Biskup Michał Janocha, który przewodniczył mszy, podkreślił, że katastrofa ta stała się wielką raną dla całego narodu i pozostaje nią do dziś.
W wieczornej mszy wzięli udział m.in.: prezes PiS, wicepremier Jarosław Kaczyński, premier Mateusz Morawiecki, prezydent Andrzej Duda z pierwszą damą Agatą Kornhauser-Dudą, marszałek Sejmu Elżbieta Witek, wicepremierzy: Piotr Gliński, Jacek Sasin, ministrowie, w tym m.in. szef MSWiA Mariusz Kamiński, szef MS Zbigniew Ziobro.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Po jej zakończeniu para prezydencka złożyła kwiaty pod znajdującą się w Archikatedrze Warszawskiej tablicą upamiętniającą prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Zgromadzonych na mszy przywitał proboszcz Parafii Archikatedralnej św. Jana Chrzciciela ksiądz Bogdan Bartołd.
Bp Janocha przytoczył w homilii słowa wydrapane - jak mówił - na ścianie katowni Gestapo, że "łatwo jest mówić o Polsce, trudniej dla niej pracować, jeszcze trudniej zginąć, a najtrudniej cierpieć". Podkreślał, że podobnie myśleli m.in. powstańcy warszawscy, więźniowie niemieckich obozów i sowieckich łagrów oraz oficerowie wiezieni ciężarówkami do Katynia - którzy do tej drogi zostali zmuszeni przemocą.
Reklama
"A co myśleli po latach ich duchowi synowie i córki, którzy 10 kwietnia 2010 r. lecieli samolotem, aby wraz z prezydentem Lechem Kaczyńskim i jego małżonką pomodlić się na ich grobach? Oni, którzy byli prawdziwą elitą, reprezentacją narodu (...) oni, którzy wybrali tę drogę świadomie i dobrowolnie - czy mogli pomyśleć, że to ich lot ostatni?" - pytał.
"To, co się wydarzyło przed 11 laty pod Smoleńskiem, stało się wielką raną - nie tylko dla najbliższych, rodzin i przyjaciół, stało się wielką raną dla nas wszystkich, dla całego narodu i pozostaje nią po dziś dzień" - podkreślił.
Pytał, co należy robić z tą raną. "Można rozdrapywać, jątrzyć, wtedy bardziej krwawi, można ją zasłonić, udawać, że jej nie ma - ale przecież zasłaniana pozostaje. Można przyjąć postawę człowieka niegodną, można ją wyśmiewać, można z niej szydzić. Wszystko można, ale czy się godzi?" - mówił bp Janocha.
"Dziś, 11 lat po tej katastrofie, stajemy się narodem coraz bardziej wewnętrznie skłóconym, wojującym ze sobą, narodem pobitym" - zauważył. Nawiązywał w tym kontekście do słów kardynała Stefana Wyszyńskiego, który w kazaniu mówiąc o postaci Łazarza umierającego z głodu, którego rany lizały psy, wskazywał, że szlachetnym zadaniem jest "lizać rany człowieka pobitego, leczyć naród, leczyć ludzi".
Bp Janocha podkreślał, że apostołowie rozpoznali zmartwychwstałego Chrystusa po ranach; przekonywał, że podobnie należy czytać naszą historię osobistą, społeczną, narodową - zwycięstw i klęsk, powstań, ale także niepodległej Polski, Solidarności.
Reklama
"Ta historia pozostawia na ciele narodu swoje rany - te dawne i nowe, zabliźnione i zupełnie świeże. Czy wspominanie ich to cierpiętnictwo, jak myślą niektórzy? Nie, tu jest nasze polskie DNA, to jest nasza narodowa pamięć, tożsamość, cierpliwie tkana przez wieki osnową wydarzeń i mitów, wątkami heroicznymi i pospolitymi, wciąż na nowo interpretowana" - mówił. Zaznaczył, że ta pamięć i tożsamość powalała Polakom "zwycięsko wychodzić z prób, których nie brakowało w historii i nie brakuje".
Podkreślał, że "dziś inżynierowie dusz pracują w swoich retortach nad zniszczeniem naszej pamięci i tożsamości, aby na jej gruzach zbudować nowy wspaniały świat". "Jaką inną wizję własnej historii i tożsamości można przedstawić człowiekowi, społeczeństwu, narodowi, na jakich fundamentach mają budować swoją przyszłość nasze dzieci?" - pytał bp Janocha.
10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu Tu-154, wiozącego delegację na uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego żona Maria, najwyżsi dowódcy wojska i ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski. (PAP)
autorka: Wiktoria Nicałek
wni/ krap/