Wielu zastanawia się nad zbliżającą się klęską wyborczą prawicy.
Marian Krzaklewski w Nowinach rzeszowskich (z 2 lipca br.) w wywiadzie
zatytułowanym Warto przegrać, by wygrała Polska, usprawiedliwia siebie,
że nawet za cenę przegranej warto było rządzić, aby wprowadzić ważne
i konieczne dla Polski reformy. Takie stanowisko polityka wypada
uszanować. Czy jednak podziela je społeczeństwo? Dodam od siebie,
że sama potrzeba oraz wola przeprowadzenia reform nie wystarczy,
należało wszak przekonać ludzi, udowodnić im, że reformy były słuszne
i najlepsze.
W zastrzeżeniach do AWS-u pojawia się zarzut o program
i wyborcze obietnice, których nie zrealizowano. Sądzę, że problem
należałoby postawić inaczej, zapytać: po co tyle robiliście, dlaczego
porwaliście się na zbyt wiele, i to bez przyzwolenia społecznego?
Czy w tym nie ukrywał się jakiś lewicowo-liberalny przekręt?
Dlaczego bowiem nie poinformowano społeczeństwa, że poprzednia
lewicowa ekipa pracowała nad reformami, ale nie miała odwagi ich
wprowadzić? Prowadzono wszak prace nad programem restrukturyzacji
górnictwa, hutnictwa, PKP, służby zdrowia, oświaty, ubezpieczeń i
emerytur, a także administracji. Pracowano od lat nad tymi reformami,
ale nikt nie miał odwagi czegokolwiek wprowadzać. Zdawano sobie wszak
sprawę z tego, że jeśli kolejna ekipa nie podejmie reform, zatrzymamy
się w rozwoju jak Ukraina czy Białoruś.
Dlaczego, wprowadzając niezbędne reformy państwa, zaniedbano
dokonania bilansu zamknięcia, nie przedstawiono społeczeństwu faktu,
że Polska pod rządami lewicy straciła cztery lata w rozwoju, że np.
wyprzedaż i grabież majątku narodowego, głównie banków, zagrażały
o wiele większą zapaścią na rynku pracy, aniżeli ta, jaką obecnie
przeżywamy. Zamiast np. likwidować kopalnie, magazynowano miliony
ton węgla na kopalnianych zwałach. Przykłady absurdów gospodarczych
z tamtych lat można by mnożyć. Dlaczego pozostawiono bez komentarza
lewicowe rządy?
Jednak największym kłamstwem tej kadencji było wmówienie
społeczeństwu przez środki przekazu, że zwyciężyła i rządzi prawica.
Tymczasem był to kontrolowany sukces, ponieważ Akcja Wyborcza Solidarność
nie mogła sama utworzyć rządu. Godząc się zaś na koalicję z Unią
Wolności, dopuściła "kontrolera" do wszystkich tajników władzy, oddała
mu nawet kluczowe stanowiska, zaakceptowała liberalny program. Przekręt
jednak polegał na tym, że nawet w koalicji z UW brakowało głosów,
by odrzucić weto prezydenta. I w tym widziałbym najpoważniejszy argument
za tym, że rządy AWS-u były ściśle reglamentowane, kontrolowane,
aby czasem nie doszło do jakichś prawicowych odchyleń. W sumie więc
prezydent Kwaśniewski aż czternaście razy musiał wkraczać w akcję,
by Sejm nie uchwalił jakiegoś istotnego elementu programu AWS-u.
Można napisać, że Kancelaria Prezydenta stale pilnowała, aby nie
przeszła ustawa dobra społecznie, dobra dla polskiej gospodarki narodowej,
dla polskiej racji stanu.
AWS może obecnie wszystko przegrać, tymczasem urząd tak
precyzyjnie blokujący procesy ustawodawcze nie ponosi z tego tytułu
żadnych konsekwencji. Prezydent Kwaśniewski odrzucał bowiem ustawy, "
tworzył" nowe województwa, krytykował rząd i Sejm, i nikt go z tego
nie rozlicza. Czy to tak trudno określić straty wynikające z ustaw,
które zostały zawetowane? Ile np. rodzin zostało poszkodowanych z
powodu weta Prezydenta do wprowadzenia podatku prorodzinnego? Ile
zakładów zostało złodziejsko sprywatyzowanych z powodu zawetowania
prokuratorii generalnej?
AWS jako jedyna partia ma zapłacić za błędy reform. B.
Geremek rozgłasza na wiecach wyborczych, że on chciał dobrze, ale
Akcja mu na to nie pozwoliła. Platforma czy PiS twierdzą, że tylko
ich partie mają dobry program dla Polski. SLD i PSL mają swój program
ujawnić i zrealizować po wygranych wyborach. Prezydent nie bierze
udziału w grze, choć zawetował tyle ustaw. Sam wprowadził w ciągu
4 lat tylko jedną ustawę o odszkodowaniach dla ofiar wojny, odrzuconą
przez Sejm. Mimo to uważa, że ma prawników lepszych niż 460 posłów
i 100 senatorów razem z setkami ekspertów! To jest jakaś polska schizofrenia
polityczna, rodzaj socjalistycznej demokracji, wymyślonej przy "okrągłym
stole" dla prezydenta z komunistycznego wówczas nadania.
Wielu pyta o przyczyny klęski prawicy. Porwanie się na
wielkie reformy bez zagwarantowania im promocji w publicznej telewizji
i radiu było niewybaczalnym błędem. Jak pamiętamy, nie znalazło się
nawet miejsce dla zwyczajnej rządowej informacji o prowadzonych reformach,
a ich recenzowanie przez dziennikarzy usłużnych opozycji było nieustannym
straszeniem ludzi i wytykaniem błędów. I tak pozostało do dzisiaj,
codziennie wszak, oprócz rządzącego AWS-u, każda z partii, a głównie
SLD, PSL i UW są ukazywane w setkach przychylnych relacji, i choć
wielu myślących Polaków z irytacją obserwuje ten cyniczny spektakl
propagandy rodem z PRL-u, nikt z rządzących nie potrafi skutecznie
temu zapobiec.
Na marginesie można dodać, że zarzut upartyjnienia środków
przekazu tylko częściowo usprawiedliwia to, co w nich się dzieje.
Oglądając np. najnowszy produkt telewizji z cyklu
reality show - Amazonki, dochodzę do wniosku, że ta eskalacja
prymitywizmu, kiczu i pornografii jest niezależna od upartyjnienia
środków przekazu. Dochodzę do wniosku, że telewizja jest traktowana
jak folwark przez gang ludzi zdeprawowanych, mających w pogardzie
chrześcijańską moralność i wartości ojczyźniane. Ogromne pieniądze
czerpią nie partie, ale prezesi, dyrektorzy, nadawcy, dziennikarze
i redaktorzy, bo oni produkują i dopuszczają te antywartościowe programy
na antenę. Wniosek: telewizyjny kicz, głupota i tandeta, wymieszane
z silną dawką przemocy i pornografii, mają wyzuć naród z wartości,
ogłupić społeczeństwo, wykreować uczestników programu Wielki Brat
na bohaterów, aby stali się idolami młodzieży, mogli startować po
mandaty do Sejmu, aby ich nazwiska stały się głośne, a poznane twarze
posłużyły jako kapitał polityczny lewicy, liczącej na niedojrzałość
społeczeństwa, stopniowe omamienie i stępienie sumień.
Świat nierzadko biczuje prawych i uczciwych polityków,
a honoruje cyników i krętaczy. Jan Paweł II zapisał na ten temat
w adhortacji o zaangażowaniu świeckich w Kościele Christifideles
laici słowa: "Ani oskarżenia o karierowiczostwo, o kult władzy, o
egoizm i korupcję, które nierzadko są kierowane pod adresem ludzi
wchodzących w skład rządu, parlamentu, klasy panującej czy partii
politycznej, ani dość rozpowszechniony pogląd, że polityka musi być
terenem zagrożenia, bynajmniej nie usprawiedliwiają sceptycyzmu i
nieobecności chrześcijan w sprawach publicznych". Dziękując Ojcu
Świętemu za te słowa otuchy skierowane do chrześcijańskich polityków,
coraz jaśniej widzę, że ktoś przed czterema laty zaplanował wygraną
bardzo dziwnej prawicy, aby po wprowadzonych reformach oddać władzę
jedynie słusznej partii, dobrze widzianej wśród swoich w Europie
i na świecie. Czy naród skapituluje w wyborach przed tą wytyczną?
Pomóż w rozwoju naszego portalu