Ewa Monastyrska: Jak zaczęła się Twoja droga artystyczna? Kiedy poczułeś, że sztuka, to jest to, co chcesz robić w życiu?
Maciej Stanibuła: – Od najmłodszych lat starałem się tworzyć. Malowałem na ścianach w kuchni, rodzicom w pokoju. Potem zapisałem się na kursy plastyczne, liceum i tak zaczęła się moja przygoda z malarstwem bardziej profesjonalnym. W podobnym czasie zacząłem grać na perkusji. Idąc w profil malarski bardziej skupiałem się na malowaniu, muzyka natomiast stała się moim hobby. Potem sytuacja się odwróciła, ponieważ po liceum nie poszedłem na studia plastyczne, ale na muzyczne. Grałem z kilkoma fantastycznymi muzykami i była to niezwykła przygoda. Były także lekcje, które pokazały mi, że pewnej muzyki grać nie powinienem i były osoby, z którymi współpracować nie powinienem. To wszystko było jednak konieczne, by zrozumieć, którędy chcę podążać.
Reklama
Co daje Ci sztuka? O czym myślisz gdy malujesz?
– Czuję spokój i natchnienie. To nie jest tak, że trzeba być natchnionym, by malować. Czasami trzeba się po prostu wyciszyć. Malując na zamówienia muszę się zdyscyplinować. Siadając przed płótnem czuję też radość, ponieważ robię to, co kocham. Uważam, że powinno się robić to, co się kocha i to, o czym się marzy, bo życie ma się jedno. Trzeba dążyć do tej iskry, którą się ma od Boga. Pan Bóg stworzył człowieka, dał mu swoją iskrę i powiedział: Ja cię stworzyłem, teraz ty twórz, kreuj. Każdy kreuje swoją rzeczywistość. Ja swoją postanowiłem wykreować właśnie w ten sposób, trochę plastycznie, trochę muzycznie, a trochę także aktorsko.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Powinno się robić to, co się kocha i to, o czym się marzy, bo życie ma się jedno. Trzeba dążyć do tej iskry, którą się ma od Boga.
Myślisz, że współcześnie odchodzimy od tej „iskry”, którą otrzymaliśmy?
– Myślę, że tak, przede wszystkim dlatego, że dużo bodźców nami manipuluje. Politycznie i kulturowo dzieje się tak dużo, że nie skupiamy się na swoim wnętrzu. Bardzo dużo przez to tracimy.
Na przykład co? Marzenia?
– Przede wszystkim marzenia. Często spotykamy osoby, które narzekają na miejsce, w którym pracują lub narzekają na własne prywatne życie. A tak naprawdę dlaczego? Masz dwie zdrowe ręce, zdrowe ciało, zdrowego ducha, dlaczego nie podążać za marzeniami? Słyszymy wtedy, że to nie takie proste, że nie mam talentu. Polemizowałbym z tym. Profesorowie zawsze powtarzają, że talent to zaledwie 10% sukcesu, a 90% to ciężka praca. Sami widzimy tę dysproporcję.
Reklama
Jak odkopać w takim razie swoje marzenia? Miałeś chwile zwątpienia w podążaniu za nimi? Chciałeś to rzucić?
– Nie, nie miałem tak nigdy. Zdarzało się, że malowałem z mniejszym lub większym zaangażowaniem, ale nigdy nie myślałem, by z czegoś zrezygnować. Spełnianie swojego marzenia, to szukanie swojego „ja”. Trzeba wrócić do bycia dzieckiem. Dzieci są szczere i otwarte. Pamiętam swoje dzieciństwo i plany jakie miałem. Gdyby wziąć grupę dzieci i zapytać ich o marzenia, to pewnie część z nich je zrealizuje wykorzystując wszelkie możliwości. Pozostali stwierdzą, że nie mieli warunków ku temu, bo taka praca, taka szkoła, tacy znajomi, bo miłosne upadki kazały nam ograniczyć dążenie do marzeń. Powinniśmy zastanowić się nad tym, co stracimy, jeśli nie będziemy podążać za swoim przeznaczeniem, które jest ukryte głęboko w każdym z nas. Nie można pójść do szkoły i usłyszeć do czego się nadajemy, a do czego nie. Każdy z nas powinien czuć, czego pragnie. Sytuacja polityczna, kulturowa, otoczka życia codziennego i innych ludzi sprawia, że o tym zapominamy.
Niezwykła kopia Amerykański sen. To musiała być ciężka praca, jednak dążyłeś do celu.
– Tak, to była bardzo męcząca praca, która zajęła mi kilka miesięcy. Bywałem zmęczony, ale z każdym dniem obraz zaczął coraz bardziej upodabniać się do oryginału i to sprawiało mi radość. Spełniałem swoje marzenia, realizowałem się. Zakochałem się w malarstwie Salvadora Dali, bo o jego obrazie mówimy. Był to artysta, który doskonale odzwierciedlał swój nurt, co udowadniał w swoim malarstwie.
Chcesz być jak Salvador Dali?
– Nie, ja chcę inaczej. Nigdy nie będę ani Salvadorem ani moim sąsiadem. Zawsze będę tylko sobą. Dziś widzimy często, jak młodzi ludzie upodabniają się do innych ludzi. Kreują się na ludzi, którzy im imponują. Człowiek powinien szukać, ale pamiętać, że ja w sobie mam tę myśl, zmysł, który mi podpowie, w czym czuję się najlepiej. Dziewczynki starające się być swoimi idolkami muszą mieć świadomość, że nie będą takie jak one. Najprostszym rozwiązaniem jest po prostu bycie sobą. Nie traćmy czasu na naśladowanie kogoś, ale stańmy się sobą, wypracujmy swój własny styl. Ten rok jest dla mnie rokiem przełomowym, ponieważ chcę zrobić swoją pierwszą wystawę. Nie kopię, swoją własną wystawę, w której chcę pokazać siebie.
Czy spełniając swoje marzenia, będąc sobą, jesteś szczęśliwy?
– Aktualnie nie tylko z powodu realizacji siebie jestem szczęśliwy, ale także z powodów prywatnych, bo zostałem tatą, jestem przeszczęśliwy i zakochany po uszy. Moje życie uzupełnia się także prywatnie. Jestem w pełni szczęśliwy z bycia sobą. Nie zakłócam swoich myśli niepotrzebnymi rzeczami. Skupiam się na swoich planach. Tata powiedział mi kiedyś taką historię: Jedzie człowiek tramwajem i sobie myśli – mam kiepską żonę, pracę, której nie lubię, mało zarabiam, mam słabych znajomych. A z tyłu siedział anioł stróż i mówił – no cóż, takie życzenia, muszę zapisywać. Gdy usłyszałem tę historię, otworzyłem oczy. Człowiek jest tu, gdzie jest, bo chciał tu być. Świadomie lub nie, ale my kreujemy naszą rzeczywistość. Ktoś powie, że nie chciał być w tej pracy, bo chciał być kosmonautą. W rzeczywistości jednak nie zrobił żadnego kroku, by tym kosmonautą się stać. Pozwolił, by rzeczy działy się bez jego ingerencji. Każda myśl, która ode mnie wychodzi, wróci do mnie. Muszę uważać o czym myślę. Tak staram się żyć. Spełniajcie marzenia.