstwa osób niesakramentalnych - ks. Mirosławem Paciuszkiewiczem zrodziła się myśl, by tak delikatny
temat przedstawić na antenie ówczesnego Radia Głogów. Miał to być jednorazowy komentarz dla ludzi uwikłanych w taką sytuację. Ks. prał. Ryszard Dobrołowicz uznał jednak, że sama audycja to za mało, potrzeba
rekolekcji. Poprowadził je w Adwencie 2000 r. jezuita z Warszawy o. Wojciech Nowak.
Złudnym byłoby stwierdzenie, że rekolekcje wyczerpią zagadnienie i rozwiążą problemy lub udzielą odpowiedzi na poskręcane potrzeby duszy. Warunkiem przeprowadzenia rekolekcji było jednak powołanie
grupy kontynuującej drogę dla chętnych. Ten swoisty "Boży szantaż" potwierdził prawdę z życia wewnętrznego, że ludzi tak bardzo zmiażdżonych publicznym grzechem trzeba poprowadzić prawie za rękę przez
meandry wiary, trzeba im dać duchowe oparcie.
Rekolekcyjne katechezy głoszone były do ponad siedemdziesięciu osób. Ta liczba była porażająca, zważywszy, że uczestnicy musieli przełamać barierę swojej własnej intymności, przyznać się do trwania
w stanie, który często był narażony na cierpkie słowa ze strony duszpasterzy. Możliwość szukania swojej ścieżki do Boga rekolekcjonista widział w miłosierdziu Bożym, które odkrywa się w postawie skruszonego
grzesznika. Taki jest początek szlaku.
Sukces czy rozczarowanie?
Reklama
Kaplica Ośrodka Chorych przy głogowskiej kolegiacie wydawała się najodpowiedniejszym miejscem dla pierwszego spotkania grupy. Odbyło się ono w ostatnią niedzielę stycznia 2001, co stało się tradycją spotkań
do dzisiaj. Przyszło niewiele osób, cztery, może pięć par i dwie samotne osoby. Pierwsze chwile tamtego spotkania przyniosły zażenowanie i nikt nie przypuszczał, że przezwyciężanie tego przyniesie efekt,
choć już nie opierany na ludzkim działaniu, lecz na ekonomi Bożej łaski.
O. W. Nowak zasugerował, iż warto pogłębiać podstawowe prawdy wiary przez permanentną formację. Tu przyszło drugie rozczarowanie. Trudno bowiem sprecyzować przekaz, który nie odwołuje się tylko do
samej teologii moralnej (niesakramentalni mają nadwrażliwą świadomość grzechu ciężkiego), trudno też mówić o bogactwie Eucharystii, spowiedzi, sakramentu chorych, do których nie mają oni dostępu. O czym
więc mówić w konferencjach? Postawiliśmy na pogłębianie duchowości. Biblijne postacie - samarytanki (notabene zamężna kilka razy), celnika ("gorszego" według faryzeuszy) czy dziecka Bożego - analizowane
pod względem zawierzenia Bogu pozwalały zmieniać stereotypy.
Schemat spotkania zwykle podzielony jest na cztery etapy. Pierwsze dwa to konferencja duchowa i adoracja w ciszy Najświętszego Sakramentu. Podczas tego milczenia wyraża się zdławiony jęk tęsknoty
za Eucharystią, a błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem dla par niesakramentalnych to jak okruchy dla szczeniąt ze stołu Pańskiego. Trzecim etapem jest grupa dzielenia. To bardzo trudne doświadczenie.
Łatwo rozmawia się o grzechach innych, trudniej mówić o swoim zmaganiu. Zasadą dzielenia jest, że nie wolno komentować wypowiedzi, gdyż każdy mówi o swoich poruszeniach, by werbalizować prawdę, która
może być bezcenna dla innych. Końcowym aktem comiesięcznego spotkania jest herbatka i ciasto przygotowane przez członków duszpasterstwa, przy których rodzą się więzi i wzajemne zaufanie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Syndrom jednego spotkania
Istnieje zasadnicza różnica między osobami żyjącymi w związkach niesakramentalnych, uważających to za normę, a tymi, którzy miotając się w wyrzutach sumienia, sami szukają drogi do Boga. Rodzina połączona
ludzkimi więzami miłości postrzegana jest jako wartość. Wygrywają jednak ci, którzy podejmują decyzję, aby w tej złożonej sytuacji szukać Boga. Mogą wiele. Pogłębić proces wiary, który dzięki duchowemu
zaangażowaniu może zaowocować nowymi decyzjami. Mogą doświadczać wiary w sposób jak najbardziej wartościowy, odkrywają prawdę o miłosierdziu Boga. Wreszcie mogą wypraszać łaskę rozumienia wydarzeń, przez
które sam Bóg będzie oczyszczał duszę, przygotowując ją do pełnego zjednoczenia.
To wszystko jednak dzieje się w czasie, potrzeba dużo cierpliwości, pewnego rodzaju ofiary. Brak takiego długodystansowego spojrzenia powodowało, że wiele par szukało natychmiastowych odpowiedzi,
skupiając się bardziej na prawnych przeszkodach. Kiedy zabrakło satysfakcjonujących odpowiedzi na stawiane wątpliwości, pary takie dotknął syndrom jednego spotkania. W ciągu tych dwóch lat wiele par uczestniczyło
w spotkaniu tylko jeden raz mimo otwartości i delikatności wszystkich. Przyjmując jednak zasadę, że doświadczenie dojrzałej wiary może się dokonać tylko w wolności, wypada modlić się, aby przyszli jeszcze
kiedyś.
Duchowe przewodnictwo
Na jednym ze spotkań kapłańskich zwrócono uwagę, że promowanie spotkań małżeństw niesakramentalnych, to jakby zgoda Kościoła na takie formy życia. Zarzucono, że może to zaszkodzić poprawnej nauce, która
wskazuje rodzinom drogę sakramentu małżeństwa. Jednak takie oceny rozmijają się ze strategią duszpasterstwa, na którą potrzeba popatrzeć od wewnątrz. Członkowie duszpasterstwa nie mają żadnej wątpliwości
co do swojej grzeszności i sytuacyjnego paraliżu ducha. Ten grzech nie może być często rozwiązany jednym aktem woli, jaki może się dokonać w spowiedzi świętej. Paradoksem jest, że często zeświecczone
postawy katolików generują daleko głębszą grzeszność, choćby z płaszczyzny nieuporządkowanej seksualności, jak rozwiązłość seksualna, zdrady małżeńskie, związki na próbę, tylko że będąc zanurzonym w tej
biedzie, przyjmując postawę skruchy i korzystając z sakramentu pojednania, można w miarę szybko powrócić do stanu łaski uświęcającej.
Dramat niemożności przystępowania do spowiedzi w przypadku niesakramentalnych powoduje, iż mogą jedynie oczekiwać na łaskę ze strony Boga i korzystać z innych środków Kościoła. Mają oni nadzieję,
że w niewiadomy dla nich dzisiaj sposób, Bóg absolutnie rozwiąże problem. Może dopiero przy końcu życia, może wcześniej, ale rozwiąże. W duszpasterstwie chodzi właśnie o to, ale świadomość takiej drogi
wymusza postawę pokory, która objawia się w braku jakichkolwiek jałowych dyskusji podczas grupy dzielenia albo w cierpliwości słuchania konferencji, nie zawsze atrakcyjnie powiedzianych.
Byłem pod wrażeniem zaangażowania jednego z małżonków niesakramentalnych w formację Ruchu Rodzin Nazaretańskich. Ta osoba odważnie wyjeżdżała na rekolekcje, uczestniczyła w dzieleniach, przede wszystkim
otwarcie mówiła o swojej sytuacji w perspektywie wiary. Inni małżonkowie przechodzili m.in. przez drogę neokatechumenalną.
Kiedy głębia grzeszności przyzywa głębię miłosierdzia Bożego, nie paraliżuje to osoby, ale ją wyzwala. Współpraca z łaską nie zawsze jest łatwa do odczytania, dlatego dla takich momentów duszpasterstwo
par niesakramentalnych jest niezbędne. W tych spotkaniach silnie odczuwa się łaskę sakramentu kapłaństwa, nawet gdy towarzyszy bezradność w tłumaczeniu: co dalej i jak dalej. Sakramentalność odbudowuje
wiarę niesakramentalnym, nawet jeśli rozmowa kończy się jedynie błogosławieństwem, a nie rozgrzeszaniem. I nie jest to tylko teoretyczna dywagacja. Pod koniec stycznia tego roku jedno z niesakramentalnych
małżeństw z głogowskiego duszpasterstwa podjęło ślub czystości. Bóg przerzucił kładkę nad przepaścią rozpaczy.