Warto zaznaczyć, że duszpasterstwo kobiet, mimo obostrzeń pandemicznych, pod czuwającym okiem asystenta kościelnego, ks. Andrzeja Jankowskiego, spotykało się regularnie nawet w bardzo okrojonym składzie. Dlatego też 23 kwietnia w toruńskim sanktuarium Miłosierdzia Bożego zgromadziło się sporo pań z toruńskich parafii oraz Papowa Toruńskiego.
Kogo szukacie?
Zaproszonym gościem był ks. Dawid Wasilewski, duszpasterz młodzieży, który muzycznie wprowadził słuchaczki w klimat kontemplacji. Jak zaznaczył, „tak naprawdę to Chrystus jest Oblubieńcem, Tym, który prosi mnie, abym ukazał Mu swoją twarz, stanął przed Nim. Twarz czasami bezczelną, arogancką, smutną. To nie zawsze musi być tak, że to ja wołam do Niego: – On chce mnie widzieć takiego, jakim jestem. Kanwą nauczania była przypowieść o pannach mądrych i głupich. Kapłan zwrócił uwagę, że czasem w naszym życiu skupiamy się na tym, czego nie mamy, kręcimy wokół niepotrzebnych spraw, a przegapiamy przyjście Tego, za którym tęskni nasza dusza. – Nagle najważniejsze okazało się szukanie oliwy. Co jest dla nas ważne? Mądrość, elokwencja, dziecko, mąż? Co jest tą oliwą, która stała się ważniejsza niż Oblubieniec? Ta głupota to czekanie na coś, a nie na Kogoś.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Gość i domownik
Reklama
Piękne świadectwo o tęsknocie za Oblubieńcem dała Arkadia. Po burzliwym życiu wydawało się, że wreszcie znalazła upragnioną przystań – dobrą pracę, mężczyznę, który nie stosował wobec niej przemocy. Jednak jej serce tęskniło za przyjmowaniem Komunii św. Kiedy zdecydowała się na życie w czystości, jedynymi osobami, które rozumiały jej wybór, byli zaprzyjaźniony ksiądz i koleżanka. Jej wybranek na jakiś czas zerwał kontakt… by pół roku później oświadczyć się i ustalić termin ślubu. Dziś są małżeństwem, i, jak sama mówi, zaprosili Boga do tej relacji. – Uczymy się bycia razem, pewnie jeszcze nie raz będziemy się kłócić i godzić, ale z Bogiem to będzie trwałe. Jestem o tym przekonana – a mam za sobą kilkadziesiąt związków – że małżeństwo tylko wtedy będzie piękne, kiedy zaprosi się tam Boga.
Trwała nadzieja
O to, czy ufamy Bogu, czy też ludzkim projektom szczęścia, pytał w homilii bp Józef Szamocki, przewodniczący Eucharystii. Nieprzypadkowo Msza św. była sprawowana właśnie w godzinie Miłosierdzia Bożego – pozwoliło to zwrócić wzroku ku Temu, który mimo naszych słabości nigdy nie zawodzi. Ksiądz Biskup zauważył, że tak jak w Ewangelii kobiety były pierwszymi świadkami zmartwychwstania, tak współcześnie często to one właśnie są świadkami wiary w swoich rodzinach. Choć nieraz martwią się o to, jaką drogę wybiorą ich bliscy, pasterz zapewnił, że nadzieja pokładana w Jezusie nie może okazać się płonna. Zachęcił do rozpoznawania Bożego działania w codzienności i dzielenia się wiarą.
Na koniec bp Szamocki odczytał akt zawierzenia kobiet diecezji toruńskiej Jezusowi Miłosiernemu. – Dzisiaj chcemy prosić Boga, by dał nam łaskę mocniejszego otwarcia na Boże Miłosierdzie objawione w Jezusie. On jest dziś obecny wśród nas, choć nie widzimy Go oczyma. Jest i możemy Mu zaufać.
Następnie wraz z przybyłymi paniami oraz asystentem duszpasterstwa udał się na agapę w gościnnym Samarytaninie.
Co dla kobiet znaczą słowa „Jezu, ufam Tobie”? Przeczytajmy świadectwa
Prawdziwy przyjaciel
Reklama
Ze św. Faustyną zaprzyjaźniłam się, będąc w liceum. Moja biblioteczka wzbogacała się z czasem o kolejne lektury na temat świętej. Byłyśmy sobie coraz bardziej bliskie. Często porównywałam swoje życie duchowe do życia duchowego tej młodej zakonnicy. Od św. Faustyny uczyłam się czerpać radość i pokój z zaufania Jezusowi Miłosiernemu.
Wpatrując się w obraz Jezusa Miłosiernego i wypowiadając akt strzelisty „Jezu, ufam Tobie”, myślę o łaskach, którymi On mnie obdarza. Jezus nie uszczęśliwia przez realizację moich planów dotyczących domu, macierzyństwa, ale to oddanie się Jego woli prowadzi do prawdziwego szczęścia. Nie opuszcza mnie, kiedy w moim sercu pojawiają się złość, pycha, ale otacza prawdziwą miłością.
Spotkałam miłość
Dziesięć lat temu spotkanie z Jezusem Miłosiernym zmieniło całe moje życie. Przez lata byłam bardzo daleko od Boga, od Kościoła. Żyłam tak, jakby Go nie było. Na zewnątrz niby wszystko dobrze, ale we mnie narastała coraz większa pustka, poczucie braku sensu życia.
To była noc, nie mogłam zasnąć. Nagle wstałam i zaczęłam szukać obrazu Jezusa Miłosiernego, który zabrałam z domu rodzinnego. Nigdy go nie zawiesiłam na ścianie, bo to takie... zaściankowe. A jednak za każdym razem, kiedy się przeprowadzałam, zabierałam ten obrazek ze sobą. Szukałam długo – leżał pod stertą książek, dokumentów. Zdjęłam ze ściany jakieś „dzieło sztuki nowoczesnej” i powiesiłam ten obraz. Padłam na kolana, wyciągnęłam rękę w stronę Jezusa i zapłakana zaczęłam wołać: Pomóż mi! Jeżeli jesteś, jeżeli istniejesz, proszę, pomóż mi, bo nie mam już siły tak żyć! Po co mi dałeś to życie, do czego Ci jestem potrzebna?! Widzisz, że wszystko przegrałam, zniszczyłam. I zaczęłam płakać tak, jakbym chciała wypłakać cały ból życia. W pewnej chwili przeniknęły mnie słowa: „Nie płacz, Ja Jestem. Ja Jestem. Jestem w każdej twojej łzie”. W jednej chwili wszystko we mnie ucichło, przestałam płakać, ogarnął mnie błogi pokój. Zasnęłam. Rano pomyślałam, że chyba wariuję, zastanawiałam się, co to było. Dziś wiem, że było to spotkanie Miłości Miłosiernej z grzesznikiem. To spotkanie było początkiem nowego życia. Ja, która latami nie chodziłam na Mszę św., dziś nie potrafię żyć bez Eucharystii, bez adoracji, bo to Ten Sam Jezus, którego spotkałam dziesięć lat temu, któremu w każdym trudnym momencie życia mówię: „Jezu, ufam Tobie”. Nigdy mnie nie zawiódł. Tego życia, które dostałam od Jezusa Miłosiernego, nie zamieniłabym na żadne inne. Jestem szczęśliwa. Chwała Panu!