Jedną z pierwszych organizacji, które pojawiły się na miejscu tragedii była Redemptoris Missio (RM). – Zaczęliśmy już w niedzielę 15 września. Fala szła i rozdzwoniły się telefony. Od razu uruchomiliśmy zbiórkę pieniężną, od poniedziałku gromadziliśmy rzeczy, które we wtorek zaczęli rozwozić nasi wolontariusze – opowiada prezes Justyna Janiec-Palczewska. Choć główną misją RM jest pomoc w krajach globalnego południa, to po raz drugi od początku swojego istnienia włączyła się ona w akcję na terenie Polski. Pierwszy raz było to podczas powodzi w 1997 r. – Z tamtego czasu mamy doświadczenie, że najważniejsza jest szybkość dotarcia do poszkodowanych, jeszcze zanim wszystko zostanie dokładnie zorganizowane. Dlatego nasi wolontariusze ruszyli teraz do małych miejscowości, do których pomoc jeszcze nie zdążyła dotrzeć. Bardzo długo nie było zresztą łączności z tymi miejscami. Zastali naprawdę dramatyczną sytuację, a trzeba pamiętać, że to ludzie, którzy m.in. pracowali w szpitalach misyjnych i niejedno widzieli. Mówią, że to przerosło ich wyobrażenia. Mieszkańcy zalanych terenów próbowali sami oczyścić jakoś swoje domy, bo niektóre były całe w szlamie. Wolontariusze opowiadali, że praktycznie każdy poszkodowany chciał ich zaprowadzić do siebie i pokazać ogrom zniszczeń. Wielu ludzi w kilka godzin straciło wszystko, są załamani.
Byli na miejscu
Reklama
Już w poniedziałek 16 września pojawiła się informacja, że Caritas Polska przekazała 400 tys. zł na pilną pomoc interwencyjną. Te pieniądze trafiły do Caritas diecezjalnych z zalanych terenów. – W tym samym czasie wystosowaliśmy apel o pomoc finansową, w którą może się włączyć każda osoba. Dzięki takiemu wsparciu jesteśmy w stanie szybciej podjąć konkretne działania – mówi Dominika Chylewska z Caritas Polska. – W pierwszej kolejności zwróciliśmy się też do firm o pomoc rzeczową w hurtowych ilościach. Dlaczego najpierw firmy, a nie osoby prywatne? Ze względów logistycznych. Szybkie zgromadzenie darów i sprzętu w dużych ilościach w jednym miejscu ułatwia transport i przekazanie ich potrzebującym.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dominika Chylewska obserwowała na żywo sytuację w diecezji opolskiej. – Ważne było ustalenie, do których miejscowości można dojechać, a które zostały odcięte przez wodę, bo sytuacja zmieniała się dynamicznie. Bardzo istotne było dotarcie z pomocą do osób, które nie ewakuowały się z zalanych miejscowości. Artykułem pierwszej potrzeby była woda pitna, ponieważ woda z kranów nie nadawała się do spożycia. Zapotrzebowanie na wodę zgłaszali wszyscy ludzie, z którymi udało nam się skontaktować, tam gdzie łączność nie została przerwana. Oprócz tego dowożone było pieczywo, żywność z długim terminem ważności oraz środki higieniczne czy środki czystości – wszystko to, co mogło pomóc ludziom przetrwać. Bardzo potrzebne były też osuszacze i agregaty prądotwórcze.
Już 16 września rano w samej diecezji opolskiej załadowano i rozwieziono: 1,5 t butelek wody pitnej, 600 kg konserw, 600 bochenków chleba, 800 bułek, 100 koców, 20 śpiworów. Te ilości były systematycznie zwiększane, tak by jak największa liczba osób otrzymała pomoc. W innych diecezjach wyglądało to podobnie.
Widzieć wszystkich
Reklama
– Od początku byliśmy w stałym kontakcie ze służbami – mówi ks. Robert Kurpios, dyrektor Caritas diecezji bielsko-żywieckiej. – Z powiatu poproszono nas o zakupienie pomp elektrycznych zanurzeniowych i udało nam się zamówić takie trzy, z czego pierwsza przyjechała już 16 września po południu. Wraz z opadaniem wody będzie się zmieniał charakter pomocy i będzie dostosowywany do konkretnych zgłaszanych potrzeb. Cały czas się do tego przygotowujemy. Mamy otwarty magazyn, w którym gromadzimy żywność i inne konieczne artykuły, o które bardzo prosimy.
Diecezja świdnicka uruchomiła jadłodajnie, z których mogły korzystać zwłaszcza osoby w kryzysie bezdomności. Takie całodobowe punkty otwarto w Świdnicy, Dzierżoniowie, Nowej Rudzie, Wałbrzychu i Piławie Górnej. Natomiast w diecezji opolskiej, w jadłodajniach w Raciborzu i Nysie przygotowywane były posiłki, a następnie rozwożone do potrzebujących. Caritas podkreśla, że w tego typu kryzysach ważne jest, by nie zapominać o tych, którzy są wykluczeni. Być może nie stracili dobytku życia czy domu, bo tego domu w ogóle nie mają ale też jest im teraz bardzo ciężko.
Nie zawiedli wolontariusze
– Nawiązaliśmy kontakt z proboszczami albo przynajmniej z dziekanami zalanych terenów, żeby na bieżąco pozyskiwać informacje, jak również dostarczać tam to, co najpotrzebniejsze. Ogłosiliśmy też zbiórkę rzeczową i żywnościową, wszystkie artykuły przyjmujemy w siedzibie naszej diecezjalnej Caritas w Świdnicy przy ul. Westerplatte 4 – mówi ks. Radosław Kisiel, dyrektor Caritas diecezji świdnickiej. – Prosiliśmy też, żeby – jeśli ktoś miał taką możliwość – próbować dostarczać pomoc bezpośrednio do potrzebujących parafii, co znacznie przyspieszało całą akcję. Zależało nam, żeby to wszystko od razu trafiło do ludzi, a nie czekało niepotrzebnie w magazynach. Dodam, że od samego początku dzwonili do nas ludzie wyrażający chęć pomocy.
Reklama
Już od poranka 16 września do kurii diecezji legnickiej przynoszono dary dla poszkodowanych. Nie zawiedli również wolontariusze na co dzień współpracujący z tamtejszą Caritas. – Szczególnie trzeba podkreślić zaangażowanie wolontariuszy opiekujących się starszymi osobami w ramach programu „Na codzienne zakupy”, którzy mają stały kontakt ze swoimi podopiecznymi i którzy ruszyli im z pomocą, gdy rozpoczęła się powódź. Bo trzeba pamiętać, że to często osoby o ograniczonej mobilności, które nawet w zwykłych warunkach nie są w stanie wyjść z domu – tłumaczy Łukasz Żygadło z legnickiej Caritas.
Z różnych stron
W pomoc poszkodowanym zaangażowały się też diecezje, których powódź nie dotknęła. – Reagujemy zawsze, kiedy klęska żywiołowa czy inne nieszczęście dotyka naszych braci na terenie całego kraju, ale też poza granicami. Na prośbę Caritas świdnickiej rozpoczęliśmy zbiórkę rzeczową – mówi Sylwia Grzyb z Caritas diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. – Jednocześnie cały czas obserwujemy sytuację na naszym terenie, żeby być gotowym na idącą falę powodziową, ponieważ to zawsze nasi diecezjanie są dla nas priorytetem.
Dominika Chylewska podkreśla, że na tym właśnie polega siła Caritas: – Kiedy dzieje się kryzys, reagujemy. Mimo niedzieli, już 15 września zorganizowaliśmy spotkanie dla wszystkich dyrektorów Caritas diecezjalnych, żeby jak najszybciej poinformować o tym, jakie są potrzeby i możliwe działania pomocowe. I ta pomoc płynie. Diecezje, które znajdują się poza terenami zalanymi, mają dużo większe możliwości podjęcia takich działań. To jest sprawa ogólnopolska i tak naprawdę wszyscy Polacy mogą się włączyć w niesienie pomocy.
Co dalej?
Powódź się zakończy, ale ludzie zostaną. W takich sytuacjach staramy się zwracać uwagę na to, że to nigdy nie będzie pomoc krótkodystansowa, ale maraton, na który powinniśmy być gotowi. W pierwszych dniach nasza solidarność i chęć pomocy w całej Polsce jest bardzo duża i wszystkie oczy są zwrócone na to, co dzieje się na południu. Ale tak naprawdę skutki powodzi będziemy rozwiązywać jeszcze długo. Dlatego na początku były działania ratujące życie, nastawione na przetrwanie. Natomiast później ci ludzie będą chcieli wrócić do swoich domów, będą chcieli odbudować te miejsca, w których żyli, zorganizować sobie życie na nowo. I wtedy nasza pomoc i solidarność też będzie bardzo potrzebna. Dlatego apelujemy o to, by przygotować się na takie długofalowe działanie.
Łukasz Żygadło dodaje: – Na naszym terenie mamy doświadczenie powodzi w Bogatyni w 2010 roku. Pomoc trwała jeszcze dobrych kilka lat po opadnięciu wody. Pamiętam, jak zaopatrywaliśmy ludzi w sprzęt AGD, w materiały budowlane do remontów, pomagaliśmy w ponownym urządzaniu domów i mieszkań. I teraz też wiemy, że będzie podobnie.