W latach 1830-31 Adam Mickiewicz przebywał w Rzymie. Na wieść
o wybuchu powstania listopadowego, jako dobry Polak, któremu zależało,
aby ojczyzna była wolna, postanowił przyłączyć się do powstańców.
W tym celu opuścił Rzym i w sierpniu 1831 r. przybył do Wielkopolski.
Gdy nie powiodła się próba przedostania się do Królestwa Kongresowego,
zatrzymał się w Oporowie niedaleko Leszna we dworze państwa Morawskich.
Pewnego wieczoru, gdy dość licznie zebrane towarzystwo dyskutowało
nad sprawą pomocy Wielkopolski dla powstańców, przybył posłaniec
z Królestwa, przynosząc wieść o upadku powstania. Wśród zebranych
zapanowała ogromna cisza. Wszyscy zebrani z rezygnacją opuścili głowy.
Ktoś z obecnych drżącą ze wzruszenia ręką coś napisał na kartce z
notesu i podał sąsiadowi. Kartka wędrowała z rąk do rąk, aż trafiła
wreszcie do Mickiewicza. Były tam napisane dwa krótkie pytania: "
Co teraz robić? Skąd wziąć nadzieję?" Mickiewicz natychmiast napisał
poniżej: "Co robi rolnik, gdy mu grad zagony zbije? Znowu sieje..."
.
Istotnie rolnik, który ciągle na nowo obsiewa swoje pole,
spodziewając się dobrych, obfitych plonów, może być przykładem wewnętrznej
siły nadziei.
Co to jest nadzieja? Jak moglibyśmy określić nadzieję?
Otóż nadzieja w najogólniejszym pojęciu nie jest to pewność, ale
spodziewanie się uzyskania jakiegoś dobra w przyszłości, pomimo widocznych
przeszkód i niepowodzeń. I tu rodzi się pytanie: Czy możliwe byłoby
życie ludzkie na ziemi bez ciągłej nadziei na osiągnięcie czegokolwiek
w życiu w przyszłości?
Student kończy studia z nadzieją, że otrzyma dyplom,
który otworzy mu drogę do lepszego i wygodniejszego życia. Urzędnik
pracujący latami na jednym stanowisku z nadzieją oczekuje na awans.
Rodzice wychowują swoje dzieci z nadzieją, że będą mieli zapewnioną
spokojną starość. Przywódcy państw zbierają się na konferencjach
z nadzieją, że pokój zostanie zachowany. I tak w nieskończoność można
by mnożyć przykłady, że życie ludzkie bez nadziei byłoby trudne i
niemożliwe. A że życie ludzkie bez nadziei jest niemożliwe, aż nadto
przekonują niedawne czasy koszmaru II wojny światowej. Warunki w
obozach koncentracyjnych były tego rodzaju, że pozbawiały w jakimkolwiek
stopniu nadziei i sensu życia. Podwójny pas drutów kolczastych pod
prądem, liczne wieże strzelnicze oraz uzbrojona załoga z psami wykluczały
każdą realną szansę ucieczki. W tej sytuacji wszelka nadzieja mogła
być oparta tylko o jakieś złudzenia i fikcję. Jeżeli komuś nawet
tych złudzeń zabrakło, wówczas stawał się obojętny na wszystko. Wyszarzała
twarz nabierała koloru ziemi, a wzrok bez wyrazu życia utkwiony miał
stale w jedno miejsce. Takich ludzi w obozie nazywano "muzułmanami"
. Gdy ktoś tracił wszelką nadzieję na przetrwanie, los jego był już
przesądzony. Zapadał jakby na śpiączkę, nie reagował na nic. Niemcy
wiedzieli, że to ostatnie stadium życia i takich ludzi nawet nie
dobijali. Umierali oni masowo sami.
Nadzieja jest więc potrzebna do życia. Pozwoliła ona
wielu ludziom przeżyć zdawałoby się nieludzkie warunki, a pozbawienie
jej jest wstrząsem dla każdego człowieka. A mimo to spotykamy nieraz
ludzi smutnych, nawet zrozpaczonych. Trwają w tym stanie długo, nie
widzą pociechy. Różne są przyczyny ich smutku. Niejednokrotnie dowiadujemy
się, że utracili nadzieję nie tylko w pomoc czysto ludzką, ale i
w pomoc Bożą - odeszli od Boga, zagubili otrzymaną na chrzcie św.
nadzieję Bożą w zbawienie i życie wieczne.
Wprawdzie nikt z nas nie pamięta tak ważnej dla życia
człowieka chwili, jaką jest chrzest św. Właśnie w czasie chrztu św.
wraz z wiarą i miłością otrzymujemy cnotę nadziei. Tę nadzieję daje
Bóg i On jest przedmiotem naszej nadziei. Podstawą nadziei w znaczeniu
chrześcijańskim jest obietnica Boża dana już pierwszym ludziom po
ich upadku, po ich odejściu na skutek złamania przykazań Bożych.
Bóg nie pozostawia człowieka samego, lecz spieszy z pomocą.
Obietnice realizuje w narodzie wybranym przez proroków, a ostatecznie
w osobie Jezusa Chrystusa, który przez swoją śmierć krzyżową pojednał
ludzi z Bogiem, otworzył im bramy wiecznego szczęścia. Bo przecież
życie nasze nie kończy się tu na ziemi. Przecież człowiek posiada
duszę nieśmiertelną, a co nieśmiertelne jest niezniszczalne. Wobec
tego i dusza nasza po opuszczeniu ciała będzie istnieć wiecznie,
bądź to w wiecznej szczęśliwości, bądź też potępiona, ale to już
zależy od każdego z nas osobiście. Dlatego każdy z nas, kto otrzymał
nadzieję do życia wiecznego na chrzcie św., nie powinien tej nadziei
zaprzepaścić, ale ją wyrażać nie tylko słowami, ale również uczynkami,
szczególnie wtedy, gdy cierpimy i znosimy trudy dnia codziennego.
Co sprzeciwia się nadziei? Dwa błędy sprzeciwiają się
cnocie nadziei teologicznej: zarozumiałość i zniechęcenie. Zarozumiałość,
czyli fałszywa ufność we własne siły, doprowadza człowieka do tego,
że zapomina on o potrzebie łaski Bożej. Zniechęcenie następuje w
chwilach próby i przeciwności, kiedy człowiek załamuje się, zapominając
o tym, że Bóg zawsze człowieka wspomaga.
Przymioty, które powinny towarzyszyć naszej nadziei,
to: silna wiara, dobre uczynki i pokora. Przykładami nadziei są:
Matka Najświętsza w hymnie pochwalnym na cześć Boga: "Bóg mój, zbawienie
moje, jedyna otucha. Bóg mi rozkoszą serca i weselem ducha". Św.
Jan Bosko, który łączył nadzieję pokładaną w Bogu z życiem aktywnym.
Wybudował wiele domów opieki, szkół, świątyń, ale zawsze pokładał
nadzieję w Matce Bożej Wspomożycielce. Bo tam, gdzie nie ma prawdziwej
miłości Boga, gdzie nie ma wiary, tam też i nie ma nadziei.
Możemy usłyszeć tak jak Chrystus słowa: "Ufał Bogu, niech
go teraz wybawi, jeśli go miłuje". Lecz jeśli wówczas z tym większą
ufnością zwrócimy się do Boga, wołając "Ojcze w Twoje ręce powierzam
ducha mego"- wtedy na pewno nie będziemy zawiedzeni.
Pomóż w rozwoju naszego portalu