„ Aby obronić się przeciwko każdemu potopowi – trzeba żywej, bohaterskiej wiary. A z niej jako czynnik niezbędny, odżywiający się wiarą, wynika i dołączyć się musi do naszego wychowania duch ofiary i służby braterskiej”.
Te słowa wypowiedział Prymas na Jasnej Górze 3 maja 1973 roku, 28 lat po zakończeniu II wojny światowej. Pobrzmiewa w nich nuta naszej przeszłości historycznej i własnych doświadczeń wojennych autora, które były sprawdzianem wartości stanowiących o kapłaństwie i człowieczeństwie. W czasach pogardy dla wiary kapłańskie powołanie księży i alumnów wystawione było na ciężką próbę - często okrutne tortury i śmierć.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ks.Stefan Wyszyński od razu odpowiedział na apel rządu i wraz z innymi młodymi mężczyznami skierował się na Wschód. Gdy się okazało, że stamtąd Polacy nie mogli spodziewać się pomocy, wrócił do Włocławka z myślą zorganizowania nauki w Seminarium Duchownym. Niestety, polityka Niemców skierowana na niszczenie religii, kultury i nauki nie pozwoliła na realizację zamierzeń. Gestapo czyhało na księdza - redaktora przedwojennych pism katolickich. Czując zagrożenie dla życia ks. Stefana- człowieka słabowitego zdrowia, ale kapłana rokującego nadzieję, rektor Seminarium ks. Franciszek Korszyński nakazał Mu opuszczenie Włocławka. Niepokorny uczeń nie chciał wykonać polecenia swojego profesora. „ Wyjadę, jeśli wszyscy wyjadą. Gdyby chociaż jeden profesor lub kleryk został- i ja zostanę”- odrzekł stanowczo. Nie chciał być wyróżniony. Nie pomógł argument, że jest słabego zdrowia i nie wytrzyma tortur. Nie uległ też pod najmocniejszym z argumentów, że będzie potrzebny dla przyszłości. Kardynał chciał być z innymi. Solidarność i służba braterska ze wspólnotą kapłańską były ważniejsze niż ratowanie życia. Nie widząc innej możliwości, rektor poprosił o wstawiennictwo biskupa Kozala, który rozkazem zmusił ks. Wyszyńskiego do wyjazdu. Ksiądz czuł się jak zdrajca, który uciekł z powierzonej mu placówki. Przeżywał ciężkie chwile, a do ich złagodzenia wcale nie pomagała argumentacja, że musi uratować swoje życie. Gestapo natychmiast po Jego wyjeździe splądrowało mieszkanie, a 44 osoby z biskupem Kozalem i rektorem zostały aresztowane. Prymas znalazł schronienie u rodziny w Wyciszewie. Pozostawienie swoich seminaryjnych współtowarzyszy nie dawało mu jednak spokoju. Koniecznie chciał wrócić do Włocławka. Wysłał więc na zwiady swoją siostrę. Jego powrót okazał się niebezpieczny. Zwyciężył rozsądek i ksiądz został w Wyciszewie do lipca 1940 r., przygotowując kazania oparte na encyklikach społecznych. Gestapo węszyło w miejscach pobytu kapłana. Prymas ciągle je zmieniał. Pomagała mu w tym siostra i koledzy – kapłani. W Wyciszewie znalazła Go siostra zakonna z Lasek, która poprosiła w imieniu ks. Wł. Korniłowicza, by otoczył opieką duchową przebywające w majątku Zamoyskich siostry i ich niewidomych podopiecznych. Pałac przejęty był przez Wermacht, który zajmował jego część, w innej zamieszkiwała inteligencja pozbawiona swojego domu, w oficynie ulokowano siostry.
Reklama
Ksiądz Stefan był dla wszystkich pocieszeniem, otuchą i nadzieją. Prowadził pod bokiem Niemców rekolekcje dla ziemian i robotników. Miał w sobie moc przetrwania i dzielił się nią ze wszystkimi. Niestety, w październiku 1941 r. odnowiła się choroba płuc i ksiądz Wyszyński musiał wyjechać na leczenie do Zakopanego. Tam został aresztowany w ulicznej łapance. Uratował Go przypadek – Opatrzność czuwała nad Prymasem. Był przecież potrzebny dla przyszłości. Musiał szybko zmienić miejsce pobytu. Osiedlił się w Żułowie na Ziemi Lubuskiej, gdzie opiekował się niewidomymi i siostrami oraz uczył potajemnie młodzież. Okazało się, że na liście poszukiwanych przez Gestapo jest ks. Jan Zieja - ukrywający się kapłan z Lasek - i ks. Wyszyński musi go zastąpić. Pracował pod pseudonimem „ Siostra Cecylia”. Z tego czasu wspomina modlitwy z ociemniałymi do Matki Bożej i codzienne różańce, które odmawiali, mimo artyleryjskiego ostrzału. Zajęć nie ograniczył do Lasek. Poruszał się po Warszawie, prowadząc rekolekcje, dyskutując z ziemianami, inteligencją i robotnikami. Zdobył sobie sympatię skupionych w Warszawie Polaków. „ Ten człowiek ma jakieś posłannictwo. Jeszcze wstrząśnie chrześcijaństwem”- prorokowali. „ Każde słowo realizuje życiem. Nie mówi niczego na wyrost”- zauważyli. W Laskach zastał Księdza wybuch Powstania Warszawskiego. Kardynał bał się o swoich podopiecznych. Część z nich otrzymała przydział wojskowy i wymaszerowała do powstania. Inni, za radą Duszpasterza, poszli walczyć, „bo giną ludzie”. Jednak nie pozwolił dziewczętom zabijać. „Wy jesteście po to, aby nieść życie”-przykazywał. Sam został kapelanem szpitala powstańczego w Laskach, okręgu wojskowego Żoliborz – Kampinos, pseudonim „ Radwan2”. Był wszędzie tam, gdzie Go potrzebowano. Mimo że widok krwi prowadził czasami do omdlenia, walczył z tym, by wspierać chorych i dodawać otuchy. Służył nie tylko polskim żołnierzom. Na śmierć przygotowywał Węgrów, Ukraińców i Niemców, którzy prosili polskiego księdza o ostatnią posługę. Był zawsze na posterunku, bo:
Reklama
„ Człowiek najlepiej afirmuje siebie, dając siebie” – napisze św. Jan Paweł II.
W stosunku do żołnierzy potrafił być surowy. W pamięci zachował łączniczki i sanitariuszki gotowe do ofiar i poświęceń. Te młode dziewczyny, gdy szły do walki, prosiły o medalik lub obrazek z Matką Boską. Z Jasnogórską Panią czuły się bezpieczniej. Wspomina też ofiarność warszawiaków, którzy ratowali w czasie okupacji przywiezione z Zamojszczyzny polskie dzieci. „ To była polska racja stanu: ratować dzieci, (….)I jesteśmy z tego dumni” – pisze Prymas, który obronił się przed potopem wojennym żywą wiarą, duchem ofiary i braterską służbą, by ofiarować swoje życie Kościołowi i Ojczyźnie po 1945 roku.