Na wniosek posłów z ZChN-u Sejm oddał hołd członkom organizacji "
Wolność i Niezawisłość". Posłowie SLD sprzeciwili się przyjęciu tej
uchwały, stwierdzając, że nie będą czcić członków organizacji antykomunistycznej.
Po wystąpieniu posła L. Pastusiaka, przemawiającego w imieniu SLD,
który powiedział, że obywatele dzisiaj oczekują walki z biedą i bezrobociem,
a nie historycznych uchwał skierowanych ku przeszłości, po jego przekłamaniach,
że w latach 1944-48 toczyła się w Polsce wojna domowa, że dawni żołnierze
AK zrzeszeni w WiN-ie dokonywali aktów terroru, włącznie z mordowaniem
niewinnych ludzi, w tym kobiet i dzieci, że obrońców Polski Ludowej
zginęło więcej niż dawnych AK-owców, rozpętała się w Sejmie prawdziwa
burza. Na czas dalszego przemówienia L. Pastusiaka wyszli z sali
posłowie AWS, UW, PSL. Opuścili też w proteście galerię dawni żołnierze
AK i WiN, wołając: "hańba, skandal!". Potem na korytarzach sejmowych
nie kryli swego oburzenia. Nawet późniejsze przeprosiny, które wyraził
wicemarszałek Sejmu z SLD M. Borowski, nie zatarły wrażenia żenującej
licytacji polskiej krwi, jakiej dopuścili się posłowie z SLD. Jednym
słowem, takiej kompromitacji lewicy dawno w Sejmie nie widziano.
Czy jednak należało się od nich spodziewać innego stosunku do PKWN-u
i PRL-u?
O co jednak w Sejmie poszło? Aby odpowiedzieć na to pytanie,
przypomnijmy najpierw w kilku zdaniach powojenną sytuację, w jakiej
rozpoczęło działalność zrzeszenie "Wolność i Niezawisłość". Jak wiadomo,
w styczniu 1945 r. nastąpiło rozwiązanie Armii Krajowej, a w konsekwencji
doszło do zlikwidowania struktur Państwa Podziemnego. Rząd emigracyjny
w Londynie wycofał się ze spraw krajowych, z racji cofnięcia mu uznania
przez mocarstwa zachodnie. Całą władzę przejął uzurpatorski PKWN
utworzony w Moskwie.
To zrozumiałe, że taki obrót sprawy wytworzył wśród milionów
Polaków poczucie braku politycznego oparcia i opuszczenia. Zwłaszcza
dziesiątki tysięcy ujawniających się żołnierzy Armii Krajowej potrzebowało
jakiegoś przywództwa, jakiejś organizacji broniącej ich przed aresztowaniem
i więzieniem, przed komunistyczną samowolą. Trzeba wszak pamiętać,
że w wielu przypadkach sądami kierowali Sowieci, prokuratorami zostawali
żołnierze bez matury, a najważniejsze procesy skazujące polskich
przywódców toczyły się w Moskwie.
W tej sytuacji 2 września 1945 r. zostało powołane zrzeszenie
byłych żołnierzy Armii Krajowej pod nazwą "Wolność dla Obywatela,
Niezawisłość dla Kraju" z zaznaczeniem, że jest to ruch oporu bez
wojny i dywersji. Cztery kolejne zarządy zrzeszenia były rozbijane
przez sowieckie NKWD i polski Urząd Bezpieczeństwa, a ich członkowie
albo mordowani, albo skazywani na długoletnie więzienia. Członkowie
ostatniego zarządu WiN zostali rozstrzelani 50 lat temu, w marcu
1951 r. Można jeszcze dodać, że pewne wyobrażenie o liczebności WIN-u
daje tzw. amnestia z 1947 r., kiedy to ujawniło się 25 tys. członków
tego stowarzyszenia. W jej następstwie 3 tys. członków zaraz aresztowano
i poddano najpierw okrutnym torturom, skazywano na śmierć lub długoletnie
więzienie. Zapełniły się więzienia UB we Wronkach, na Mokotowie,
w Rawiczu, Lublinie, Kielcach czy Wrocławiu. Aby skompromitować członków
WiN-u, rządowe bojówki komunistów podszywały się pod nich, strasząc,
rabując i mordując bezbronnych ludzi. Potem odbywały się fikcyjne
procesy, skazania niewinnych członków WiN-u. Stosowano terror polityczny,
a fałsz stał się podstawowym narzędziem walki z narodem nie pogodzonym
z myślą o utracie niepodległości.
Wydawałoby się, że dzisiaj nie trzeba nikomu przypominać
prawdy, iż dla Polaków zakończenie II wojny światowej nie przyniosło
zwycięstwa, ale przeciwnie, otworzyła się dalsza karta tragicznej
historii, pisanej tym razem przez okupanta ze Wschodu. Czy więc w
sejmowej uchwale oddającej hołd działaczom WiN-u chodziło tylko o
to, by rozdrapywać rany - jak to zarzucili prawicy posłowie SLD?
Odpowiem pytaniem: czy dzisiaj nie wolno znowu, tak jak to było w
PRL-u, uczcić powojennych bohaterów rozstrzeliwanych podobnie, jak
to uczyniono z polskimi oficerami w Katyniu, strzałem w tył głowy?
Oceniając powstanie i działalność WiN-u, trzeba napisać,
że obok kilku innych, była to organizacja po wojnie, która uratowała
nasz kraj przed kompletną sowietyzacją, przed włączeniem naszego
kraju w skład Republik Radzieckich. To dzięki tym byłym żołnierzom
Armii Krajowej doszło w 1956 r. do wydarzeń w Poznaniu i zelżenia
komunistycznych represji. A trzeba pamiętać, że kiedy po śmierci
Stalina w 1953 r. w samym Związku Radzieckim doszło do demokratycznych
zmian, u nas, chcąc się przypodobać Chruszczowowi, jeszcze bardziej
wzmożono represje, czego przykładem jest aresztowanie Prymasa Polski
- kard. Stefana Wyszyńskiego.
Sejm RP, pragnąc więc uchwałą uczcić pamięć pomordowanych
przed 50 laty członków ostatniego zarządu WiN-u, miał zamiar przypomnieć
ofiarę tych wszystkich, którzy nie cofnęli się przed oddaniem własnego
życia, byśmy dzisiaj mogli żyć w wolnej i niepodległej Polsce. To
miał być dowód szacunku i pamięci. Dlaczego więc lewica zareagowała
przemówieniami wypełnionymi historycznym kłamstwem, a w następstwie
tego wnioskiem o odrzucenie uchwały? Czyżby tamte komunistyczne zbrodnie
na Polakach nie miały już dzisiaj dla nich znaczenia?
SLD, obóz polityczny wywodzący się w prostej linii z
tamtej komunistycznej formacji, wysługującej się Sowietom, w dalszym
ciągu nie chce uznać prawdy, że po wojnie Polacy walczyli o niepodległość,
że nie było żadnej wojny domowej między Polakami, ale bezwzględne
mordowanie polskich działaczy na rozkaz Kremla. To były oczywiste,
najbardziej okrutne zbrodnie. Jak bowiem inaczej określić np. zastrzelenie
prezesa komitetu powiatowego WiN-u z Grójca orzącego pole?
Przez 40 lat rządów PZPR-u Polacy orientowali się, kto
po wojnie był patriotą, a kto szubrawcem i sługusem Moskwy! Nawet
jeśli nigdy o tym nie uczono w szkole, nie mówiono publicznie, to
prawdziwą historię przekazywano sobie w rodzinach. Tymczasem to,
co się wydarzyło w Sejmie, stawia przed nami pytanie o ostatnie dziesięć
lat wolności, o zakłamywanie obecnie naszej historii. Nie kierując
oskarżeń w żadną stronę, należy napisać, że komuś bardzo zależy na
zakłamywaniu polskiej historii, przekonywaniu młodego pokolenia,
że historia jest rzeczą dyskusyjną, że nie da się jednoznacznie ocenić
tak komunistycznej agentury, jak i działaczy Polski Podziemnej. Trzeba
wprost napisać, że od dziesięciu lat jesteśmy świadkami jakby "grubej
kreski" nałożonej na polską historię, pozwalającej z jednej strony
na rehabilitację PRL-u, na wmawianie młodemu pokoleniu, że działalność
powstaniowa czy antykomunistyczna była destrukcyjna, szkodliwa, bo
nie służyła polskiej racji stanu, a z drugiej strony - na wysuwanie
oskarżeń, jak to ma miejsce w przypadku Jedwabnego, że wszyscy Polacy
są winni tej zbrodni. Po co komu potrzebne są dzisiaj te fałsze?
Czy pisanie "nowej" historii Polski zostało również ustalone przy "
Okrągłym Stole"?
Pomóż w rozwoju naszego portalu