Po raz trzeci wyjechali do najmniejszego kraju Afryki, by pomagać w salezjańskiej placówce w Kungujang Mariama. Ale dla młodzieży z Liceum Salezjańskiego był to już 16. wyjazd misyjny – po Syberii, Mongolii, Ghanie i Liberii. – Zależy mi, żeby młodzi wyjeżdżali na misje, by obudzić ich wrażliwość na drugiego człowieka. Chcę im także pokazać, że Kościół to zdecydowanie więcej niż tylko informacje medialne w Polsce. Kościół jest powszechny, jest piękny i ma przed sobą perspektywę rozwoju – tłumaczy ks. Jerzy Babiak. – Z każdym kolejnym projektem coraz bardziej się przekonuję, że dla ludzi młodych wyjazd na misje jest w dzisiejszych czasach rzeczą niezwykle ważną – przede wszystkim w świetle rozwoju osobistego, zmiany sposobu myślenia, otwarcia się na los ludzi ubogich, ale także w świetle zaangażowania się w życie kościoła – dodaje.
Konkretne pomaganie
Reklama
Młodzi prowadzili w Gambii Holiday Camp dla ponad 200 dzieci i pomagali budować stołówkę w szkole podstawowej. Budowa stołówki była możliwa dzięki projektowi pomocowemu i składkom uczniów Zespołu Szkół Salezjańskich DON BOSCO. – Cały Salez w duchu solidarności składał się przez cały rok szkolny i udało się zebrać 6 tys. euro. Dzięki środkom zebranym przez naszych uczniów podczas kolekty na Mszach św. czy podczas festynów dzisiaj stołówka jest już wybudowana i dzieci w Kunkujang Mariama mogą z niej korzystać. Uczestniczyliśmy w jej otwarciu i był to bardzo radosny moment – mówi ks. Babiak. – Nasze pomaganie jest bardzo konkretne, przynosi wymierne skutki, zmienia życie ludzi żyjących w ubóstwie. Wcześniej zbudowaliśmy w tej samej szkole plac zabaw, który do dziś daje dużo radości, a rok temu bardzo potrzebne toalety.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Obecność
Ale oprócz wsparcia materialnego równie ważna jest po prostu obecność. Młodzi z Salezu podczas Summer Camp prowadzili rozmaite zajęcia dla dzieci m.in. lekcje matematyki, angielskiego, tańce, gry, zajęcia sportowe, angażowali się w przygotowywanie i wydawanie posiłków, modlili się na różańcu i podczas Mszy św. – Prowadziliśmy tzw. Summer Camp, czyli odpowiednik naszej półkolonii. Dzieciaki przychodziły do centrum salezjańskiego na godz. 9 i zostawały do 17. Do południa miały lekcje, żeby nadrobić braki z roku szkolnego, później przerwa integracyjno-rozrywkowa, tańce. Był oczywiście obiad – klasyka życia misyjnego, czyli ryż z sosem, dodatkami. Po południu dzieci rozwijały talenty, mogły wybierać różne grupy, np. nauki gry w siatkówkę czy na gitarze. Na zakończenie czas gier zespołowych i modlitwa – opowiada ks. Jerzy.
W prowadzeniu Summer Camp wolontariuszom pomagała także duża grupa miejscowych animatorów – 40 młodych ludzi przygotowujących się przez cały rok w salezjańskim oratorium.
Uśmiech i wdzięczność
Dla Tereski Soleckiej był to pierwszy wyjazd na misje. – Na początku przeżyłam szok – różnica standardu życia jest ogromna. Ale jeszcze większy szok przeżyłam po powrocie do Polski – tamto ubóstwo i trudne warunki w naszym wygodnym świecie uderzają jeszcze bardziej – podkreśla Tereska. – Ludzie w Gambii są zupełnie inni. Jeśli popatrzeć z materialnego punktu widzenia nie mają praktycznie nic, ale tak naprawdę mają dużo więcej od nas – są szczęśliwi, otwarci, wdzięczni za każdy dzień. Nie spotkałam nikogo, kto by narzekał, jak żyje. A w domach nie ma wody, nie ma prądu. Bardzo poruszyła mnie sytuacja w oratorium. Jest tam kran z wodą i mała dziewczynka, zanim odkręciła wodę i się napiła, przeżegnała się. – Tam wszyscy są dla siebie, każdy pomaga, są jak jedna wielka rodzina. Starsze dzieci z wielką troską opiekują się młodszymi. Widać także żywą wiarę i wielki szacunek dla księży – opowiada Tereska. – Bardzo się cieszę, że mogłam wyjechać na misje, dać coś od siebie. Na pewno dalej będę się angażowała w Salezjański Wolontariat Misyjny.