Dziękczynienie odbyło się w kościele św. Stanisława Biskupa w Fałkowicach, gdzie s. Edelburgis została ochrzczona 14 lutego 1905 r. Błogosławiona jest jedną z dziesięciu sióstr elżbietanek zamordowanych przez żołnierzy radzieckich, którzy „wyzwalali” tereny Śląska w 1945 r. Były bite, gwałcone i prześladowane. Poniosły śmierć męczeńską, pełniąc posługę miłosierdzia wobec bliźnich, a także stając w obronie własnej czystości i godności innych kobiet. Beatyfikacja męczenniczek miała miejsce 11 czerwca we wrocławskiej katedrze.
Błogosławiona na dzisiejsze czasy
– Tu wszystko się zaczęło, bo tu otrzymała nowe życie od Boga – powiedział o s. Kubitzki w Fałkowicach bp Czaja. – Potem rozeznała, że Pan zaprasza ją do tego, by żyła z Nim w oblubieńczym związku. Poszła za tym głosem powołania, wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety. Posługiwała jako pielęgniarka ambulatoryjna we Wrocławiu i w Żarach, gdzie z kolei skończyło się wszystko, co związane z jej życiem ziemskim. Ale jej dzień śmierci to jednocześnie dzień narodzin do życia wiecznego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
– Bóg wszystko przewiduje, wszystkim kieruje. Nie jest przypadkiem, że ta beatyfikacja miała miejsce w tym strasznym, zwłaszcza dla Ukrainy, roku – podkreślił biskup opolski. – Pamiętam dobrze, jak trzeciego dnia po wybuchu wojny abp Alfons Nossol zwrócił się do mnie: „Wszystko mi się przypomniało, jak tu było w 1945 r., gdy przekroczyli Odrę. Niszczyli, rabowali, gwałcili i mordowali...”. To się teraz dzieje na oczach całego świata w tak bliskiej nam Ukrainie, która jest naszym sąsiadem. Proszę was o modlitwę w intencji pokoju w Ukrainie i w intencji kobiet, które doświadczyły tego, co błogosławiona s. Edelburgis oraz jej towarzyszki.
Ksiądz biskup tłumaczył, że elżbietańskie męczenniczki są znakiem wierności Jezusowi ponad wszystko: – Musimy naprawdę pracować nad sobą, nad swoim rozwojem duchowym. Musimy dbać o to, aby nikt nam Jezusa z rąk nie wyrwał. Ciągle musimy się nawracać. A te męczennice pokazują więcej: jak trwać wiernie w miłości Jezusowej aż do śmierci. Nie można nie tylko zaniedbać wiary, oddać Jezusa dobrowolnie, ale też pozwolić Go sobie odebrać. Jeśli świat chce Go nam zabrać, nawet siłą, to trzeba raczej życie dać. To czytelny znak – wierność Jezusowi ponad wszystko, do końca, bo wtedy koniec jest początkiem życia w niebie.
Kochała chorych
Siostra Edelburgis Kubitzki urodziła się 9 lutego 1905 r. w Dąbrówce Dolnej k. Namysłowa, na pograniczu Dolnego i Górnego Śląska. Na chrzcie w kościele św. Stanisława Biskupa w Fałkowicach otrzymała imię Julianna. Była córką niezamożnych rolników, jedną z ośmiorga rodzeństwa. W każdą niedzielę pokonywała 1,5 godz. drogi pieszo w jedną stronę, by wziąć udział we Mszy św. Może być dzisiaj wzorem i motywacją dla wszystkich zapracowanych i zaganianych, którzy „nie mają czasu” dla Boga.
Reklama
Do Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety wstąpiła jako 24-latka – w 1929 r. W klasztorze odbyła kursy pielęgniarskie i zajmowała się chorymi. Świadkowie jej życia są zgodni, że miała do tego szczególne powołanie: była dobra, wrażliwa i miłosierna. Kochała chorych. Była siostrą zakonną według Serca Jezusowego – tak oceniały ją współsiostry i osoby, którym służyła. Od 1932 r. – z roczną przerwą, kiedy wróciła do Wrocławia, by złożyć śluby wieczyste – pracowała w stacji ambulatoryjnej prowadzonej przez siostry elżbietanki w Żarach. I właśnie tam zastał ją front.
Należę do Boga!
Reklama
Rosjanie wkroczyli do miasta 13 lutego 1945 r. Następnego dnia, gdy przypadała akurat Środa Popielcowa, siostry zostały wygnane ze swojego domu, który zamieniono na magazyn. Wyprowadzano je z klasztoru pod lufami karabinów. Wraz z kilkudziesięcioma innymi osobami zostały zapędzone na noc do gospody „Lufft” przy Mühlplatz. Z gospody żołnierze radzieccy wyciągali kolejne kobiety na zewnątrz, by je gwałcić. Siostry, mimo razów, próbowały bronić ofiar i pocieszać te, które wracały. Gospodę mogły opuścić dopiero nad ranem. Wraz z kilkudziesięcioma innymi osobami schroniły się na jakiejś cudem ocalałej plebanii, licząc na to, że zostaną niezauważone. Niestety, Rosjanie szybko odkryli ukrywających się cywilów i siostry zakonne, które wzbudzały ich szczególne zainteresowanie. Elżbietanki włożyły świeckie ubrania, lecz i to nie pomogło. W ciągu kolejnych dni żołnierze atakowali chroniące się na plebanii kobiety. Kilkakrotnie ofiarą gwałtu padła też s. Edelburgis. Nie było widać końca tego bestialstwa. „W żadnych okolicznościach już tego nie zniosę, choć może mnie to również kosztować życie” – s. Kubitzki wyznała w zaufaniu przebywającemu na plebanii ks. Maxowi Schubertowi. 20 lutego na plebanię wtargnęła grupa pijanych czerwonoarmistów. Zaczęli szaleć, wytłukli szyby, niszczyli budynek, strzelali. Siostra Edelburgis została zaatakowana przez jednego z żołnierzy. Broniła się przed gwałtem, mimo bicia i gróźb śmierci. Czerwonoarmista nie radził sobie z jej poskromieniem, wzmagała się jego agresja. – Należę do Boga! On moim Panem! Zostaw mnie! – wołała s. Edelburgis. Radziecki żołnierz oddał do niej z bliska kilkanaście strzałów, po czym sprawcy zbrodni uciekli. Siostra Edelburgis umierała krótko, zdążyła jednak zostać namaszczona świętymi olejami przez ks. Schuberta, który był świadkiem jej śmierci.
Prostota i miłość
– Życie codzienne naszych sióstr było bardzo proste: uczyły dzieci i młodzież, opiekowały się chorymi, cierpiącymi i opuszczonymi. Każda z nich starała się wywiązywać jak najlepiej ze swoich obowiązków. Słuchały, kochały i służyły – podkreśliła s. Miriam Zając, elżbietanka, postulatorka procesu beatyfikacyjnego na szczeblu diecezjalnym. – Mimo że żyły ubogo, dzieląc ubóstwo z innymi, odznaczały się bogactwem cnót, radykalizmem życia Ewangelią; były jak niewiasty mężne zakorzenione w Bogu. I właśnie ta przepełniona miłością do Boga i człowieka codzienność była najlepszym przygotowaniem na chwilę śmierci. Myślę, że ich duchowość, pełna prostoty, i troska o człowieka to realna odpowiedź na potrzeby współczesnego świata – zaznaczyła s. Miriam.
Elżbietanka s. Maria Czepiel przekonuje, że s. Edelburgis i jej towarzyszki to znak i dar od Boga dla ludzi potrzebujących pomocy w sferze duchowo-psychicznej, którzy nie radzą sobie ze skutkami przemocy w swoim życiu. – Kobiety, które doznały potwornej przemocy, stają się na naszych oczach orędowniczkami osób, które i dziś doświadczają przemocy i mierzą się z jej skutkami. Chodzi o przemoc nie tylko seksualną, ale też słowną, psychiczną – jakąkolwiek. Kościół przez rzeczywistość świętych obcowania daje nam osoby, które mogą nam pomóc w przestrzeni duchowej, nierozłącznie związanej ze zranieniami. Jestem przekonana, że orędownictwo sióstr elżbietanek może pomóc wyjść ze skutków przemocy – powiedziała s. Czepiel.