Jasnogórskie fanfary
Cichutko, na palcach, aby nie przeszkadzać modlącym się wiernym,
przemykamy bocznym chórem nad Kaplicą Cudownego Obrazu na Jasnej
Górze. To stąd 5 razy w ciągu dnia paulini grają intradę na odsłonięcie
i zasłonięcie Obrazu Matki Bożej. Uświęcone wielowiekową tradycją
granie na żywo jest w czasach tylu technicznych możliwości rejestrowania
dźwięków taką rzadkością, że wiele osób, gdy słyszy jasnogórską fanfarę,
uważa, że jest ona odtwarzana z taśmy magnetofonowej.
Chociaż następna fanfara dopiero za godzinę - wszystko
jest przygotowane. W drewnianej szafce ułożone na swoich miejscach
trąbki, kornety i tuba, obok pulpity z rozłożonymi nutami. Dalej
- najstarszy z instrumentów będących jeszcze w codziennym użytku
- ponadtrzystuletni kocioł, na którym wygrywa się, albo raczej wybija,
równomierne tremolo, stwarzające tło dla melodii instrumentów dętych.
"Tradycja grania intrady na odsłonięcie i zasłonięcie
Cudownego Obrazu trwa od co najmniej 400 lat - mówi Alfred Stępniewski,
który kieruje tym zespołem od blisko 40 lat i już w niejednym nowicjuszu
odkrył talent muzyczny. - Mamy w repertuarze 9 fanfar Perossiego,
włoskiego muzyka z przełomu XIX i XX wieku, intradę Starokrólewską
oraz Bogurodzicę i Gaude Mater Polonia".
W służbie muzyki
Alfred Stępniewski, który w listopadzie br. obchodził jubileusz 70-lecia pracy artystycznej, jest niezwykłą postacią w częstochowskim środowisku muzycznym. Z muzyką związał się w 1930 r., kiedy śladem starszego brata trafił do Orkiestry Wojskowej 66. Kaszubskiego Pułku Piechoty Marszałka Józefa Piłsudskiego. Po wrześniowych walkach w 1939 r. znalazł się w rosyjskim obozie jenieckim, a po wymianie jeńców został wywieziony na roboty do Niemiec. Po wojnie związał się z orkiestrą wojskową 6. Pułku Piechoty w Częstochowie. Zawsze uważał, że muzyka jest niezależna od polityki, a jednak w latach stalinowskich został skazany na 6 lat więzienia, konfiskatę mienia i utratę praw publicznych " za wrogi stosunek do ZSRR i chęć obalenia ustroju przemocą". Po odbyciu części kary, dzięki amnestii, opuścił wrocławskie więzienie i powrócił do muzyki. Grał na waltorni w Orkiestrze Symfonicznej Filharmonii Częstochowskiej, uczył w miejscowej szkole muzycznej, zakładał i prowadził orkiestry dęte w regionie. W jego życiorysie wspomnienia muzyczne przeplatają się z historycznymi: grał na pogrzebie marszałka Piłsudskiego w Krakowie, na powitaniu angielskiego kard. Bernarda Griffina i kard. Augustyna Hlonda w Częstochowie. Jednak najważniejsze momenty nie napisanego, z braku czasu, pamiętnika wiązały się z Jasną Górą. Zespół intradzistów, który powierzono mu prawie 40 lat temu, i Jasnogórska Orkiestra Dęta, którą prowadzi od 20 lat, grają przecież podczas najważniejszych uroczystości, a dzięki telewizji satelitarnej i radiu słychać ich na całym świecie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Muzyczne powołanie
"Początki były trudne. Po pierwszej próbie z zespołem intradzistów wiedziałem, że muszą oni przede wszystkim poznać techniczne tajniki gry na instrumencie dętym, który wcale nie jest łatwy - wspomina Alfred Stępniewski. - Większość braci, którzy trafiali do tego zespołu, nie miała przygotowania muzycznego. Zaczynaliśmy więc od podstaw: czytania nut, gam, pasaży. Stopniowo włączałem nowicjuszy w grę całego zespołu. Wielką radością dla wszystkich było, kiedy okazywało się, że ktoś ma prawdziwy talent muzyczny. Również w paulińskim klasztorze w Leśniowie jest orkiestra złożona z kilkunastu braci i ojców, z którymi długo pracowałem. Jest to dobra orkiestra, chociaż zaczynaliśmy naukę od podstaw".
Grać coraz lepiej
Dzięki panu Stępniewskiemu mam niecodzienną okazję zobaczenia
miejsc dostępnych przeważnie tylko dla muzyków. Chór nad Kaplicą
Cudownego Obrazu, gdzie gra zespół intradzistów, obszerną salę prób
za zakrystią i chór nad Bazyliką, gdzie gra podczas uroczystości
orkiestra dęta. Tworzą ją świeccy muzycy. Są to profesjonaliści ze
średnim, a wielu z wyższym wykształceniem muzycznym. Podczas uroczystości
i koncertów występują w białych marynarkach z wyhaftowanymi na wyłogach
lirami i naszytymi na rękawach herbami paulińskimi. W czasie największych
świąt orkiestra gra wspólnie z zespołem intradzistów. Pan Stępniewski
jest niestrudzony, jeżeli chodzi o nowe pomysły w repertuarze i aranżacji. "
Teraz chcę dodać do składu orkiestry gitarę i kontrabas - mówi. -
Oba instrumenty złagodzą nieco ostre brzmienie instrumentów dętych.
Jak to pięknie brzmi, można będzie usłyszeć już w styczniu, podczas
uroczystości patrona Zakonu - św. Pawła Pierwszego Pustelnika".
Słuchaczowi tych wspomnień nasuwa się refleksja, że pan
Alfred rozwijał swój talent muzyka i pedagoga nie tylko przez wytrwałą
pracę, ale również przez szczodre dzielenie się z innymi. Dając innym,
sam otrzymywał coraz więcej. Z muzyką związana jest także cała niemal
jego rodzina. Troje dzieci wykonuje zawód muzyka. Najmłodszy syn
jest koncertmistrzem w Orkiestrze w Detroit. Absolwentami szkół muzycznych
jest również troje z czwórki wnuków. Jego talent i pracę doceniali
wielokrotnie Ojcowie Paulini, którym artyści i ludzie sztuki zawsze
byli bliscy. W 1976 roku pana Stępniewskiego spotkał wyjątkowy zaszczyt:
został włączony do grona konfratrów Zakonu.
Nic dziwnego, że uroczyste obchody niezwykłego jubileuszu
70-lecia jego pracy artystycznej zgromadziły setki osób. W uroczystej
Mszy św. na Jasnej Górze, celebrowanej przez bp. Antoniego Długosza,
w koncercie w Filharmonii oraz w Apelu Jasnogórskim, podczas którego
zespół intradzistów po raz pierwszy w swojej historii zagrał na dole
w Kaplicy, uczestniczyli uczniowie, koledzy muzycy, a także melomani.
Uroczystości towarzyszyły życzenia, kwiaty, łzy wzruszenia. To wszystko
jest najlepszym dowodem, że - jak powiedział o. przeor Izydor Matuszewski
- "Pan Stępniewski jest, poprzez swoją pracę artystyczną i pedagogiczną,
jak płonąca pochodnia, która zapala inne pochodnie miłością do muzyki
i piękna".