Znam mężów odważnych słów,
którzy się poją dźwiękiem,
zwalczają się Armadą mów,
zgłuszają mów tych szczękiem,
lecz czyn przerasta wzrost ich głów.
(Stanisław Wyspiański - Znam mężów odważnych słów)
Reklama
Ostatnie tygodnie, których owocowania trudno przewidzieć, potwierdzają
słuszność słów Wyspiańskiego. Wzniosłe słowa, wypowiadane w cieniu
monumentalnych świątyń, galowe stroje na uroczystych celebrach -
miały przekonać ludzi o tym, że czyn zrodzony ze słów, czasem patetycznych,
nierzadko wzruszających, będzie monumentem gigantom podobnym. Zobaczymy,
czy czyn przerośnie głowy. Swary są zawsze nieopłacalne i żenujące,
dają stronie przeciwnej darmowy bilet na przejazd w kolejne fazy
zdobywania przyczółków społecznego poparcia. Już niebawem stwierdzimy,
że "zwycięzcom" nie są potrzebne monumentalne katedry ani proste
kościoły, że najlepiej byłoby zamknąć usta pasterzom. Mamy już tego
przykłady w lokalnych edycjach znanej gazety. W tej sytuacji każdy
podział jest błędem, a utożsamianie klęski bądź budowanie nadziei
z jednostką - złudzeniem. Ideologię siły pokonuje się czystością
ideałów, bezinteresownością czynów i prawdą. Najlepszą metodą polityczną
jest etyka, ofiarność w służbie i kompetencja. Na takie szlaki trzeba
też nieustannie i cierpliwie ukierunkowywać Naród. To, co się stało,
to nie jest kompromitacja chrześcijańskiej filozofii wspólnoty, ale
brak odpowiedzialności za prawdę, owoc braku formacji i systematycznej
informacji. Był przecież czas, że nawet lekarze wmawiali nam, że
aborcja nie jest zabójstwem niewinnego człowieka. Nauczanie Karola
Wojtyły i Kościoła przyniosło oczekiwany skutek. Dziś już nikt nie
kwestionuje, że człowiekiem jest się od chwili poczęcia. Podobny
wysiłek formacyjny jest dziś potrzebny w przekazywaniu społecznej
nauki Kościoła, w budzeniu odpowiedzialności za kulturę życia codziennego,
a nawet za kulturę dowcipu i humoru. Brutalizacja życia jest dehumanizacją.
Telewizja Polska zafundowała nam powyborczy prezent,
mający być laurką rocznicową dla Ojca Świętego. Co z tego wynikło,
wiemy wszyscy. Zdrowa i powszechna reakcja mówi sama za siebie. Manipulacji
nie wolno (nie godzi się) dokonywać wobec nikogo: ani wobec sąsiadki,
ani wobec kolegi, ani wobec "przeciwnika" politycznego. Powszechny
ból wywołuje niesprawiedliwość wobec osób o najwyższych autorytetach.
Autorów owego nieszczęsnego filmu chciałoby się zapytać: za który
z dobrych czynów chcecie go zabić, poniżyć, odrzeć z prawdy jego
życia? Kościół i głos jego Pasterza staje się wam niewygodny, jak
niewygodny był głos Tego, Którego osądził i Piłat, i Kajfasz.
Jak w czasach bezsilności spowodowanej bezwzględnością oręża
okupantów i rozbiorów, przeciętny Polak, ten, który ma poczucie godności,
zaczyna uciekać w marzenia o śpiących rycerzach zaklętych w granitach
Giewontu i bezsilnie czeka, kiedy się "one do życia pobudzą". I tak
potężnieje liczba legendarnych sił, które - niestety - usypiane są
także w ludzkich sercach, tracących siłę nadziei, że można przeciwstawić
się szerzącemu złu. Istnieje zatem potrzeba znalezienia sposobu owego "
obudzenia śpiących". Stajemy wprost przed koniecznością wypromowania
ludzi, których słowa, ale i czyny nie "przerosną wzrostu ich głów".
W moim osobistym odczuciu jedną z bardzo obiecujących
dróg jest kontynuowanie i zintensyfikowanie działalności Akcji Katolickiej.
W kwietniu mijającego roku obchodziliśmy 70. rocznicę erygowania
w Polsce przez kard. Hlonda działalności tej organizacji, która w
zamierzeniach miała pomóc kapłanom w dziele ewangelizacji i nasycenia
życia społecznego wartościami płynącymi z Ewangelii. Nie bez przyczyny
jej patronem obrano św. Wojciecha - męczennika, który krwią użyźnił
ziemię pod zasiew Dobrej Nowiny. Do jej patronów trzeba by zaliczyć
także św. Stanisława, św. Andrzeja Bobolę, ks. Jerzego i wszystkich
męczeńskich świadków wartości chrześcijańskich.
Nie wgłębiając się w szczegóły i historyczne oceny działalności
Akcji, przerwanej zawieruchą wojenną, należy powiedzieć, że to właśnie
czas trudny, straszliwy huragan wojny ujawnił owoce i pokazał, jak
dalekowzroczne było widzenie problemu Kościoła przez papieża Piusa
XI, którego zwie się ojcem Akcji Katolickiej. Heroiczny opór stawiany
przeważającym siłom wroga, udział w tym oporze młodzieży zrzeszonej
w organizacjach, które miały ich przygotować do świadomego uczestnictwa
w działalności Akcji - są dobitnym świadectwem prawdy o potrzebie
takiej wspólnoty, która siłą wielości potrafiła zadziwić świat.
Wojna, a potem noc okupacji unicestwiły dobre owoce działalności.
Pozostali jednak ludzie, którzy wyszli cało z wojennej zawieruchy.
To m.in. z szeregów Akcji Katolickiej wywodzili się męczennicy Wronek,
Montelupich i tylu, tylu do dziś jeszcze nie do końca odkrytych miejsc
ich zwycięstwa nad słabością. Podjęli te cierpienia w imię obrony
wartości, które wyniesione z domu, przez świadomy proces dokształcania,
podbudowany głębokim życiem religijnym, stały się ich dumą i niejako
weszły w krwiobieg codziennego życia.
Z perspektywy czasu wydawać by się mogło, że wówczas
było łatwiej, że były wielorakie platformy, na których w życie społeczne
wpajano wartości Ewangelii. Być może. Nie jest to jednak cała prawda.
Oto w Kronice Diecezji Przemyskiej z 1934 r. można wyczytać pełen
troski głos bp. Bardy: "Dla katolickiego kapłana praca nad formowaniem
świadomych członków AK powinna przemawiać głosem potężnym, skoro
Najwyższy Pasterz zalecił ją uroczyście - a przypomina ją często
przy nadarzającej się sposobności. (...) czyż stosunki wytwarzające
się w parafiach pod znakiem czasu nie wołają, abyście organizowali
swych wiernych do rozprawy z bezbożnictwem i prądami wywrotowymi?
Czujecie, że w swej pracy potrzebujecie oparcia na jednostkach religijnie
wyrobionych, aby oni swoim apostolstwem po różnych zakątkach parafii
wspomagali Was w nader odpowiedzialnym posłannictwie pasterskim.
Toteż dzisiaj niepodobna pomijać w duszpasterzowaniu akcji katolickiej
- bez sprzeniewierzenia się swym ścisłym obowiązkom". Apel ponowiony
zostaje w 1937 r. wobec wrogości niektórych środowisk władz szkolnych.
Zatem i wówczas trwało zmaganie, które przezwyciężone
zostało zrozumieniem potrzeby takiej organizacji i posłuszeństwem
wobec apeli Ojca Świętego i biskupów diecezjalnych.
Po kilku latach Pontyfikatu Jan Paweł II zachęcał biskupów
polskich podczas wizyty ad limina do utworzenia Akcji Katolickiej: "
Nadszedł czas nowej ewangelizacji", "wybiła godzina laikatu". Posłuszni
woli Ojca Świętego, rozpoczęliśmy w Polsce budowanie tego katolickiego
stowarzyszenia. To, że był to głos proroczy, znalazło swoiste, jak
to w Polsce bywa, potwierdzenie. Ze środowisk laickich i wrogich
Kościołowi zaczęto straszyć klerykalizacją państwa, ciemnogrodem
itd., itp. Dla mnie osobiście był to pierwszy sygnał, że należy z
całym zapałem podjąć wolę Ojca Świętego. Panorama obecności Akcji
Katolickiej w polskich diecezjach pokazuje, że biskupi podjęli to
pragnienie Jana Pawła II z całym poczuciem odpowiedzialności za zagospodarowanie
przestrzeni wolności, jaką przyniosły polskie przemiany. Potrzebny
jest jeszcze większy nasz wysiłek, zaufanie i troska o dynamiczny,
katolicki laikat.
Ojciec Święty w sobie tylko znany sposób przygotowywał
Kościół do podjęcia tego zadania. Fundamenty teologiczne pod nowy
ruch kreślił od dziesiątków lat, a skondensował je w swojej adhortacji
Christifideles laici. Uważna lektura tego dokumentu staje się drogowskazem
działania dla dzieła, które swoje teologiczne i prawne podstawy znajduje
w obowiązującym nas Kodeksie Prawa Kanonicznego: wierni mają prawo
do swobodnego zakładania stowarzyszeń i kierowania nimi dla celów
miłości lub pobożności albo do ożywienia chrześcijańskiego powołania
w świecie, a także odbywania zebrań dla wspólnego osiągnięcia tych
celów. (por. kan. 224-231).
Jednocześnie Pasterz Kościoła przestrzegał: członek Akcji
Katolickiej chce zmieniać świat nie w oparciu o własne pomysły, choćby
najbardziej fantastyczne, lecz uznając za jedyny skuteczny sposób
zmiany świata głoszenie Ewangelii, uobecnianie Misterium Paschalnego
Chrystusa w Eucharystii i służbę w tym duchu wobec wszystkich. Wszelkie
inne programy przebudowy świata i Ojczyzny, o czysto horyzontalnym
wymiarze, nie są warte zachodu i dla nich nie warto tworzyć Akcji
Katolickiej. Jak rozumieć te nieco teologicznie nasycone stwierdzenia?
Pojawiają się pytania o sens Akcji Katolickiej, a niekiedy może się
pojawić i w sercu księdza wątpliwość co do sensowności jej organizowania.
Z całym przekonaniem stwierdzam potrzebę społecznego
uformowania ludzi wierzących, i to zarówno w Polsce, jak i na całym
świecie. Jedną ze sprawdzonych metod jest Akcja Katolicka. Ośmieszanie,
niszczenie tej inicjatywy jest pierwszym dobitnym dowodem, że wrogowie
Kościoła boją się tej formy budzenia laikatu. Chwile emocji, uniesienia,
doznane w świątyniach, nie wystarczą. Dobrze widzimy, co się dzieje
poza świątynią. I, niestety, przyzwalają na to ludzie, którzy przed
chwilą mieli usta pełne wzniosłych słów. Dlatego nie mogę się zgodzić
przy całym poszanowaniu wolności na wprowadzanie w święte miejsca
ludzi, którzy nie są ich godni z racji antyświadectwa życia. Za naiwność
duszpasterzy uważam czynienie ze świątyń konglomeratu "osobowości". Szatan boi się Krzyża i tych pól ewangelizacji, które Ojciec Święty
zalecił we wspomnianej już adhortacji:
1. poszanować godność ludzką;
2. promować szacunek dla prawa do życia;
3. chronić wolność religijną;
4. uwzględniać priorytet rodziny na płaszczyźnie społecznego
zaangażowania;
5. nobilitować miłość, jako duszę i podstawę solidarności;
6. przeniknąć Ewangelią życie gospodarczo-społeczne;
7. przepajać kulturę Ewangelią (por. CL 37-44).
Przełóżmy to na język doświadczenia życiowego.
Jednym z najważniejszych zadań stojących przed Kościołem
w Polsce jest to, co socjologia religii nazywa interioryzacją wiary,
a co po prostu oznacza bycie chrześcijaninem nie tylko w kościele,
ale wszędzie. Zwłaszcza w miejscach pracy. Można tego dokonać jedynie
przez wewnętrzną formację. Cieszę się, że ten element konstytutywny
AK jest mocno akcentowany i realizowany.
Drugim ważnym ogniwem - w moim odczuciu - jest intelektualna
podbudowa swojej wiary i postaw z nich wynikających. Z tym jest,
nie tylko u nas, nieco gorzej. Ciągle spadający nakład prasy katolickiej
powinien zastanawiać. Kapłani często tłumaczą to zubożeniem społeczeństwa.
Nie do końca się z tym zgadzam. Ludzie mają pieniądze na miałkie,
a nawet wrogie Bogu czasopisma, ale "Niedzieli", "Źródła" czy "Gościa
Niedzielnego" nie kupią. Cieszę się, że członkowie AK stawiają sobie
jako ważne zadanie lekturę Niedzieli. W ich szeregach są prawi, myślący,
często utalentowani ludzie z cenzusami naukowymi. Ufam, że podejmują
wysiłki, aby kształtować jej coraz doskonalszy obraz. A każdy tytuł
musi być czujny, by nie ulec skostnieniu.
Gruntowna duchowość i zbroja wiedzy dają poczucie odwagi
w dawaniu świadectwa.
Nie tak dawno młodzieżowe czasopisma katolickie rozpisywały
się o jednym z piłkarzy, który doprowadził do tego, że jego koledzy
przed każdym z meczów odmawiali w szatni wspólnie Ojcze nasz. To
dobry początek i fundament do świadectwa wiary w życiu. Pewnie wszyscy
z tego klubu byli ochrzczeni i chodzili do Kościoła, a jednak nie
widzieli tego problemu.
Formacja i wiedza winny owocować wyszukiwaniem pól działania.
Nietrudno o świadectwo modlitwy w świątyni. Trudniej w miejscach,
w których wartości Ewangelii wyśmiewa się lub minimalizuje. W pojedynkę
świadectwo staje się praktycznie niemożliwe. Oto w jednej z wiejskich
parafii członkowie AK odwiedzili funkcjonujące tam kioski "Ruchu"
i poprosili sprzedających, by wycofali sprzed oczu dzieci tytuły
pornograficzne czy obrazobórcze. I udało się. W innej sytuacji postanowili
zwracać uwagę na unikanie brudnych słów i troskę o kulturę języka.
Może dojdzie wreszcie do przełamania znieczulicy i znaków odwagi
w obronie ludzi obrażanych czy krzywdzonych na naszych ulicach, przystankach
czy drogach.
I inny obraz. Piątek poprzedzający dzień bierzmowania.
Na obrzeżach jednej ze szkół rozbawieni kandydaci do bierzmowania
raczą się alkoholem. Jest późna noc. Jutro przyjdą do katedry. Po
co? Ale czy winne są dzieci? Gdzie są rodzice, nauczyciele?
Ten przykład nasunął mi myśl, pragnienie. Nie można powielać
wzorów AK sprzed wojny. Wtedy zajmowała się ona teatrem, sportem,
kulturą wsi. Dziś przejęło to państwo. A jednak. Gdyby tak w każdym
Domu Kultury byli członkowie KSM lub AK i słysząc, że na piątek planuje
się dyskotekę, dawali świadectwo, że to nie wypada... Pewnie by na
początku zostali wyśmiani, ale może posiew ziaren odwagi znalazłby
naśladowców.
W Przemyślu odbył się niedawno pogrzeb szesnastoletniego
chłopca, zasztyletowanego przez rówieśników, "fanów" innej farmacji
sportowej. Pogrzeb sprofanowali demonstracyjnie obecni szalikowcy,
składając nad grobem zobowiązanie krwawej wendety i wołając - "śmierć
za śmierć". Gdyby tak w jednym czy drugim z tych klubów byli ludzie
KSM lub AK, uformowani do odważnego świadectwa miłości - nawet nieprzyjaciół
- musiałaby ustąpić "kultura śmierci". Droga do tych przemian prowadzi
przez wkalkulowanie w program sportowego wyjazdu Mszy św.
Przykłady można by mnożyć. Nie bójmy się odwagi. Apeluję
do księży, aby wyszukiwali ludzi, którzy dobrem zapełnią przestrzeń
brutalności i szeroko rozumianego profanum. Akcja Katolicka stwarza
okazję tego poczucia mocy płynącej z faktu wspólnego uczestniczenia
w zwycięskim dramacie Golgoty. Tam właśnie Jezus potwierdził słowa,
że gdy zostanie podwyższony na krzyżu, pociągnie wszystkich do siebie.
AK jest formą uczestniczenia w tym krzyżu i staje się niewątpliwie
udziałem w dopełnianiu cierpień Jezusa. Pamiętajmy, że świat jest
pełen demoralizacji, potrzebuje łaski, pod krzyżem dzisiejszej Golgoty
stoją ludzie czekający na świadectwo wiary. Nie popadajmy w samozadowolenie
i stagnację. Ciągle stoją przed nami trudne, ale prawdziwe słowa
przestrogi: chrześcijanina, który "nie przyczynia się według swej
miary do wzrostu ciała (Kościoła - J. M.), należy uważać za niepożytecznego
tak dla siebie, jak i dla Kościoła" (por. soborowy Dekret o apostolstwie
świeckich, 2).
Apeluję do nauczycieli, twórców kultury, lekarzy, działaczy
społecznych - aby włączali się w ruchy, wspólnoty i stowarzyszenia
katolickie, które powstały z natchnienia Ducha Świętego dla ożywienia
wiary we współczesnym Kościele. Ojciec Święty właśnie w nich upatruje
wiosnę Kościoła, o której tak często mówi.
Nie budujmy kolejnych mitów o śpiących rycerzach, którzy
staną za nas do pracy i modlitwy. Oni śpią w nas. Obudźmy wiarę i
wolę czynów z wiary, bo jak widać - czas ku temu szczególnie pilny.
Pragnę serdecznie podziękować Księdzu Redaktorowi Naczelnemu
i Współpracownikom Niedzieli za dzieło ewangelizacyjne, jakim jest
ten Tygodnik, na łamach którego znalazła "gościnę" rubryka Minął
tydzień.
Wskutek "spiętrzenia" się pewnych terminów zdecydowałem
przerwać na jakiś czas redagowanie tej rubryki. Czytelnikom dziękuję
za cierpliwość i liczne dowody życzliwości. Pilnym Czytelnikiem Niedzieli
być jednak nie przestanę!
Pomóż w rozwoju naszego portalu