Amerykańscy kaznodzieje często rozpoczynają kazanie dowcipem. Oto jeden z nich:
Na przepustkę poszło dziewięciu żołnierzy. Wszyscy wrócili spóźnieni. Naturalnie, dowódca wzywał każdego na dywanik. Pierwszy tłumaczył się: „Miałem spotkanie z moją dziewczyną i straciłem poczucie
czasu. Kiedy zdałem sobie sprawę, że trzeba wracać, ostatni autobus już odjechał. Wziąłem taksówkę, ale ta w połowie drogi się zepsuła. Wziąłem więc konia, jednak po jakimś czasie koń upadł i zdechł.
Musiałem więc iść na piechotę i stąd moje spóźnienie”.
Następny żołnierz powiedział to samo i kolejni również. Okazało się, że każdy z nich miał taką samą przygodę....
Kiedy dziewiąty żołnierz w swojej relacji doszedł do momentu, że uciekł mu autobus, dowódca przerwał mu, mówiąc: „Już wiem, co było dalej: wziąłeś taxi, samochód się zepsuł, wziąłeś konia itd”.
A żołnierz na to: „O nie, tu było inaczej. Wziąłem taxi, ale mniej więcej w połowie drogi napotkaliśmy 8 martwych koni i nie można było przejechać. Musiałem więc iść dalej pieszo...”.
Czekamy na następne listy Czytelników „Niedzieli”. Może podzielicie się Państwo z nami swoimi przeżyciami i opiszecie spotkania czy rozmowy, które pozwoliły Wam szczerze się uśmiechnąć...
Redakcja
Pomóż w rozwoju naszego portalu