Ponad stu pielgrzymów najpierw wzięło udział we Mszy św. w łowickim kościele Sióstr Bernardynek, a potem wyruszyło na szlak. Aż do granic Łowicza byli eskortowani przez lokalną policję. Tym większe było zdziwienie niektórych, gdy po południu – po pokonaniu ponad 20 km – wokół nich pojawiło się kilkanaście oznakowanych i nieoznakowanych samochodów policyjnych.
Policjanci zaczęli spisywać pielgrzymów i zniechęcać ich do dalszego marszu. Wszak trwa stan epidemii, obowiązuje zakaz zgromadzeń. Część pielgrzymów posłuchała policjantów, część – nie. Mieli przerwać ciągłość pielgrzymki? Zerwać 365-letnią tradycję?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jaskółka z Łowicza
Łowicką Pieszą Pielgrzymkę na Jasną Górę paulini opiekujący się częstochowskim sanktuarium nazywają jaskółką. To Łowiczanie co roku wiosną inaugurują sezon pieszych pielgrzymek do Częstochowy. Tradycyjnie wyruszają dzień po uroczystości Wniebowstąpienia, by dotrzeć na Jasną Górę w niedzielę Zesłania Ducha Świętego. W 6 dni pokonują ok. 200 km i umawiają się na przyszły rok na kolejną pielgrzymkę.
Reklama
Łowicka pielgrzymka jest jedną z najstarszych w Polsce. Według tradycji, po raz pierwszy pielgrzymowano na Jasną Górę z Łowicza w 1656 r., by podziękować za cudowną obronę jasnogórskiego klasztoru przed Szwedami. Mimo wojen, zaborów i okupacji pątnicy co roku wyruszali do Matki Bożej Częstochowskiej. Także pod koniec XIX wieku – w czasie epidemii cholery, która dziesiątkowała mieszkańców. Pielgrzymi idący na Jasną Górę wzięli ze sobą drewniany krzyż i modlili się o ustąpienie epidemii. Podczas wędrówki do pątników dotarła wieść o ustąpieniu zarazy. Pod Gidlami, w miejscu, gdzie usłyszeli nowinę, ustawili niesiony przez siebie krzyż.
Świat się kręci
W latach 70. ub. wieku drewniany krzyż w Gidlach zastąpiono metalowym z tabliczką z napisem: „Stat crux dum volvitur orbis – Krzyż stoi, chociaż świat się kręci. Na pamiątkę ojcom naszym jako wotum dziękczynne Bogu za wygasłą zarazę...”. Przez kolejne lata pielgrzymowania Łowiczanie modlili się tu za ofiary epidemii.
Także w tym roku intencją pielgrzymów było uproszenie, by ustała epidemia i – dodatkowo – by pojawił się deszcz. – Już drugiego dnia ta druga intencja została wysłuchana: zlało nas porządnie – śmieje się ks. Wiesław Frelek, kierownik pielgrzymki.
Ale nie deszcz był najgorszy: już pierwszego dnia pielgrzymka stanęła pod znakiem zapytania. Pod Słupią pątnicy zostali zatrzymani przez policjantów i wylegitymowani. Wszystko w związku z ograniczeniami związanymi z epidemią koronawirusa. Funkcjonariusze pouczali, ale nie karali. Mandatem ukarany został tylko przewodnik pielgrzymki – ks. Frelek.
Dobrze zamaskowani
Ksiądz Frelek o pielgrzymowaniu wie pewnie wszystko. W tym roku prowadzi pielgrzymkę z Łowicza po raz 20. – Zbyt dużo zdjęć ukazało się w mediach na starcie pielgrzymki i policjanci przyjechali sprawdzić, co się dzieje – komentuje.
Reklama
Sprawdzano, czy pątnicy są dobrze zamaskowani i czy pielgrzymka nie ma charakteru zgromadzenia, bo te w czasach epidemii są zakazane. – Powiedzieli, że ze zdjęć wynika, iż nie wszyscy szli w maseczkach, byli za blisko siebie i dlatego pielgrzymkę trzeba zakończyć – opowiada ks. Frelek.
Część pątników wróciła do Łowicza już pierwszego dnia. Ale reszcie, jak przyznaje przewodnik, szkoda było tego wszystkiego, także tygodni przygotowań. – Każdy z nadzieją wyszedł na Jasną Górę, z konkretną intencją, nikt się nie spodziewał takiej interwencji – mówi ks. Wiesław. Dalej postanowiło iść 40-50 osób. W drugim dniu pielgrzymki wyruszyli w drogę w rozproszeniu, gęsiego.
Grunt to intencja
Pielgrzymów na trasie odwiedził ks. Piotr Krzyszkowski, dyrektor łowickiego Radia Victoria. – Nie odpuścili sobie programu duchowego – informował z trasy. Choć szli w rozproszeniu, daleko od siebie, słyszał pieśni, modlitwy.
– Pielgrzym, jak wstał, zaśpiewał Godzinki. Idzie w pięknych okolicznościach przyrody i chwali Pana Boga, za to, że jest nowy dzień, wyśpiewuje Matce Bożej dziękczynienie za to, że jest w drodze i że Pan pobłogosławił pogodą – relacjonował. – Ich determinacja, jak zawsze, wynika z tego, że jest intencja, w której pielgrzymują – zakończył relację ks. Krzyszkowski. Człowiek idący z intencją jest w stanie pokonać spiekotę dnia, deszcz i burzę, ale i wszelkie inne przeciwności, związane chociażby z koronawirusem.
Widok z drona
Reklama
Byli obserwowani przez policję. Tym razem zatrzymano ich pod Budziszewicami. I znów było legitymowanie. Niedługo potem od ks. Frelka pątnicy otrzymali informację, że wobec stanowczego stanowiska policji, iż grupa dalej iść nie może, podejmuje on decyzję o rozwiązaniu pielgrzymki. Część pielgrzymów zawróconych ze szlaku wróciła do Łowicza podstawionym autokarem. Nie kryli rozżalenia. – To jest dramat. Policja nas śledziła, obserwowała z dronów, jakbyśmy byli jakimiś przestępcami – mówiła lokalnemu portalowi Alicja Klimkiewicz. W pielgrzymce miała uczestniczyć po raz 38. – Płakać się chce, bo chodzimy nie pierwszy raz, ja już 19., i nigdy jeszcze nie spotkały nas podobne nieprzyjemności – skarżyła się Grażyna Dańczak.
Tego dnia w urzędach wojewódzkich: łódzkim i śląskim i na tamtejszych komendach policji (pielgrzymka tradycyjnie przemieszcza się po tych dwóch województwach) musiały się grzać telefony. Wreszcie przyszła zgoda: niech idą, ale w ograniczonym składzie.
Oddolna inicjatywa
Znany duszpasterz z Łowicza, który prosi o zachowanie anonimowości, ma swoją teorię na temat tej pielgrzymki: formalnie w ogóle się nie zawiązała, bo nie było na nią zapisów, dlatego... nie można jej rozwiązać. I w tym jej siła...
To była inicjatywa oddolna, ludzie skrzykiwali się sami. Sami ustalali, jak będą szli z zachowaniem zasad bezpieczeństwa. – Na filmikach na portalach było widać, że to nie zagrało. I policja musiała interweniować. Zrobiła to zresztą bardzo delikatnie – podkreśla kapłan.
To, że poszli dalej, też było oddolną inicjatywą pielgrzymów. Wstali, zadecydowali, że idą, i ruszyli na trasę. – Byłem wtedy u nich, szli w dużym rozproszeniu – mówi mój rozmówca. – Starali się odpowiednio zachowywać, ale policja znów interweniowała. Nikt tego nie powiedział, ale policja mogła rozwiązać sytuację w sposób epidemiczny: czyli poddać całą grupę kwarantannie – dodaje ksiądz. – Poszła jednak na kompromis. Pielgrzymka jest kontynuowana przez poszczególne osoby.
Krzyż prowadzi
Reklama
Z podpiotrkowskiego Polichna pielgrzymi wyszli w pięcioro, gęsiego, w sporych odstępach od siebie, z wielkim krzyżem na czele. W Piotrkowie Trybunalskim zastąpili ich kolejni rotacyjni pielgrzymi. Zwykle Msza św. po wyjściu z noclegu w Polichnie była sprawowana w farze w Piotrkowie Trybunalskim, ale nie tym razem – skoro pielgrzymka idzie rotacyjnie, symbolicznie. Msza św. została odprawiona w remizie w Polichnie.
I poszli: zostało kilkanaście osób, które będą się zmieniały. Ksiądz Frelek też: część drogi przejdzie, część przejedzie. Ale nie jako kierownik pielgrzymki, lecz jako opiekun duchowy. Żeby – gdy trzeba – coś powiedzieć, pomodlić się, wesprzeć pielgrzymów.
Idą. – Idziemy, jak Pan Bóg przykazał. Krzyż nas prowadzi – mówi ks. Frelek. – I policja. Nikt nie jest tak strzeżony jak pielgrzymi z Łowicza.